Studentka malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych.
Dwudziestodwuletnia Paryżanka.
Album | Powiązania | Wspomnienia
Paryż, rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty. Płatki śniegu tańczyły w powietrzu otulając swoją białą płachtą śpiące ulice. Miasto wyglądało niczym zimowa, baśniowa kraina. Stary zegar wiszący w dostojnym salonie wybijał północ. Zaczynał się dziewiąty dzień Roku Pańskiego. Wnet kilka chwil potem rozległ się donośny płacz nowo co narodzonego dziecka. Wyczerpana
jak i szczęśliwa kobieta ścisnęła delikatnie dłoń stojącego przy łóżku męża, a po jej policzku popłynęła łza. Słysząc głos francuskiego lekarza informujący o tym, że to dziewczynka uśmiechnęła się przymykając oczy. Była wyczerpana. Po dziewięciu godzinach niewyobrażalnego bólu
jak i stresu młodzi rodzice przywitali na świecie swoją maleńką córeczkę Emmę Isabell Lefebvre. Owoc swojej miłości. Swoje jedyne największe szczęście.
Życie w rodzinie Lefabvre upływało spokojnym tempem będąc dla Emmy słodkimi latami. Z racji, że rodzice pracowali w biznesie, który przynosił ogromne zyski (zajmowali się projektowaniem i szyciem sukien ślubnych szanowanej się marki) miała zapewniane godne życie
oraz niczego jej nie brakowało. Posyłając ją do dobrych szkół pragnęli, by zdobyła dobre wykształcenie. Mieli także cichą nadzieję, że córka w przyszłości także zostanie projektantką i przejmie rodzinny interes. Ona
jednak wybrała inną drogę . Od dziecka interesowała się malarstwem. Szukając inspiracji w krajobrazach, budowlach
czy naturze jej prace stawały się pełne artyzmu i pasji. Z czasem Paryż już jej nie wystarczał w wyniku czego wyjechała na studia do Holandii. Wybrała Akademie Sztuk Pięknych w Amsterdamie. Nigdy
jednak nie przypuszczała, że będąc na studiach jej życie całkowicie się odmieni. Bowiem w stolicy Holandii poznała pewnego, przystojnego młodzieńca. Arystokratę, Jonathana Edwarda Blancharda II. Młody mężczyzna od razu skradł jej serce. Imponował jej swoja postawą, szarmancją , niemalże wszystkim. Wydawało się, że są dla siebie stworzeni. Pasowali do siebie idealnie. Jednak los przewidział inny scenariusz. Po latach niezwykłej miłości, która była niczym bajka zdarzyło się coś, czego nigdy,
by nikt się nie spodziewał. Emma, jako narzeczona i przyszła żona Jonathana w dniu ślubu, który miał być ich najpiękniejszym dniem przez ołtarzem przy wszystkich gościach wyjawiła swojemu narzeczonemu, że nigdy go nie kochała i dla niej nie liczył się on, lecz jego pieniądze. Po tych słowach zostawiła go samego i uciekła wraz z jego przyjacielem i już nigdy się z,
nim nie kontaktowała. Młody Blanchard nie wiedział ,że to wszystko było kłamstwem. Nie poznał także prawdziwego powodu co przyczyniło się do zachowania Emmy. Lefebvre nie mogąc poradzić sobie z tym wszystkim wyjechała z Amsterdamu. Nie pojawiła się także i w Paryżu. Wyjechała do Włoch, gdzie w malowniczej Wenecji tworzyła, jak i chciała zaznać spokoju. Jednak wspomnienia o ukochanym, jak i wyrzuty sumienia dręczyły ją nadal. Nie mogąc znieść natłoku myśli postanowiła wrócić do Amsterdamu. By spotkać się z byłym narzeczonym, by mu wszystko wyjaśnić. Od początku zajęła się studiami. Chciała poukładać sobie życie. By wszystko było jak dawniej.
A p a r y c j e
Swoja aparycją przypomina filigranową , kruchą lalkę z porcelany.
Długowłosa kobieta, o imponującej długości włosów koloru jasnego brązu. Warto także przypatrzeć się jej oczom. Przenikliwe , niebieskie okalane długimi rzęsami. Zazwyczaj podkreślone starannym makijażem. Policzki muśnięte delikatnym różem naturalnie od zimna, czy rzuconego w jej stronę komplementu oblewają się szkarłatnymi rumieńcami, które stara się chować. Różane , ładnie wyrzeźbione usta pociągnięte bezbarwnym błyszczykiem, czy widoczną szminką złożone są w delikatny, dziewczęcy uśmiech,
którym dość często darzy ludzi. Szczupłe palce, zakończone kształtnymi pomalowanymi paznokciami zdobią dwa złote pierścionki będące rodzinną pamiątką Wspominając o ubiorze dziewczyny należy zaznaczyć, że jest on bardzo kobiecy. Sukienki, buty na obcasie, płaszcze
czy dodatki do najwięcej rzeczy, które powtarzają się w jej szafie. Emma jak każda kobieta dba o swój wizerunek. Przechodząc obok niej poczuć można woń przyjemnych dla nozdrzy delikatnych perfum, których używa od lat.
C h a r a k t e r
Charakter Francuzki jest sprzeczny, czasem trudny do rozszyfrowania.
Przedstawia dwa zróżnicowane oblicza. Jedno z nich lustruje spokojną, delikatną kobietę mającą klasę. Przenikająca subtelność pomieszana z duszą artystki. Sympatyczna dla otoczenia, łatwo nawiązująca kontakty z ludźmi. Kiedy kochająca
to całym sercem i duszą. Pragnąca oddać cały świat drugiej osobie. Nie jest
jednak łatwowierna i naiwna. Drugie zaś jest całkiem inne. Emma umie pokazać wredną, wyrafinowaną i przebiegłą kobietę. Idealna manipulatorka, która jakby nie zna pokory. Wszystko
jednak zależy od indywidualnego kontaktu z drugim człowiekiem.
_________________________
Jak widać Emma zawitała na bloga. Dziękuje autorce Jonathana za pierwotny pomysł na byłą narzeczoną dla Blancharda. Chętna jestem na wątki czy powiązania do których gorąco zapraszam. Jeżeli ktoś lubi pisać długie wątki, tym bardziej go uwielbiam.
27 komentarzy:
[Hej! Ciesze się, że ktoś tak szybko przejął postać byłej narzeczonej Jonathana. Swoją drogą kartę przeczytałam jednym tchem i jest naprawdę idealna:)A co do spotkania może to być jego klub w centrum miasta, którego jest właścicielem:)]
[Wątek też jest ok:) Ja wygórowanych wymagań co do odpowiedzi nie mam:) Poza tym nie sądziłam, że ktoś tak szybko zechce przejąć postać Emmy, która nie ukrywajmy jest kluczową postacią w życiu Jonathana]
Klub "The Basement" był jego oczkiem w głowie. W końcu to on był jego właścicielem i pomysłodawcom. Poza tym lokal pozwalał mu przeżyć i odegnać złe myśli. Tak, praca była lekarstwem na wciąż powracające wspomnienia pewnego dnia sprzed dwóch lat.
Tego wieczora krążył po całej sali klubowej przyglądając się gościom i pracy swoich pracowników. Chciał by jego klub był najlepszym w mieście, by obsługa była nienaganna, przecież jego pracownicy otrzymywali najwyższe stawki godzinowe w całym Amsterdamie.
Spacerując po sali jego wzrok padł na dziewczynę o bardzo jasnych blond włosach. Osobiście znał tylko jedną kobietę, której włosy miały taką barwę. Nie, na pewno coś mu się przywidziało... Przecież Emma wyjechała...nie mogło jej tu być...
Niestety spojrzenie jego piwnych tęczówek i podświadomość nie myliły się. Kiedy blondynka rozglądała się po sali ich spojrzenia się spotkały, a on po raz kolejny utonął w niesamowitej, hipnotyzującej i głębokiej zieleni tęczówek byłej narzeczonej. Niestety, wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki do niego powróciło. Cała miłość do Emmy( tak, nadal ją kochał), wspomnienia ich wspólnie spędzonych dni i nocy. Pocałunki, którymi go obdarzała, jej szczery piękny śmiech i te oczy, oczy w które mógł spoglądać godzinami.
Niestety, razem z tymi dobrymi powróciły i złe wspomnienia. Jej słowa, które tak boleśnie utkwiły w jego sercu, jej ucieczka z jego przyjacielem...
Nie, nie potrafił jej wybaczyć. To przez nią jego obecne kontakty z kobietami ograniczały się tylko i wyłącznie do przyjaźni; od czasu ich związku nie był z żadną kobieta... nie potrafił...
widział jak prawie wybiegał z sali, lecz nie pobiegł za nią... Po co? Po tym co mu zrobiła?
Osunął się ciężko na jedno z krzesełek przy wolnym stoliku w kacie sali i ukrył twarz w dłoniach. Był poruszony, wyprowadzony z równowagi... Musiał ochłonąć.
[Um, Kerthi. Kocham jej włosy. Jestem chętna na wątek, tyle że niestety z pomysłami będzie u mnie gorzej. Może posiadasz jakieś, jakiekolwiek?]
[Genialne zdjęcia <3]
[Witam :) Karta świetna, a zdjęcia wspaniałe ;> Masz może pomysł na wątek?]
[Witam, zauważyłam, że dodałaś do zajętych wizerunków postać, którą ja wykorzystałam, ale dopiero kilka minut przed opublikowaniem mojej karty, będzie szło się jakoś dogadać czy jest przymus zmieniania przeze mnie wizerunku?]
[Z resztą już nieważne, zmieniłam wizerunek.]
[Dobra:) Biorę się za pisanie nowego. Powiedzmy, że od ich pierwszego spotkania minęło już trochę czasu.]
Po niedawnym spotkaniu z byłą narzeczoną, którą(jak sobie niedawno uświadomił) nadal kochał, Jonathan wrócił z jeszcze większym zapałem do pracy w swoim klubie. Blond włosa istotka, która kilka tygodni temu ponownie wprowadziła chaos do jego poukładanego życia zajmowała teraz prawie wszystkie myśli Jonathana. Blanchard nie potrafił pojąć, dlaczego, mimo tego, co Emma mu zrobiła i jak bardzo go skrzywdziła, on nadal ją kocha. Było tak jak gdyby incydent sprzed dwóch lat w ogóle nie miał miejsca, a oni ponownie byli dwójką roześmianych młodych studentów, którzy zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia.
Zbliżał się czas urodzin jednego z przyjaciół Jonathana. Impreza miała się odbyć w klubie Blancharda, ponieważ był to największy klub w mieście, a Tom chciał zaprosić wiele osób. Jonathan nie miał zielonego pojęcia, kto jest zaproszony na przyjęcie więc nie spodziewał się, że ponownie spotka Emmę.
W dzień imprezy chłopak wziął szybki prysznic, narzucił na siebie jasnoniebieską koszulę i ulubione jeansy, a na górę narzucił ukochaną czarną skórzaną kurtkę. Po raz pierwszy od długiego czasu pozostawił niesforne loczki tak jak były ułożone nie nakładając na nie tony żelu do włosów.
Po kilku minutach wszedł do klubu witając się z kilkoma znajomymi.
Z szerokim uśmiechem na ustach rozejrzał się po sali zadowolony ze efektów swojej pracy, a także wkładu pracowników klubu.
Spojrzenie jego piwnych tęczówek zarejestrowało po chwili osobę, której najmniej się spodziewał. Była to Emma. Musiał jednak przyznać,l że wyglądała prześlicznie.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały uśmiechnął się do niej delikatnie.
-A wiec dla tego nie mogłem zobaczyć listy gości?- zapytał zwracając się do Toma.
-Dobrze wiesz, że gdybyś zobaczył nazwisko Emmy na liście to raczej by cię tu nie było. A tak, chodź idziemy się przywitać- odpowiedział jego przyjaciel i lekko go popychając ruszyli w stronę blondynki i grupki innych dziewczyn.
Gdy szedł w jej stronę czas jakby się zatrzymał, znów był tym roześmianym dwudziestolatkiem z burzą kędziorków na głowie, który wiedział czego chce. Serce wyrywało mu się z piersi chcąc być jak najbliżej Emmy, piwne tęczówki z wyczekiwaniem czekały aż te zielone, należące do dziewczyny, uraczą je choć jednym spojrzeniem.
-Witaj Emmo- powiedział po chwili ujmując delikatną dłoń dziewczyny i składając na niej lekki pocałunek.
Widząc uśmiech dziewczyny serce Jonathana przyspieszyło. W tamtym momencie zdał sobie tak naprawdę sprawę z tego, że nigdy nie przestał kochać Emmy. Przed oczami zaczęły przesuwać się obrazy z ich wspólnych chwil, słodki uśmiech dziewczyny, zielone oczy, które tak go zawsze hipnotyzowały, no i te usta, piękne karminowe usta, które zawsze były chętne by przyjąć jego pocałunki; drobna sylwetka, która tak wiele razy chroniła się w jego silnych ramionach. Wróciło wszystko, nawet tak banalne rzeczy, jak zapach szamponu do włosów, czy perfumy.
-Dziękuję. Starałem się. W końcu to urodziny mojego najlepszego przyjaciela.- powiedział do dziewczyny z uśmiechem, spoglądając przy tym znacząco na przyjaciela, a to spojrzenie mówiło samo za siebie.
Jonathan nie sądził jednak, że będzie w stanie swobodnie porozmawiać z panienką Lefebvre. - Przepraszam was na chwilę, ale muszę dopilnować kilku spraw.- dodał po chwili i posyłając Emmie przepraszający uśmiech odszedł do swoich obowiązków.
Impreza trwała w najlepsze. Jedzenie smakowało, muzyka oszałamiała, a na parkiecie tańczyło wiele par. Jonathan był dumny ze swojej pracy oraz pracy swoich pracowników. Przez cały wieczór jego wzrok podążał za Emmą, chciał wiedzieć co robi,czy dobrze się bawi.
Kiedy jakiś mężczyzna do niej podchodził końcu jakim prawem jakiś mężczyzna miał flirtować z jego narzeczoną. Z jego byłą narzeczoną.
Nadal mu na niej zależało cholernie. W końcu, kiedy z głośników zaczęła płynąc jakaś wolna piosenka, w której po chwili Blanchard rozpoznał ich piosenkę, nie wiele myśląc, wstał z miejsca i dopijając swoją whiskey do końca dla dodania sobie odwagi, podszedł do blondynki i z uroczym uśmiechem wyciągając do niej swoją dłoń zapytał
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? - nie wiedział co odpowie,może pośle go do diabła. Jednak on zrozumiał, że nadal ją kocha i chce ją odzyskać, ale czy dziewczyna da mu szansę?
Kiedy smukłe palce jego dłoni objęły dziewczynę w pasie do jego nosa dotarł zapach szamponu do włosów i perfumów dziewczyny, zapachy, które mimo upływu czasu tak dobrze pamiętał, i które wywoływały przyjemne mrowienie na jego ciele.
Smukła dłoń delikatnie przyciągnęła dziewczynę bliżej siebie, jak gdyby Blanchard bał się, że dziewczyna gdzieś mu ucieknie.
Zaśmiał się słysząc jej słowa.
-Wiesz twoje deptanie po stopach było bardzo urocze- powiedział z uśmiechem. Pamiętał bardzo dobrze ile to razy Emma potrafiła nadepnąć mu na palec podczas ich wspólnego tańca, było to jednak dla niego raczej zabawne, a nie interesujące.
Kiedy tak wirowali w rytm swojej muzyki po całym parkiecie do świadomości Jonathana powróciły wszystkie wspomnienia związane z Emmą, które do tej pory tak skrzętnie ukrywał w zakamarkach swojej podświadomości.
- Co się u ciebie działo?- zapytał po chwili, ciekaw tego,co przez ostatnie dwa lata porabiała jego była narzeczona.
Tak, pomyslał o tym samym. Od dwóch lat byli by małżeństwem. Bardzo często podczas samotnych wieczorów w swoim mieszkanku, kiedy jedynym towarzyszem była stalowoszara kotka, Jonathan wyobrażał sobie ich wspólne życie po ślubie. Mieszkali by pewnie w jego mieszkaniu, byli by szczęśliwi jak nigdy i zapewne już wkrótce ich rodzina by się powiększyła, ale niestety to były tylko marzenia.
-Nadal mieszkam w swoim mieszkaniu w centrum, kończę właśnie studia, no i co najważniejsze dorobiłem się swojego klubu. - powiedział z uśmiechem.
Ich piosenka właśnie dobiegała końca, a on nie miał ochoty wypuszczać Emmy z ramion, więc niewiele myśląc spojrzał w jej niebieskie oczy, a smukłe palce jego dłoni powędrowały do jej podbródka by delikatnienie unieść go ku górze. W jego piwnych tęczówka widać było przez ułamek sekundy iskierkę podejmowanej decyzji, a już po chwili jego ciepłe, pełne wargi delikatnie musnęły usta dziewczyny, jak gdyby chłopak bał się jej reakcji. Kiedy dziewczyna niezaprotestowana pogłębił pocałunek wplatając palce w jej włosy i przyciągając dziewczynę bliżej siebie. W końcu czuł, że wszystko było tak jak być powinno.
Nie interesowali go ich znajomi, którzy z zachwytem patrzyli na całująca się parę, liczyła się tylko Emma i ta ich wspólna chwila. Chwila, która niosła za soba tysiace wspomnień.
Szczęście. Radość. Ekscytacja. Tak, te i inne uczucia zrodziły się w serduszku naszego Blancharda, kiedy Emma odwzajemniła jego pocałunek. Jednak już po chwili coś było nie tak, nie czuł już jej miękkich ust tak chętnie odwzajemniających jego pocałunki, a za to poczuł słony smak łez spływających po policzkach blondynki.
-Emmo...- zdążył wyszeptać i już został sam, po środku parkietu, z wyciągniętymi w stronę ukochanej dłońmi nie zważając nawet ciche szepty zebranych gości.
Nie wiadomo jak długo by tam stał gdyby nie Thomas
-Chłopie, na co ty czekasz?- zapytał podchodząc do niego i klepiąc go po plecach.- Znów chcesz ją stracić?- dodał jeszcze i chyba to było bodźcem, który popchnął Jonathana do działania.
Znalazł ją na schodach, skuloną i płaczącą.
Przysiadł się obok niej i nic nie mówiąc przytulił ją do siebie pozwalając jej się wypłakać.
Nic nie powiedział. Szok nie dał mu dojść do słowa. Zaskoczyła go tym wyznaniem. Jego przyjaciel? Jego niby najlepszy przyjaciel?
Przytulił dziewczynę bardzo mocno do siebie, wiedząc co przeżyła. Osądzał ją przez te dwa lata choć była niewinna. Z drugiej jednak strony skąd mógł o tym wiedzieć. Uciekła z Nim, zostawiając go w kościele z tłumem gości. Zostawiając go z jego wściekłym ojcem, który przez kolejne dwa lata mówił mu jaki wstyd przyniósł jego rodzinie.
Objął Emmę i mocno przytulił.
-Już dobrze. -wyszeptał głaszcząc ją po głowie. - Wszystko jest już dobrze. Nie płacz proszę.- dodał jeszcze całując ją w czubek głowy.
Tak, listy. Jonathan domyślał się, albo raczej bardzo dobrze wiedział, co się z nimi stało. Jego ojciec od początku powtarzał, że Emma nie była odpowiednią kandydatką na żonę dla jego jedynego syna, ale dał za wygraną. Tak bynajmniej myślał chłopak. Mylił się jednak. Ojciec obmyślił sprytną intrygę by raz na zawsze rozdzielić zakochanych.
Piwne tęczówki z uwagą wpatrywały się w niebieskie oczy Emmy, które zawsze go fascynowały. Kiedy usłyszał te dwa piękne słowa zamarł na chwilę.
-Wiesz... chciałaś wiedzieć co robiłem przez te dwa lata. Poza klubem i studiami nie miałem nic. Rodzice wyszukiwali mi co rusz nowe dziewczyny. Próbowałem, chciałem o tobie zapomnieć, ale nie potrafiłem Emmo. W każdej widziałem część ciebie. Jedna miała taki sam kształt oczu, inna ich kolor, a jeszcze inna śmiała się tak samo jak ty. W końcu doszedłem do wniosku, że nadal cię kocham i nigdy nie przestanę. Byłaś jesteś i będziesz ucieleśnieniem moich marzeń o idealnej kobiecie. Tylko ty mogłaś dać mi szczęście. - mówił cicho, ale szybko i stanowczo. Wiedział, że później nie byłby raczej w stanie wyznać tego jeszcze raz.- Co wieczór siadałem na fotelu w salonie przy przygaszonym świetle i trzymając twoje zdjęcie w dłoniach wspominałem nasze wspólne chwile. Nadal cię kocham Emmo. Kocham najbardziej na świecie.- ostatnie słowa przeszły w cichy szept, by w końcu jego ciepłe i miękkie wargi po raz kolejny tego wieczoru ucałowały rozchylone wargi panienki Lefebvere.
Tak, Jonathan musiał przyznać, że Thomasowi należała się darmowa wejściówka na wszystkie imprezy w jego klubie. W końcu, gdyby nie on nigdy pewnie nie spotkałby ponownie Emmy, nie dowiedziałby się tego wszystkiego no i przede wszystkim nie odzyskałby miłości swojego życia.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za przyjacielem, ponownie przeniósł swój wzrok na Emmę
- Wiesz, kiedy wtedy uciekłaś ciężko było mi się pozbierać. Zawsze towarzyszyło mi to ukłucie bólu w sercu i świadomość, ze nie mam wszystkiego. Teraz, kiedy siedzisz tu obok, wiem już, że mam wszystko.- powiedział całując ją w czubek zadartego noska. - Spróbujemy jeszcze raz, od nowa?- zapytał niepewny tego co odpowie mu dziewczyna jednocześnie podnosząc się ze schodów by wejść na sale wypełnioną rozmowami i dźwiękami muzyki.
Tak, impreza należała do udanych. Muzyka porywała, jedzenie wszystkim smakowało, a i goście jakoś tak niechętnie wracali do domu.
Jonathan pomógł swoim pracownikom w ogarnięciu lokalu, który na wieczór musiał być doprowadzony do porządku. W końcu szykowała się kolejna impreza.
Kiedy klub został wysprzątany Jonathan zapłacił pracownikom dodatkową premię za pracę za nadgodziny i wdał się w rozmowę z Thomasem. Od czasu do czasu jednak jego wzrok wędrował do blondynki, która siedziała w drugim końcu sali.
Kiedy do niech podeszła wyglądała na naprawdę zmęczoną.
- Pojedziemy do mnie jeśli chcesz.- powiedział całując ją w czubek głowy. - Poza tym nie będziesz jechała taksówka a ja jestem samochodem.
Pożegnali się z Thomasem i Jonathan złapał Emmę za rękę by zaprowadzić ją do zaparkowanego na firmowym parkingu volvo.
Po piętnastu minutach byli już w mieszkaniu chłopaka.
-Tam jest łazienka, możesz się odświeżyć. Jest tam wszystko czego potrzebujesz a i jakąś czystą koszulę też znajdziesz.- powiedział a sam ruszył do kuchni by zrobić im gorącą czekoladę.
On sam do końca jeszcze nie potrafił uwierzyć w to, co wydarzyło się dziś w klubie. Nawet we śnie nie byłby za tak zuchwały by marzyć o tym, że Emma kiedykolwiek z nim będzie. A stała teraz obok niego, znów była z nim. Była w jego mieszkaniu.
Obrócił się by stanąć twarzą w twarz z ukochaną i aż wciągnął powietrze z wrażenia. Wyglądała wręcz zjawiskowo w jego koszuli, która ledwo zakrywała pośladki dziewczyny, w rozpuszczonych włosach i bez grama makijażu na twarzy- piękna i naturalna , taka jaką zawsze kochał.
-Oczywiście, że pamiętałem.- powiedział z uśmiechem całując ją w nosek.
Po chwili wpadł mu do głowy dość szalony pomysł, więc wziąl na ręce nic nie podejrzewająca dziewczynę i posadził ją na jednym z blatów kuchennych.
- Czy mówiłem ci już, ze jesteś piękna?- wyszeptał jej to pytanie do ucha, delikatnie całując jego płatek, po czym zszedł nieco niżej na smukłą szyję, którą zaczął obsypywać delikatnymi pocałunkami.
Nadal nie potrafił uwierzyć w swoje szczęście. Był oto z kobietą, którą kochał najbardziej na świecie. Ba, nie tylko był, ale znów mógł trzymać ją w ramionach, całować, dotykać pieścić... Tego nie mógł wyobrazić sobie nawet w najpiękniejszych snach, które miał o Emmie przez ostatnie dwa lata.
- Jesteś... słodka... piękna... cudowna...delikatna...seksowna...mądra...inteligentna...a przede wszystkim...moja- szeptał, a po każdym słowie następował delikatny pocałunek, a to w szyję, a to w nosek, policzki, czy rozchylone wargi. - Kocham Cię- wyszeptał jeszcze w jej usta zanim złożył na nich namiętny pocałunek, pełen miłości i czułości tłumionej przez te dwa lata.
Po chwili blat kuchenny wydał mu się zbyt mały więc wziął Emmę na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie delikatnie ułożył ją na miękkiej pościeli ogromnego łóżka.
Jonathan położył się obok dziewczyny podpierając głowę na łokciu. Chciał się na nią napatrzeć, zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół jej ślicznej twarzyczki. Zarejestrować każdą zmianę, która zaszła w niej przez te dwa lata. Nacieszyć się nią samą, na seks zawsze przyjdzie jeszcze pora.
Wolną dłonią delikatnie przejechał po jej policzku uśmiechając się do niej czule.
- Tęskniłem za tobą.- wyszeptał, a w jego piwnych tęczówkach Emma mogła dostrzec jak wielkim uczuciem ją darzył. - Zawsze kochałem tylko ciebie. Nie było ani chwili żebym o tobie nie myślał. Tylko ty się dal mnie liczyłaś, liczysz i będziesz się liczyć. Jesteś ucieleśnieniem moich marzeń o idealnej kobiecie, a ojciec może sobie mówić co chce. Nie potrzebuję a ni jego ani jego pieniędzy.- dodał jeszcze, a w jego głosie słychać było hardość i determinację.
Dla Emmy gotów był na wszystko nawet na zerwanie kontaktów z despotycznym ojcem i zrzeczenie się nazwiska i majątku. Teraz, kiedy miał klub było go stać na dostanie życie z Emmą u boku.
Widział przerażenie w oczach ukochanej. Co jego ojciec jej zrobił, czym zagroził, że się tak go bała? No cóż, jak na razie nie chciał dalej drążyć tego tematu. Będą na to mieli bardzo dużo czasu.
- Dobrze skarbie, nic mu nie powiemy jeszcze. - powiedział przytulając Emmę do siebie. - Mam nadzieję jednak że zdajesz sobie sprawę z tego, że i tak on się prędzej czy później o tym dowie. - dodał jeszcze.
Mógłby tak leżeć wtulony w Emmę przez cały cza. Nie martwiąc się o nic i o nikogo więcej.
Szok. Niedowierzanie. Zdziwienie. Ból. Szczęście. W tamtej chwili wiele emocji malowało się na twarzy Jonathana. On ojcem? Miał syna? Nie, to nie możliwe, ale z drugiej strony... Pamiętał, że Emma nie miała tych swoich "trudnych dni" kiedy to lepiej było jej nie drażnić.
Dlaczego mu nie powiedziała, dlaczego choć nie zadzwoniła i dlaczego nawet jego matka to przed nim ukryła? Nie potrafił tego zrozumieć.
Przez dwa lata był ojcem chłopca, chłopca wyglądającego tak jak on, miał przecież dowód w swej ręce.
-Joseph...- tyle zdołał wykrztusić. Nie potrafił przyzwyczaić się do myśli, że jest ojcem.
Z dnia na dzień stracił narzeczoną, a jak się okazało także i syna. Nie był przy jego narodzinach, przy tym jak stawiał pierwsze kroki, jak wypowiadał pierwsze słowo.
Teraz gdy Emma wróciła odzyskał nie tylko ją, ale zyskał kolejnego członka swojej rodziny.
Był w szoku to fakt, ale był też szczęśliwy. Bardzo chciał poznać tego małego człowieczka, w którego żyłach płynęła jego krew, który był owocem jego miłości do Emmy. I dała mu na drugie imię Jonathan....
Poczuł,że musi coś powiedzieć, odezwać się...
-Emmo-wyszeptał delikatnie unosząc jej podbródek i patrząc w jej niebieskie oczy. - Teraz nie masz już się czego bać. Nie sądziłem ,że odzyskując ciebie zyskam jeszcze syna. Żałuję tylko, że nie mogłem być przy tobie przez te ostatnie dwa lata. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas...- dodał jeszcze cicho.- Chciał bym go poznać, choć wiem, że raczej ucieknie ode mnie z płaczem nie wiedząc kim jestem, ale nie martw się już i o nic się nie martw. Rozumiem co przezywałaś. Kocham cię najbardziej na świecie.- dodał jeszcze i złożył na ustach dziewczyny najczulszy z pocałunków.
On również był szczęśliwy, szczęśliwy jak nigdy. Nie sądził, że spotka go aż tak wielkie szczęście.
Przytulił Emmę mocniej do siebie i pocałował ją w czubek głowy.
- Nadal jestem w szoku, ale ciesze się. Bardzo się ciesze. A Josepha chciałbym poznać jak najszybciej, nawet jutro. I chciałbym żebyście zamieszkali ze mną. Jest tu wystarczająco dużo miejsca dla całej naszej trójki. - mówił i mówił. Już nie mógł się doczekać zobaczenia min jego przyjaciół kiedy dowiedzą się o jego synu. - No i oczywiście księżniczko moja Joseph nie może długo by c jedynakiem. Trzeba będzie pomyśleć nad siostrzyczką dla niego.- dodał jeszcze ze śmiechem całując ukochaną namiętnie w rozchylone wargi.
Czy pragnął z nimi mieszkać? Nie marzył o niczym innym. Chciał być przy Emmie na dobre i na złe, chciał poznać Josepha i nadrobić stracony czas. Chciał wszystkie swoje plany od razu wprowadzać życie.
- Emmo niczego bardziej nie pragnę niż tego, abyście ze mną zamieszkali. Oczywiście jeżeli ty także tego pragniesz.- powiedział całując ukochaną w nosek. - A co do córeczki to jeszcze o tym porozmawiamy, a teraz może zabierzmy się do pracy, co.- dodał jeszcze ze śmiechem namiętnie całując Emmę w rozchylone wargi i kładąc ją na łóżku. - Nie ma na co czekać, dziecko samo się nie zrobi, a po drugie stęskniłem się za tobą.- powiedział jeszcze. Był szczęśliwy było to widoczne gołym okiem.
Był poddenerwowany. W końcu miał po raz pierwszy poznać swojego syna. Chłopca, którego jeszcze nigdy nie widział, a który według opowieści Emmy , był jego wierną kopią.
Szok jeszcze nie minął, w końcu do wczoraj nie miał nic, a odzyskując ukochaną zyskał też prawdziwą rodziną.
Przygotowywał się właśnie na obiad w domu kuzynki Emmy. Miał też wtedy po raz pierwszy poznać swojego syna. Bał się, bardzo się bał. Nie wiedział w końcu jak maluch zareaguje na pojawienie się "tatusia".
Już wkrótce stał pod drzwiami mieszkania Emmy ubrany w jasne jeansy i jasnoniebieską koszulę bojąc się zapukać. W dłoniach trzymał kwiaty zarówno dla ukochanej jak i dla Elizabeth, a także małą zabawkę dla Josepha.
W końcu wziął głęboki oddech i z mocno bijącym sercem zapukał do drzwi.
Był poddenerwowany. W końcu miał po raz pierwszy poznać swojego syna. Chłopca, którego jeszcze nigdy nie widział, a który według opowieści Emmy , był jego wierną kopią.
Szok jeszcze nie minął, w końcu do wczoraj nie miał nic, a odzyskując ukochaną zyskał też prawdziwą rodziną.
Przygotowywał się właśnie na obiad w domu kuzynki Emmy. Miał też wtedy po raz pierwszy poznać swojego syna. Bał się, bardzo się bał. Nie wiedział w końcu jak maluch zareaguje na pojawienie się "tatusia".
Już wkrótce stał pod drzwiami mieszkania Emmy ubrany w jasne jeansy i jasnoniebieską koszulę bojąc się zapukać. W dłoniach trzymał kwiaty zarówno dla ukochanej jak i dla Elizabeth, a także małą zabawkę dla Josepha.
W końcu wziął głęboki oddech i z mocno bijącym sercem zapukał do drzwi.
Gdy drzwi się otworzyły po raz pierwszy ujrzał swojego syna. Był taki jak on, jego mała wierna kopia.
Uśmiechnął się do ukochanej.
-Hej, wyglądasz jak zwykle pięknie- powiedział całując ją w policzek. Jego wzrok ponownie zatrzymał się na Josephie - hej maluszku, mam coś dla ciebie- po czym podał chłopcu paczuszkę z drobnym upominkiem.
-Witaj Elizabeth- przywitał wchodząca do przedpokoju młoda kobietę.- miło znów cię widzieć.- dodał jeszcze wręczając jej kwiaty, a także podając bukiecik Emmie.
-Jest naprawdę słodki- powiedział po chwili patrząc jak chłopiec zaczął bawić się odpakowanym pospiesznie samochodzikiem.
Zrobiło mu się cieplej na sercu gdy malec go przytulił. Nie potrafił się jeszcze do końca przyzwyczaić do tego, że ma syna, ale był szczęśliwy i to bardzo.
Wziął od Emmy butelkę z winę i otworzył ją. Po chwili jego wzrok padł na dania ustawione na stole. Pachniało wyśmienicie, a i w smaku też pewnie będzie pyszne.
- Wszystko co przygotowałaś na pewno będzie smaczne kochanie- powiedział całując ukochaną przelotnie w policzek.
Po chwili podszedł do Josepha i zaczął się z nim bawić. Chciał by chłopiec go polubił choć trochę, no i oczywiście pragną l nadrobić stracony czas.
Prześlij komentarz