LISTA POSTÓW

czwartek, 7 czerwca 2012

They can't say we never tried.


 

              Nigdy nie sądziłam, że moje życie będzie takie, jakie jest w tej chwili. Raczej wyobrażałam sobie to wszystko zupełnie inaczej – beztroska egzystencja, pozbawiona wszelkich wyrzutów sumienia, które potrafią tak wypalić psychikę, że w pewnym momencie po prostu przestaje ci się chcieć nawet oddychać. Zawsze myślałam, że da się to wszystko ominąć, jedynie trwać, a potem skończyć na własny sposób, nie być zależną od innych. Myślałam, że potrafię przechytrzyć wspomnienia, że są jedynie dodatkiem w życiu codziennym. Niestety, myliłam się. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo.
                Żyłam szybko. Co więcej, nadal tak robię. Ale czy można to porównać do chwil sprzed dziesięciu lat, czy nawet roku? Drogi czytelniku, jeśli znasz mnie od jakiegoś czasu, pewnie zauważysz małe zmiany. Takie, których nie może dostrzec osoba obca, widząca mnie na oczy po raz pierwszy. Lecz ty sam, jeśli jesteś dobrym obserwatorem, wyłapiesz prawdziwe niedoskonałości w moim zachowaniu, nie tylko te oczywiste, dostępne dla wszystkich.
                Wiesz? Kiedyś myślałam, że prawdziwe uczucia nie istnieją, że ta cała miłość to jedna wielka bzdura, a ludzie obnoszący się z nią, są po prostu dziwakami, nie mogącymi poradzić sobie z własnymi problemami wariatami. Muszą sobie pomagać, bo sami nie mają już siły, stają się od siebie uzależnieni. Pragną siebie tak bardzo, że wszystko inne staje się obojętne, świat może zastygnąć, ważne, by oni byli wciąż żarzącymi meteorytami w ciemnej galaktyce. Nie wierzyłam, że istnieje takie coś, jak troska, pomimo tego, że miałam swoich obrońców. Ale powiedz sam, czy człowiek nie docenia czegoś bardziej wtedy, gdy sam to straci? Kiedy nagle zostanie oderwany od środowiska, a potem wpędzony do innej rzeczywistości będącej dla niego udręką?
                Kiedyś trzeba dorosnąć, samemu zacząć staczać wojnę z problemami. Wyfrunąć z gniazda, żyć na własną rękę, tym bardziej, jeśli do tej pory uważano się za tego lepszego, mądrzejszego. A tak naprawdę było się jedynie głupcem, który nie widział nic, poza czubkiem swojego nosa. Liczyło się tylko JA, nic więcej. Reszta istnień była chmarą szkodników przeszkadzających w spokojnym wykańczaniu się. I w tym momencie, gdy musisz stanąć na nogi sam, cholernie przydałaby ci się druga osoba. Ktoś, kto wykonałby najprostsze czynności, takie jak uściśnięcie dłoni, uśmiech, przekazanie dobrej energii, pomimo tego, że ty sam pozornie tego byś nie chciał. W środku jednak błagałbyś o jeszcze jedno skinienie głową, jeszcze jedno słowo, jeszcze jeden oddech. Jeszcze jedno ciepło.
                Człowiek jest bezmyślny. Oczywiście, nie tyczy się to wszystkich. Lecz spójrzmy prawdzie w oczy – każdy z nas, chociaż raz był w sytuacji, gdy wydawało się, że droga jest zamknięta, trafiliśmy do ślepego zaułku. Stawaliśmy pod ścianą, a wszystko, co nas otaczało, zdawało się być przygniatające, zabierające oddech, skażające powietrze. Jedni wychodzą z tego szybko, drudzy potrzebują dużo czasu, aby móc od nowa znaleźć ten sens, dzięki któremu znów będzie można ujrzeć świat właściwymi barwami.
                Co zrobić, gdy te barwy wciąż pozostają ciemne? Należy użyć proszku do białego. Wtedy przynajmniej będzie wiadomo, że kolor się nieco spierze, a tym samym się zmieni. Chyba, że materiał jest niezwykle trwały, wtedy nic go, prawie nic, nie zniszczy. Inaczej mają się kolory jasne – zaraz wszystko chłoną, zmieniają odcień. Z nimi trzeba uważać, ponieważ będąc tak podatnymi na wpływ innych środków, w końcu same przestaną istnieć, znikną. Coś po nich pozostanie, lecz to już nie będzie to samo. Odejdą w zapomnienie, a inni zobaczą to, co będzie jedynie widoczne gołym okiem. Nie będą dostrzegać tego, co było wcześniej. Przeszłość nie będzie się liczyć.
                Chciałam być wolna. Nie wiedziałam jednak, że wolność nie daje takiego szczęścia, które chciałam osiągnąć. Albo inaczej – wciąż żyłam w przekonaniu, że inne szczęście nie istnieje. Nie doświadczyłam go. Sama na siłę je odepchnęłam, pozbawiłam się szansy na coś prawdziwego. Czy żałuję? Nie wiem. Bo nie mam pojęcia, jak mogłoby być gdyby... I już się tego nie dowiem.
Powinnam zostawić przeszłość w tyle. Lecz nie umiem. Nie potrafię zapomnieć. Bo gdy dostajesz od kogoś życie, ktoś cię ratuje, po prostu nie możesz o nim zapomnieć... I nie zapominasz o swojej winie. Wyrzutów sumienia  się nie usunie, będą ci ciążyć do końca. Musisz się do tego przyzwyczaić, nauczyć z tym funkcjonować. Innej drogi wyjścia nie ma. A mogła być...

                Zamknął cicho drzwi, aby nie obudzić dziewczyny. Z delikatnym uśmiechem podszedł do niej i przykucnął przy łóżku, obserwując jej spokojną twarz. Wiedział, że przy nim potrafi odnaleźć spokój, być sobą. Poczuć się wolną, choć sama tego uczucia nie dostrzegała. Wciąż szukała siebie, choć już się odnalazła. Ale nie wiedziała o tym. Ciągle się bała.
- To ty? – szepnęła cicho, powolnie otwierając oczy. Westchnęła bezgłośnie, po chwili siadając na łóżku. Miała rozczochrane włosy, była bez makijażu. Coś, czego nikt inny zobaczyć nie może, ona nie daje nikomu takiej możliwości. Nie licząc jednej osoby, która jest obok niej, obserwuje ją. Cieszy się, że ją widzi. – Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?
- Spałaś. Nie widziałem takiej potrzeby – wzruszył ramionami, nieznacznie się podnosząc. Przybliżył się do niej, aby móc poczuć na sobie oddech dziewczyny, dotknąć ją. Wiedział, że może, że jemu na to pozwala. Musnął leniwie jej policzek, potem całkowicie przeniósł się na łóżko, obejmując ją. Przymknął powieki, aby lepiej skupić się na zapachu dziewczyny, który tak uwielbiał. Ona zaś czuła niepokój, miała wrażenie, że coś traci, czegoś unika. W środku drżała, chociaż nie wiedziała, dlaczego. Nerwowo rozglądała się po pokoju, wcale się nie ruszając.
- Która jest godzina? – spytała, nieco się prostując. Chłopak dostrzegł jej zaniepokojenie, sam się zmartwił. Odwrócił się.
- Dziesięć po ósmej – oświadczył, wzrokiem powracając na poprzednie miejsce. Angel wyglądała teraz na przestraszoną, szybko wyskoczyła z łóżka, a potem zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Miałeś obudzić mnie godzinę temu! Dlaczego tego nie zrobiłeś?! – krzyknęła, ubierając się w biegu. Chłopak również wstał z łóżka, stanął naprzeciwko blondynki, a następnie skrzyżował ręce.
- Przecież sama mówiłaś...
- Co mówiłam! – warknęła, na chwilę zaprzestając swoich działań. – O co cię prosiłam? No powiedz mi, o czym wczoraj rozmawialiśmy!
- Myślałem, że chciałaś...- mruknął cicho, spuszczając ręce i podchodząc do niej. Ona jakby zastygła, wbiła w niego swój wzrok. Gdy był dość blisko niej, chciał ją objąć, lecz dziewczyna zrobiła krok w tył, kręcąc przy tym przecząco głową.
- Nie. I ty dobrze o tym wiesz – szepnęła. Wróciła do przerwanego chwilę wcześniej zajęcia. On dalej stał i ją obserwował. Był zawiedziony. – Nie pakujesz się? – spytała, zasuwając do końca plecak.
- Zostaję – odparł, opierając się o ścianę. Spuścił głowę czekając, aż zacznie na niego krzyczeć, wściekać się, może nawet czymś rzucać. Ale ona tego nie zrobiła. Jedynie podniosła się, zostawiła wszystko na podłodze i do niego podeszła. Zmarszczyła brwi, uważnie go obserwując.
- Co powiedziałeś...? – szepnęła, a ich usta dzieliły dosłownie centymetry. Chłopak chwycił delikatnie jej twarz, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.
- Nie chcę już uciekać. Chcę z tym walczyć. Mam dość – wyszeptał. – Zostań. Spróbujmy razem. Będzie dobrze, zobaczysz – mówił bardzo spokojnie, jakby nie chciał zagłuszać ciszy panującej w pokoju, jak i delikatnego szumu morza, które znajdowało się tuż za oknem.

Miał nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, że jednak będzie potrafił mnie przekonać. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił. Bo cóż może zrobić osoba, która szuka miejsca, gdzie mogłaby pozornie odnaleźć siebie? Gdy wszystko inne wydaje się nie mieć sensu, nawet wtedy, gdy ma się kogoś ważnego obok? Własna psychika nie daje zapomnieć, nie można jej uspokoić. Nie wtedy, kiedy sam siebie nie znasz.

- Żegnaj – mruknęła cicho. Odsunęła się od niego, zarzuciła na siebie gitarę, sięgnęła po plecak. Skierowała się pospiesznie do drzwi, a gdy już miała przez nie wyjść, usłyszała jeszcze za sobą...
- Nie umiesz kochać, skarbie.
Wstrzymała oddech, zamarła. Zaraz jednak się otrząsnęła i nawet nie patrząc w jego stronę, uciekła. Nie zastanawiała się, co ma myśleć, bo prostu biegła.
Zdążyła. Wsiadła na samolot, znalazła odpowiednie miejsce.  Wiedziała, że to już koniec. Nie mogła odwrócić czasu.
Podczas podróży zaczęła rozmyślać. Powoli docierało do niej, co zrobiła. Najbardziej odbijały się w jej głosie melodie, które wygrywała z NIM. Słowa, które zapadły w jej pamięci na dobre.

Angie, Angie
When will those clouds all disappear?
Angie, Angie
Where will it lead us from here?

With no loving in our souls
and no money in our coats
Oh you can't say we're satisfied

Przymknęła powieki. Wzięła głęboki wdech, chcąc o wszystkim zapomnieć. Ale się nie udało.

Angie, Angie
Oh you can't say we never tried
Uh Angie, you're beautiful ... yes
but ain't it time we said goodbye
Angie, I still love you
Remember all those nights we cried

All the dreams we held so close
Seem to all go up in smoke
Oh let me whisper in your ear

Angie, Angie
Where will it lead us from here?

Rozpłakała się. Wiedziała, że zrobiła błąd. Że teraz będzie musiała naprawdę żyć na własną rękę. Nie bała się jednak tego, że straciła miłość. Raczej tego, że będzie sama, bez wszelkiej podpory, opieki. Była za bardzo przyzwyczajona do czyjejś pomocy. Do czyjegoś ciepła. Ale czy do miłości?

but Angie, I still love you baby
Every where I look I see your eyes
There ain't a woman that comes close to you
Come on baby dry your eyes

Zacisnęła mocno wargi, chcąc się uspokoić. Czuła strach, ból. Może nawet większy, niż wtedy, gdy zginęła jej matka. Teraz czuła się odpowiedzialna za czyjeś cierpienie. Ale była zbyt głupia, żeby pojąć to wszystko wcześniej.
                Wysiadła z samolotu, kierując się prosto na dworzec. Znalazła odpowiednie miejsce w autobusie, usiadła i znowu rozmyślała.

                Nie byłabym tam szczęśliwa. Pomimo tego, że zostawiłam tam kogoś, ja dalej musiałam szukać. To prawda, odnalazłam część siebie, a właściwie to On ją odnalazł. Zawsze będę mu za to wdzięczna, nauczył mnie czegoś. Jednak zostając tam, czułabym się jak w klatce. A ja jestem inna, nie potrafię usiedzieć w miejscu, przez co ranię innych, całkiem nieświadomie. Taka już jestem, nie umiem się zmienić całkowicie.

Angie, Angie
Ain't it good to be alive
Angie, Angie
They can't say we never tried

                Miał rację, nie umiem kochać. Nie jestem do tego przyzwyczajona. Nigdy nie kochałam naprawdę. Co  więc do niego czułam? Wdzięczność, nie był mi obojętny. Ale to nie miłość. Nie znam tego uczucia.


_______________________

Notka pisana pod wpływem chwili, mam nadzieję, że da się przeczytać .
The Rolling Stones - Angie

10 komentarzy:

Lotte pisze...

[Cud, miód i orzeszki ♥]

Angel Evans pisze...

[ Dziękuję :) ]

Samuel Shephard pisze...

[Hoho, jeszcze raz usłyszę coś w stylu 'nie umiem pisać notek' to mnie krew zaleje ;p tylko kimże jest ten osobnik, bo albo mi coś umknęło, albo ja nic o nim nie wiem xD]

Angel Evans pisze...

[ Haha, czyli mam rozumieć, że umiem? xD A właśnie, że wiesz! ;P ]

Lotte pisze...

Umiesz! Przecież ci to mówiłam! Po prostu, nie wierzysz w siebie! A masz uwierzyć! I pisz następną, bo chętnie poczytam ;D

Angel Evans pisze...

[ Tak jest! Postaram się, no... ^^ ]

Anonimowy pisze...

[podoba mi się, fajnie się czytało ;)]

Angel Evans pisze...

[ Cieszę się bardzo! :) ]

Samuel Shephard pisze...

[No właśnie nie wiem, no! Albo nie wiem, że wiem, chociaż jestem pewny, że nie wiem ^^]

Angel Evans pisze...

[ To spójrz tam gdzie trzeba, to się dowiesz! :P xD ]