Anthony Turner
23 lata
urodzony pierwszego dnia września w Nowym Jorku
Student prawa na ostatnim roku
Nie wiem.
Nie mam planów na przyszłość. Żyję dniem dzisiejszym. Ale czy to źle?
Wszystko co dzieje się w moim życiu jest kompletnie przypadkowe. Nie lubię rutyny.
-Tony, po pierwszej przemianie
Mój ojciec, Theodor, był wojskowym, matka, Mia, nauczycielką muzyki w szkole średniej. Wychowany zostałem na twardego chłopaka, który miał podzielić los ojca. Rodzice od małego wpajali mi wszystko co powinienem wiedzieć na temat sił zbrojnych USA, abym w przyszłości łatwo mógł zaciągnąć się do wojska. Najbardziej interesowało mnie lotnictwo, jednak Theodor zawsze ściągał mnie na ziemię, mówiąc, że najlepiej przysłużę się kraju jako żołnierz wojsk lądowych. Nie protestowałem. Lubiłem trzymać broń, a i strzelałem całkiem celnie. Ojciec był dumny.
Kiedy miałem piętnaście lat zapukali do nas panowie w czerni. Nigdy nie byłem specjalnie związany z Theodorem. Tematy naszych rozmów ograniczały się do spraw czysto militarnych, a mimo tego jego śmierć bardzo mnie przybiła. Zmarł piętnastego listopada 2004 roku pod Faludżą. Był jednym z pięćdziesięciu jeden poległych żołnierzy. Następnego dnia bitwa się skończyła, a Amerykanie przejęli kontrolę nad tym miastem. Lubię myśleć, że jego śmierć przysłużyła się ich wygranej. Lubię być z niego dumny.
Wszystko co dzieje się w moim życiu jest kompletnie przypadkowe. Nie lubię rutyny.
-Tony, po pierwszej przemianie
Mój ojciec, Theodor, był wojskowym, matka, Mia, nauczycielką muzyki w szkole średniej. Wychowany zostałem na twardego chłopaka, który miał podzielić los ojca. Rodzice od małego wpajali mi wszystko co powinienem wiedzieć na temat sił zbrojnych USA, abym w przyszłości łatwo mógł zaciągnąć się do wojska. Najbardziej interesowało mnie lotnictwo, jednak Theodor zawsze ściągał mnie na ziemię, mówiąc, że najlepiej przysłużę się kraju jako żołnierz wojsk lądowych. Nie protestowałem. Lubiłem trzymać broń, a i strzelałem całkiem celnie. Ojciec był dumny.
Kiedy miałem piętnaście lat zapukali do nas panowie w czerni. Nigdy nie byłem specjalnie związany z Theodorem. Tematy naszych rozmów ograniczały się do spraw czysto militarnych, a mimo tego jego śmierć bardzo mnie przybiła. Zmarł piętnastego listopada 2004 roku pod Faludżą. Był jednym z pięćdziesięciu jeden poległych żołnierzy. Następnego dnia bitwa się skończyła, a Amerykanie przejęli kontrolę nad tym miastem. Lubię myśleć, że jego śmierć przysłużyła się ich wygranej. Lubię być z niego dumny.
Po śmierci ojca, zaczął się mój okres buntu. Porzuciłem kompletnie perspektywę zostania wojskowym i odrzuciłem ofertę pracy, którą zaoferowano mi już na pogrzebie. Mia próbowała ratować sytuację, mówiąc, że jestem młody i że w przyszłości na pewno skorzystam z tej jakże cennej propozycji. Jednak ja podjąłem już decyzję.
Wtedy zacząłem żyć. Uzależniłem się od papierosów, od narkotyków, ciągle chodziłem na imprezy i umawiałem się z toksycznymi dziewczynami, które zmieniałem jak rękawiczki. Chociaż... Hm, w sumie byłem bardziej toksyczny niż one wszystkie razem wzięte. One lubiły po prostu dobrą zabawę.
Nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy na narkotyki, więc zacząłem kraść. Na początku były to drobne sumy podkradane sąsiadom, czy właścicielom osiedlowych sklepików. Potem zrobiło się poważniej. Kiedy naprawdę potrzebowałem forsy, umiałem nawet napaść bezbronnego człowieka na ulicy i opróżnić zawartość jego portfela. A to wszystko w mniej niż dwie minuty. Tak, ja i moi, tak zwani, koledzy mierzyliśmy nawet czas. Przecież to była tylko zabawa.
Stałem się wszystkim, czego się brzydziłem, będąc dzieckiem.
Minęły trzy miesiące od pierwszego pogrzebu, kiedy wkładałem koszulę, szykując się na drugi.
Mia nie wytrzymała. Nie umiała poradzić sobie z tym wszystkim, co spadło jej na głowę. Dodatkowo, nie uzyskała żadnego wsparcia z mojej strony. Tylko wszystko jej utrudniłem. Wiem, że jej śmierć była moją winą i nikt nie powie mi inaczej, chociaż wiele osób w kółko powtarza: "Nie obwiniaj się o to, nie miałeś na to wpływu."
Miałem.
Jedyne w czym odnajduję pociechę to to, że wybrała bezbolesny sposób śmierci. Nie męczyła się, jak mój ojciec. Zgon nastąpił trzydziestego stycznia 2005 roku około godziny 2:00 w nocy. Mimo tego, że kiedy wróciłem do domu, byłem pod wpływem silnych środków odurzających, wiedziałem, że kobieta, wokół której rozsypane są tabletki i unosi się odór wymiocin nie znaczą nic dobrego. Zadzwoniłem na pogotowie, ale było już za późno. Lekarz powiedział mi, że gdybym wrócił do domu paręnaście minut wcześniej, to dałoby się coś zrobić.
Te wydarzenia były dla mnie przełomowym momentem w życiu. Nie byłem jeszcze pełnoletni, więc nie mogłem mieszkać sam, a jedyną rodziną, która mi pozostała, była moja babcia, Constance. Mieszkała ona w Amsterdamie. Tam też się przeprowadziłem i skończyłem szkołę. Z wyróżnieniem.
Zapytacie, jak to możliwe? Jak chłopak, przed którym ostrzegali nas rodzice mógł zostać wzorem do naśladowania?
Zawsze byłem zdolny, tylko leniwy. Śmierć obojga rodziców wstrząsnęła mną na tyle, aby wywrócić mój charakter do góry nogami. I to nie raz. Constance uświadomiła mi, że skoro nie mam już dla kogo żyć, najlepiej będzie jeśli zacznę żyć dla samego siebie. I tak też zrobiłem. Wiedziałem, że poprzez naukę zapewnię sobie lepszą przyszłość. Bez przeszkód dostałem się na Amsterdam College, gdzie uczęszczam na zajęcia na wydziale prawa. Kto by pomyślał, hm?
Parę miesięcy temu zmarła i moja babcia. Od tamtej pory naprawdę nie mam dla kogo żyć. Odziedziczyłem wszystko, co po niej pozostało i zamieszkuję teraz babciny domek na końcu jednej z amsterdamskich ulic. Często można spotkać mnie na cmentarzu, gdzie przesiaduję, kiedy mam gorszy dzień. Możecie nazwać mnie słabym, ale weźcie pod uwagę fakt, że jeszcze żyję.
Od żołnierza, przez narkomana, aż po prawnika.
Charakter
Jeśli jakimś cudem znałeś mnie, kiedy mieszkałem jeszcze w Nowym Jorku, to możesz być pewny, że nie jestem już tym samym Tony'm. Rozrywkowy chłopak, walnięty podrywacz, szalony pijaczyna? Nie, to przeszłość.
Dzisiaj jestem dobrym człowiekiem. Nawet próbuję zarabiać uczciwe pieniądze, nieważne jak ciężko by mi to szło. Jestem szczery, staram się być miły i raczej nieczęsto zdarza mi się kogoś zwyzywać. Wiadomo- czasem bywają także gorsze dni, podczas których potrafię być nieznośny, ale zapewniam, umiem być też dżentelmenem. Nie należę do ludzi rozgadanych, nie przepadam za tłumami i dzikimi imprezami. Niespecjalnie rzucam się w oczy. Wolę słuchać niż mówić.
Dodatkowo:
Nadal jestem uzależniony od papierosów. Nieważne jak bardzo chciałbym wyjść z tego nałogu- nie dam rady.
Uwielbiam czytać książki.
Mam niesamowitą pamięć. Jeśli już raz coś zrozumiem- pozostaje mi to w głowie na bardzo długi czas.
Nigdy nie byłem zakochany.
Mam zdolność do szybkiej nauki języków.
Odbywam staż w Lohren Industry.
Poza tym dorabiam jako native speaker w szkole językowej.
_____________
Więc, to tyle jeśli chodzi o moją postać.
Piszę to na każdym blogu, dodam i teraz: nie przepadam za wątkami męsko-męskimi. Piszę je na siłę i nie sprawiają mi przyjemności ;<
Wątki, powiązania? Tak i tak. W końcu po to tu jestem ;>
WITAM!
82 komentarze:
[Podoba mi się ta postać ogromnie, a i mam słabość do Antków :3 pomysł na wątek? :)]
[Mam pomysła. Może Anthony w ramach praktyk bada sprawę Mili, zaginionej dziewczyny Bran? I może dlatego ją będzie chciał przesłuchać? :D]
[omaaatko, jaram się zdjęciami jak londyn w 1666! dlatego też proponuję ci zaczęcie wątka. a chuj, dla takiego ładnego chłopca na zdjęciu to i zacząć mogę, jak mi podrzucisz pomysł :D]
[Jako że Turner studiuje prawo i wychodzi z tego, że jest rok młodszy od byłego Evy, to możemy uznać, że panowie się znali? Ze Daniel pomagał Tośkowi etc i kiedyś tam poznał się Tosiek z Evcią? ;D Swoją drogą - żółwik studentowi prawa - właśnie zakuwam prawo rzymskie, zią ;D]
[witaam :> zdjęcia świetne, karta ciekawa. Pomysł na wątek? Możesz podrzucić coś i mogę zacząć. Albo jak chcesz sam/a (nie wiem, 'kim jesteś' :D) zacznij :)]
[Uwielbiam zdjęcia i gify *.* A poza tym zapytuję się o powiązanie. Czy np. nasi bohaterowie nie mogliby się znać z wakacji, które Amelka spędzała u babci w Holandii? No albo coś w tym guście, chyba, że masz jakiś wybitny pomysł :D]
[hahaha, mam to samo! i w sumie dobrze, że się do końca z Milą nie utożsamiasz, bo wahania nastrojów, sukowatość i puszczalstwo nie są jej zbyt pozytywnymi cechami :D
problemy z prawem, wątpię... chyyyba, że może się coś ciągnąć jeszcze z jej rozwodu... na przykład problemy z podziałem majątku, o który jej ex walczy. to jest myśl!]
[Szczerze mówiąc, wcale o tym nie myślałam, ale tak przynajmniej Amelka znalazła dodatkową pracę, co bez wątpienia jej się przyda. Wielkie dzięki xD]
Piątki dla większości ludzi były długo wyczekiwanym dniem. Studenci i młodzież nareszcie mogła odpocząć od nauki, wyspać się i zabawić, bo w końcu zaczynał się weekend. I dla Amelie, piątek był przez dłuższy czas własnie takim dniem. Do czasu aż nie zaproponowano jej dostarczej pracy w szkole językowej, gdzie miała pracować z dziećmi. Wprawdzie nie posiadała doświadczenia, żadnych upowazniajacych ją do tego dokumentów, ale znajomy który ją w to skręcił i wszystko załatwił. Ona musiała tylko pokazywać się punktualnie na zajęcia, prowadzić je w pewien logiczny sposób i mieć dobry kontakt z dziećmi. Cóż, ostatniego bez wzrośnie jej nie bakowało, bo z maluchami zawsze dobrze się dogadywała.
Dzisiejsze zajęcia złe ialy jej nie wiadomo kiedy. Jak zwykle przyszła tutaj zaraz po skończony grozić wcześnie zajęciach, bez obiadu, niczego konkretniejszego nie mając w ustach, funkcjonuujac tylko na soozytej w biegu kawie. Nic wiec dziwnego, że kiedy skonczyla swoją prace na dzisiaj była potwornie głodna, a przez to i nieco nieprzytomna. Zbierajac się do wyjścia bardziej była pochlonieta szukaniem czegoś do zjedzenia w torebce, niż skupiona na drodze. Nic wiec dziwnego, że przy drzwiach na kogoś wpadła.
- Przepraszam...-wymamrotala wyraźnie zmęczonym głosem, spogladajac na poszkodowanego, który wwydawal jej się dziwnie znajomy. I wtedy go poznała.- Tony!- zawiozła wesoło, rzucając się chłopakowi na szyje i calujac go na powitanie w policzek. Zupełnie zapomniała o tym, że jest głodna.- Mój przystojny Tony!
[Jak się poszło studiować prawo, to trzeba przeboleć ;D Powiedz mi, a jak widzisz konkretniej relację z Evą? ;D]
[Ja wymyślam - Ty zaczynasz. Nie będę rozpieszczać nikogo ;3]
[No to tak. Ojcowie znali się z wojska, mój zaprosił Twojego do LA, my się poznaliśmy. W sumie możemy być starymi znajomymi, którzy natkną się na siebie na ulicy. Pomysł już masz, więc zaczynaj! :D]
Liliana, choć była dopiero studentką, otrzymywała czasami małe zlecenia na projekty. Jako studentka była dużo tańsza, a niczego jej nie brakowało, z jej wyobraźnią i kreatywnością. Tego dnia umówiona była z jakimś chłopakiem, który dzwonił do niej poprzedniego dnia. Siedziała w kawiarni, którą wspólnie wybrali na pierwsze spotkanie, tj. omówienie co i jak, później ewentualnie mieli odwiedzić jego mieszkanie.
[przeczytałam kartę w końcu, uwielbiam zdanie - "Możecie nazwać mnie słabym, ale weźcie pod uwagę fakt, że jeszcze żyję."
a co do wątków to jeszcze taka sprawa - że teraz to już tylko takie małe dociągnięcia, bo rozwiedli się w poprzednie lato, nawet blondi swoje nazwisko już nosi. więc mogą się już trochę znać z Tonym, a niech rozwodowe sprawy czysto kosmetyczne będą powodem do napisania wątku :D zaczniesz?]
[W sumie, może być. A wiesz, teraz Daniela nie ma, Eva jest w sumie w związkowej rozsypce, więc może do czegoś dojść, ale niczego stałego obiecać nie mogę, bo jednak Evcia to Evcia. Pasuje? ;)]
[A ty nie chcesz? :D Liczyłam na Ciebie, haha ;D]
[no prawda. możemy założyć, że ten niedobry Marc zachciał sobie jednak odebrać ten domek :D hm, pewnie będzie tam trzymał tę swoją kurwę! zuo! xD]
[Czemu na takim wydarzeniu? To nie jest dobre miejsce na flirt, hahaha :D Nie no, żartuję ;). To Melly musiałaby jakoś się dowiedzieć o pogrzebie... załóżmy, że od kogoś słyszała i przyszła. Zaczynaj! :D]
Zaśmiała się wesoło, jeszcze przez chwilę musząc nacieszyć się ciepłem jego ciała i zapachem perfum, by dopiero móc go puścić. Nie mogła się nacieszyć, ani jego osobą, ani jego widokiem, a cała sytuacja wydawała jej się nieprawdopodobna, a mimo to niesamowicie cieszyła. W końcu jak mogłoby nie radować tak niezwykłe spotkanie po latach?
- Uhm... w ogóle co tutaj robisz?- rzuciła pierwsze pytanie, jakie tylko przyszło jej do głowy, choć sama nie wiedziała, czy faktycznie interesuję ją to w tej chwili. Bardziej była zajęta podziwianiem sylwetki chłopaka, jakby nadal nie dowierzała, że przed nią stoi Anthony.- W ogóle się nie zmieniłeś... No może tylko trochę lepiej wyglądasz, niż to zapamiętałam, ale to chyba tylko szczegół.- zachichotała wesoło i ponownie rzuciła mu się na szyję, jakby co najmniej była jego wierną fanką, albo histeryczną nastolatką. Amelie należała jednak do grupy osób szalonych i nieprzewidywalnych, więc nic nie powinno Tony'ego dziwić, ale może zapomniał już o tym jak to z Amelie może być wybuchowo.
Brandi nie lubiła się spóźniać, ale to się zdarzało, zwłaszcza, gdy w szkole po odebraniu papierów zatrzasnęła się jej winda i straciła trochę czasu. Tak właśnie było tym razem - pędziła na łeb, na szyję, byleby zdążyć na to spotkanie.
Większość ludzi po roku odpuściłaby sobie, tłumacząc "mówiłam to już policji", ale Bran, mimo utraty nadziei kilka dni temu, nie chciała odpuszczać. Mogłaby opowiadać o tym jeszcze przez dziesięć lat w nadziei, że ktoś trafi na jakąś poszlakę w tym, co mu powie; może zauważy jakąś szczelinę i znajdzie tam Milę. Żywą.
Kiedy wpadła do kancelarii, czuła, że jej włosy są porządnie rozwiane, że ubranie ma poszarpane i że ogółem prezentuje się jak ktoś, kto zgubił własną głowę.
- Przepraszam - wypaliła od razu - na uczelni na jakieś pół godziny zamknięto mnie w windzie i nie mogłam się stamtąd wydostać, cudem tutaj dobiegłam.
Usiadła naprzeciwko mężczyzny.
- Niech się pan nie gniewa. I jeśli zechce pan to przełożyć to okej, zrozumiem. Następnym razem będę unikać wind, żeby się tak okropnie nie spóźnić.
[ Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór :D Jestem na urlopie, ale pomimo tego czasem jednak tu bywam, a czytając kartę Twojej postaci coś sobie wymyśliłam. Co powiesz na to, żeby nasze postaci znały się z widzenia? Skoro Anthony odziedziczył dom po babci, to kobiecina mogłaby być wcześniej sąsiadką Mii, czyli siostry Angel. Angel mieszkała u niej i jej narzeczonego przez chwilę, więc jako tako zna już okolicę. W sumie mogliby się poznać jakoś bardziej dopiero teraz... Co o tym myślisz? :) ]
[ Angel Evans ]
[Witam ;)
Błądzę po blogu i staram się doszukać jakichś powiązań między moją bohaterką, a resztą społeczeństwa. Skoro Anthony jest na ostatnim roku prawa, może już rozglądałby się za pracą. Ramona stara się unowocześnić firmę od kiedy została jej właścicielką, szuka więc młodej, kreatywnej kadry, a akurat poszukuje doradcy prawnego?
Nic innego nie przyszło mi do głowy, jednak na inne pomysły tez jestem przychylna ;)]
[już miałam pisać, że e, raczej nie, ale w sumie to... :D łaj not
swoją drogą... co powiesz na to, żeby tak przy okazji blondi i Anthonego złączyła jakaś jedna namiętna noc? będą mieli "bardziej zażyłe" kontakty. ;)]
Amsterdam był pełen słońca i przyjemnego, ciepłego powietrza. Kawiarniany gwar przebity został przez stukot obcasów. Skórzane sandałki były niby przewiewne, ale przy okazji cholernie obcierały w tym upale.
Wysoka blondynka, która dodała sobie jeszcze kilku centymetrów przez te pieprzone buty zaszła od tyłu młodego mężczyznę, ucałowała go lekko w policzek i usiadła na kanapie naprzeciw niego na wygodnej kanapie, czując niewielką ulgę dla swoich stóp.
- Dzień dobry, Tony - uśmiechnęła się do niego szeroko i zawołała ruchem ręki kelnera.
- Wiesz już, że mój ukochany eks małżonek ma zamiar zgarnąć mój dom we Włoszech? - przez jej twarz przeszedł niemiły grymas, ale zaraz znów stał się serdecznym uśmiechem.
- Pierwszą?- z wyraźnym smutkiem w głosie spojrzała na chłopaka, wzdychając przy tym cicho. Nie pasowało jej wcale, że Anthony musi tutaj jeszcze siedzieć, podczas, gdy ona zbierała się już do domu.- Ja? Tak... Znaczy, nie pełnoetatowo, czy nic. Tylko w piątki. I własnie się zbieram...- będąc zbyt zatroskaną z faktu, że zaraz zniknie z jej oczu, a potem nie wiadomo kiedy dane im się będzie spotkać, że cała jej późniejsza wypowiedź pozbawiona była ładu i składu, mając może minimalny sens. Rzucała tylko kluczowe słowa, które miały stanowić odpowiedź na jego pytanie.- Myślałam, że poszlibyśmy gdzieś razem. W końcu to piątkowy wieczór...- mruknęła, spoglądając na Anthony'ego wręcz błagalnym wzrokiem, prosząc, by rzucił wszystko dla niej i razem mogliby spędzić dzisiejszy wieczór. W końcu należało im się po tak długim okresie rozłąki i braku kontaktu.
[ Hm.. no mogłoby być, tyle, że oni teraz są za granicą ;/ Ale! Mogłaby być jakaś awaria w ich domu, Angel by przybiegła i poprosiła Anthonego o pomoc... może być? ]
- W wersji oficjalnej, znanej jej rodzicom - Bran dodała w myślach, że dalej nie wie, jakim cudem prawda do nich nie doszła - byłam jej najbliższą przyjaciółką. W wersji mniej oficjalnej, znanej mnie i policji i pewnie kilku innym ludziom, byłyśmy razem.
W takich sytuacjach Jones zawsze starała się być jak najspokojniejsza, najpoważniejsza, mimo, iż opowiadanie o tym, że Mila zniknęła, słuchanie domysłów, że po roku od zaginięcia zaledwie dziesięć procent zaginionych wciąż żyje, było bolesne. Nieraz płakała, opowiadając mężczyznom i kobietom to, co wiedziała. Ale to było silniejsze niż ona sama. Sprawdzić, co z Milą. Szukać jej. Znaleźć ją. Znowu być szczęśliwą.
Poprawiła włosy, rzuciła torbę na podłogę. Usiadła wygodnie.
- Umowy będą gotowe za piętnaście minut i zostaną przefaksowane do waszej firmy. Oryginały podpiszemy za dwa dni, zgadza się? - oznajmił głos w słuchawce, którą Ramona kurczowo trzymała przy uchu. Zgrabne, długie nogi położyła na blacie biurka. Każda pozycja do robienia interesów była dobra, przynajmniej w jej mniemaniu.
- Dokładnie tak, jak się umawialiśmy, panie prezesie - odpowiedziała, siląc się na miły, delikatny ton głosu, którym operowała niezwykle rzadko.
- W takie razie czekam na wszelki odzew. Do widzenia. - Usłyszała ostatnie słowa wypowiadane przez mężczyznę w średnim wieku i rozłączyła się bez słowa pożegnania. W końcu nie miała to być ich ostatnia rozmowa.
Ramona van der Lohren znana była ze stosowania pokręconych metod załatwiania wszelkich interesów. Nikt w końcu nie mówił, że kierowanie tak wielką instytucją jest łatwe i nie wymaga szczególnego postępowania. Kobieta miała we krwi umiejętność manipulacji.
W jej biurze rozległ się dźwięk interkomu: - Faks do pani - powiedziała sekretarka, mająca swój niewielki kącik tuż przed jej gabinetem. Blondynka nacisnęła guzik i powiedziała.
- Przynieś mi go w całości.
Od pół godziny studiowała przesłane jej dokumenty. Nie była specem od kruczków prawnych, ale także nowicjuszem w tej kwestii. Niepewność jednak nie mogła trzymać jej strony w chwili finalizowania ów kontraktu. Zebrała wszystkie strony i spakowała do białej teczki po czym opuściła swoje biuro, jak zwykle trzaskając drzwiami. Jeśli nie była do czegoś przekonana, musiała to sprawdzić, zweryfikować nim będzie zmuszona wykonać działanie, które nie przyniesie jej zysków.
- Radca prawny ma dziś wolne, sama podpisała pani zgodę - powiedział w jej stronę jeden z pracowników dziesiątego piętra. Informacja ta nie przypadła jej do gustu. Nie lubiła czekać, szczególnie w niepewności.
- Jest za to jeden ze stażystów, może on będzie w stanie pomóc - dodał zaraz. W końcu nikt nie lubił widoku rozdrażnionej bądź niezadowolonej pani prezes, która potrafiła być wówczas bardzo nieprzyjemna.
Słysząc te słowa, postanowiła odwiedzić stażystę, którego pewnie sama zatrudniła, a teraz nawet nie pamięta. Była świadoma, że ma na głowie zbyt wiele spraw, jednak nigdy nie próbowała tego zmienić.
Zapukała do drzwi, za którymi miał kryć się jej cel. Nie czekała na zaproszenie, w końcu cały biurowiec należy do niej. Pewnym siebie krokiem weszła do pomieszczenia, w dłoni trzymając białą teczkę. Kiedy spojrzała na, niewiele młodszego od niej, mężczyznę, od razu przypomniało jej się dlaczego go wybrała. W końcu dla Ramony nie liczyły się jedynie dobre osiągnięcia. Starała się sprawić by jej firma była reprezentowana przez jej pokolenie, w dodatku przez jego najprzystojniejszych członków. Uśmiechnęła się subtelnie w stronę mężczyzny i położyła teczkę na jego biurku.
- Mógłby pan to dla mnie przejrzeć. To dość ważna umowa, muszę być pewna, że nie ma w niej nic, co mogłoby zaszkodzić Lohhren Industry.
Ramona usiadła na czerwonym fotelu i oprała ręce na podłokietnikach.
- Niepokoi mnie fragment o warunkach, oczywiście nie celowego, spowodowania niedotrzymania umowy. Byłabym jednak za tym, by przyjrzał się pan całej treści.
[Dzięki <3]
Odkąd Daniel wyjechał do Anglii, Eva nie była sobą. Przynajmniej jakiś czas temu. Źle było jej, kiedy widziała zakochane parki, kiedy oglądała ich zdjęcia i kiedy rozmawiała z nim przez Skype'a. Ostatnio jednak zaczęła żałować, że taka namiastka związku jej nie wystarczyła. A mogłaby, ale nie... Teraz Daniel nie odzywał się w ogóle, od blisko miesiąca nie dawał znaku życia. Była tym wszystkim zmęczona, więc po prostu starała się o tym nie myśleć.
W weekendy dorabiała sobie w pobliskiej pizzerii, ale miała zamiar się stąd zwolnić, gdyż czasu miała znacznie mniej, niż parę miesięcy temu. Wypowiedzenie już złożyła, ale musiała dociągnąć swoje obowiązki do początku lipca. Z resztą, obroniła pracę magisterską, więc teraz mogła zacząć szukać pracy w zawodzie, prawda?
Wracała z pustą tacą, nucąc coś pod nosem. Śpiewała, kiedy próbowała się uspokoić, a klient, od którego właśnie odeszła należał do tych gburowatych.
- Au... - mruknęła, kiedy przydepnęła swoją własną stopę, próbując uniknąć zderzenia z kimś wyższym od niej. Zadarła głowę ku górze i uśmiechnęła się promiennie. - Anthony - dodała, zaczesując kosmyk włosów za ucho. - Zgłodniałeś? - spytała totalnie swobodnie, chociaż wiedziała, że niegdyś Daniel przyjaźnił się z tym chłopakiem, ale na sam koniec doszło między nimi do kłótni. Z resztą, już od jakiegoś czasu nie utrzymywała kontaktu ze znajomymi swojego "byłego" chłopaka.
Najpierw wyglądała na mocno zaskoczoną przez taki też obrót akcji, ale zaraz na jej malinowych wargach pojawił się wesoły uśmiech. Zdecydowanie odpowiadało jej takie, a nie inne spędzenie tego wieczoru.
- Ok, idziemy na drinka. Tylko mnie nie spijaj!- zaśmiała się wesoło, dźgając ostrzegawczo chłopaka palcem w ramię. Może i mówiła to pogodnym głosem w iście szampańskim nastroju, jednak wypadało by był świadom, że Amelie zachowuje się dość irracjonalnie po zbyt dużej dawce alkoholu. A może nawet nie po tak dużej dawce? Wprawdzie nietrudno było ją upić, na jej nieszczęście. Dlatego też nigdy się tym nie chwaliła, nie chcąc źle skończyć.- Koniecznie musisz zdradzić co też działo się z Tobą przez ten czas, co? Bo u mnie to nie ma co zbytnio opowiadać. Nic ciekawego.- wzruszyła lekko ramionami, pokazując, że faktycznie nic się w jej marnym życiu nie dzieje. Na pewno nic emocjonującego.
Liliana siedziała przy stoliczku, cierpliwie czekając i popijając jakąś pachnącą, owocową herbatę. Nie zauważyła nawet, że chłopak się spóźniał, więc gdy ją przeprosił, machnęła od razu ręką, uśmiechając się w swój typowy, promienny, czarujący sposób.
- Ach, tam, nic się nie stało. Tak, to ja, Liliana Windrose - powiedziała wesołym głosem, ściskając jego dłoń swoją drobną, delikatną rączką, po czym oboje usiedli. Kelnerka niemal od razu znalazła się przy chłopaku, pytając o ewentualne zamówienie.
- Co robi ugoda? - zapytała, ale zanim odpowiedział, wtrącił się kelner. Mila zamówiła mrożoną kawę, a gdy już odwróciła się do mężczyzny, co innego chciała już powiedzieć.
- Nie chcę go zrujnować. Wyciągać żadnych brudów z jego życia, ani nie chcę dowiadywać się o nowych kochankach. Chcę po prostu zatrzymać MÓJ dom. Dom, który dostałam na dwudzieste drugie urodziny, w którym spędzam wakacje, płacę za opiekę nad nim i tak, dom w którym się rucham z kim popadnie, żeby mu robić na złość - powiedziała ze zdenerwowaniem, którego jednak nie było widać na jej jasnej, raczej sympatycznej twarzy. Nie przesadnie pięknej, ale całkiem ładnej. Miłej.
- Tone, właśnie, co robi ta ugoda? I czy moje szanse są mniejsze z racji tego, że jestem Polką?
- Moi znajomi - powiedziała, czując, że w jej serce wbija się po raz kolejny kolec. Tak, zadawano jej to pytanie nieraz. - Jej znajomi o niczym nie wiedzieli. Moi jak najbardziej, tolerowali to, czasami w żartach grozili Mili, że wyjawią wszystko rodzinie i jej znajomym, żeby nie musiała się ukrywać... Ale to były żarty, nikt by tego nie zrobił. Mam nadzieję, sama już nie wiem, komu mogę wierzyć z nich wszystkich...
Powstrzymaj płacz, Bran. Jesteś silna.
[Zróbmy tak, że on prowadzi przesłuchanie po tym, jak znaleziono ciało Mili :D]
[Trudno, żeby nie :D Yay, ale super!]
Milczała chwilę. Nie, nie będzie płakać, przyciśnięto już ją do ściany nieraz przed śmiercią Mili. Potrafiła się opanować, to i teraz będzie potrafiła.
- Wiem, że zawsze jest możliwość - powiedziała, wbijając jak najzimniejsze spojrzenie w mężczyznę - ale oni znajdowali się, w większości, w takiej sytuacji, co my. Jeśli za sprawą jednego wszystko by się sypnęło, reszta miała obowiązek powiedzieć o tej osobie jej bliskim. Może w tajemnicy, może nie... Ale niech mi pan przynajmniej tej wiary nie zabiera. Wy róbcie swoje, ja będę dalej naiwnie wierzyć, że mogłam ufac przyjaciołom i że fakt, że nic nie zauważyłam, nie jest moją winą.
Znowu opuściła wzrok. Nic więcej dodać nie chciała, nie mogła. Po tyle spotkaniach z prokuratorami, policją, adwokatami, zaczęła bronić siebie i swoich myśli. Nie tylko faktów. Wiedziała, że od zawsze jest podejrzana, zwłaszcza, że przecież wyjechała z kraju niedługo po morderstwie. Ale nikt nie znalazłby na nią nic. Może poza tym, że gdyby znalazła mordercę, sama by go zabiła. Gołymi rękami wyrwałaby mu tchawicę.
[ Dzięki za rozpoczęcie :D ]
Być może dlatego Angel nigdy nie ciągnęło do szkoły, czy nawet myśli o studiach. Wiedziała, że równać się to będzie z brakiem czasu, z czym pogodzić się nie mogła. Ona musiała być wolna - robić to, co chciała o każdej porze dnia i nocy. Czasami tylko dorabiała w sklepie muzycznym, aby zdobyć pieniądze, które potrzebne jej były na opłacenie czynszu, choć, szczerze mówiąc, mogłaby to spokojnie ominąć.
W pewnej dobrze znanej jej alei mieścił się domek, który należał do Marcosa, jak i Mii. Wyjechali, więc stał pusty, pozbawiony wszelkich mieszkańców. Nawet małe myszy nie zagnieździły się w garażu, ptaki dziwnym trafem omijały to miejsce. Angel tylko od czasu do czasu odwiedzała posiadłość, w celu uprzątnięcia wnętrza, czy upewnieniu się, że wszystko działa jak należy. Ostatnio jednak trochę zaniedbała swoje obowiązki, przez co w środku nocy musiała zerwać się z łóżka, żeby odebrać ten cholerny telefon, który dzwonił jak szalony. Dziewczyna nie zdążyła nawet nic powiedzieć, bo starsza pani zasypała ją ładnym strzępkiem wyzwisk i małą informacją, że w domu siostry coś się stało. Nie czekając dłużej rozłączyła się, potem narzuciła na siebie pierwsze lepsze ubranie z szafy i wybiegła z mieszkania pani Drozd. Przed wyjściem zdążyła jeszcze jedynie otoczyć oczy czarnym cieniem. Tak, nawet w nocy musiała się wyróżniać...
Kiedy już była na miejscu, uważnie przyglądała się budynkowi. Początkowo wydawało jej się, że wszystko jest w porządku. Dopiero po chwili zauważyła wodę wyciekającą z garażu. Podeszła bliżej, znalazła klucze i weszła do środka, od razu kierując się do piwnicy. Już od progu przywitała ją zalana podłoga oraz nieprzyjemne dźwięki wydobywające się z głębi pomieszczenia. Angel zmarszczyła brwi, a widząc tryskającą wodę z rury tylko krzyknęła.
- Cholera... - warknęła. Wyciągnęła z kieszeni spodni telefon, następnie wybrała numer i zadzwoniła do informacji. Zdobyła numer do jakiegoś hydraulika, jednak ten nie podnosił. Tak samo było z kolejnymi numerami, ale czemu tu się dziwić? Raczej o trzeciej w nocy nikomu nie spieszno do awarii.
Wiedziała, że musi działać. Dookoła znajdywało się coraz więcej wody, rura przeciekała coraz silniej. Panienka Evans tylko westchnęła. Do kogo mogłaby się udać? Kto mógłby jej pomóc? Po kolei pukała do drzwi każdego z domów, jednak mieszkańcy albo jej nie słyszeli, albo zwyzywali od najgorszych. Cóż, mogli nie pamiętać blondynki, a dodatkowo wygląd dziewczyny mógł ich odstraszać. Chciała już zrezygnować i paść na asfalt, lecz przypomniała sobie, że w pewnym domu mieszka ktoś jeszcze. Nie znała chłopaka zbyt dobrze, jedyne z widzenia. W nim tkwiła ostatnia nadzieja.
Zbliżyła się do drzwi pukając w nie cicho i jednocześnie w duchu się modląc, żeby jej otworzył. A kiedy to zrobił, odetchnęła z ulgą.
- Cześć, przeciekam. To znaczy... rura przecieka, a jak Ty mi nie pomożesz, to już po mnie - skrzywiła się nieznacznie, wpatrując się w niego.
[ Przepraszam, za to wyżej, ale upał odbiera mi racjonalne myślenie... ]
- Nie, nie - pokiwałą przecząco głową wyraźnie nie zadowolona z pomysłu, żeby Marc zabierał swoją rudą dziwkę do jej pięknej, błękitnej sypialni i ruchał ją w tym łóżku, w którym spędzili swoją noc poślubną. Ale Mila mogła. Ona mogła wszystko. Była przecież kobietą, nie? Poza tym to dziecko... To ich paskudne, tłuste dziecko, bawiące się w jej ogrodzie. Nie.
- To hipokryzja. Nie będę płacić za prezent urodzinowy. To jakieś jaja. Poza tym on jest bogaty, może sobie kupić kilka takich domów, a to jest cały mój majątek prócz tego małego mieszkania w Amsterdamie. To ja powinnam walczyć o apartament w mieście, albo ten dom na wsi, a nie ten chuj próbuje mi wszystko odbierać.
Była wściekła, tak na poważnie. Niechęć do byłego przeszła wszystkie granice, okazało się, że ten nie ma jednak za grosz taktu.
- Kurwa, wiesz, że on nawet nie lubi Włoch?!
Zmarszczyła gniewnie brwi, posyłając chłopakowi wcale nie przyjaźniejsze spojrzenie.
- Sama się spijesz...- burknęła lekko podirytowana pod nosem wyglądając już na mocno obrażoną wskutek jego słów i tonu jakim je wypowiedział. Akurat się znał! Wcale nie miała się dzisiaj upijać i na pewno do tego nie dojdzie. Wypiję tylko troszeczkę, a potem będzie występować w roli totalnej abstynentki. O! Tak właśnie będzie.
Całe jej jednak robienie scen i tzw. fochanie się, nie trwało długo. Po pierwsze nigdy nie umiała długo się złościć, pod drugie oblicze sytuacji całkowicie zmieniły słowa Tony'ego.
- To wspaniale!- zawołał radośnie, pewnie trochę za głośno, bo kierowca spojrzał na nią dziwnie w lusterku, zaraz tez rzucając się chłopakowi na szyję, tak jak to już miało miejsce wcześniej dzisiejszego dnia. Wycałowała jego prawy policzek chyba nie potrafiąc zapanować nad tą chwilową euforią, która stanowiła osobliwy wyraz jej radości względem powodzenia w życiu Anthony'ego. Naprawdę cieszyła się, że mu się układa. Poza tym to były wspaniałe wieści jak na tak długi czas, kiedy nie mieli okazji się spotkać. Teraz wiele rzeczy nałożyło się na siebie i panienka Morel nie była w stanie zapanować nad tymi wszystkimi pozytywnymi emocjami. Może jednak Tony'emu nie przeszkadzało to tak strasznie?
Brandi potrząsnęła głową. Czuła jednak, że to nie wystarcza.
- Nie. Znaczy... Chodziło tylko o to, że ona chciała przed wszystkimi ukryć, że jest ze mną. Godziłam się, bo co miałam zrobić? Byłyśmy ze sobą rok, decyzja o coming-out'cie nie jest prosta, wiem, dlatego nie naciskałam. Ale to trochę bolało, zawsze takie coś boli, gdy słuchała pytań "a Mila ma już jakiegoś chłopaka?"... Zawsze wtedy chciałam jej rodzicom powiedzieć, że nie, że jest ze mną, że ilekroć wychodzi do mnie na plotki, bo tak nazywała, niby żartobliwie, spotkania ze mną, że ilekroć "podobno plotkujemy", pieprzymy się ze sobą, ale siedziałam cicho, bo to nie była moja decyzja, tylko Mili.
Nie płacz, Bran. Dasz radę.
Amelie tylko machnęła ręką, kiedy Anthony powiedział, iż nie wypada cieszyć się przedwcześnie. Jej zdaniem nie było w ogóle o czym mówić. To pewne, że wszystko się uda, stąd też i w swoim zachowaniu nie widziała niczego złego.
Kiedy znaleźli się na miejscu, Amelie z zachwytem podziwiała wystrój baru i siedzących w nim eleganckich ludzi. Nigdy wcześniej nie miała okazji tutaj gościć, stąd też i takie wielkie oczarowanie jej tym miejscem, a także pewien wyrzut względem swojej osoby, iż nie była tutaj wcześniej. Niestety, Amsterdam wciąż był dla niej pełnym tajemnic, nieodgadnionym miastem. Nadal niewiele o nim wiedziała.
Siadając na wysokim stołku przy barze z lekkim grymasem na twarzy spojrzała na wręczony jej alkohol. Jak zawsze niespecjalnie za nim przepadała i nie wiedziała, czy w zasadzie ma na niego ochotę, czy bardziej ją odrzuca. Nie chcąc jednak robić z siebie pośmiewiska, zwłaszcza po tak długim okresie niewidzenia się z Tony'm, złapała za szklankę i czym prędzej wypiła jej zawartość, by potem znów skrzywić się. Ochydzctwo.
- Mhh, tak... Masz rację... Znaczy z tym szczęściem to może nie do końca prawda, ale los w pewien sposób był jednak dla nas łaskawy.- odparła w końcu starając się lekko uśmiechnąć, choć nie było to łatwym zadaniem, gdy w ustach wciąż czuła nieprzyjemny smak.
- Ja, zaleźć za skórę? Ja jestem aniołem! - zrobiła naburmuszoną minę, ale zaraz postanowiła przystopować. Aż głupio jej było za tą jej całą złość, przecież to też była słabość, a ona tak cholernie stawała się uchodzić za twardą babkę. Ale cóż, nie zawsze się udawało. Shit happens, ya?
Zaraz przywołała na usta swój miły, delikatny uśmiech, jakby nic się nie stało i była gotowa do dalszej rozmowy. Bez żadnego użalania się nad sobą, obrzucania błotem drugiej strony, bez naburmuszonej miny.
- Czy jest coś, nie wiem, co muszę zrobić, załatwić? W ogóle nie znam się na prawie, zwłaszcza tym holenderskim.
Można powiedzieć, że po jego słowach poczuła się... dziwnie? Na pewno zabrzmiało to dość dwuznacznie... Nie ważne. Może niech lepiej zajmą się przeciekającą rurą.
Spojrzała na niego tylko przelotnie, a potem przygryzła lekko dolną wargę. Sama nigdy chyba niczego nie naprawiła. Nie musiała tego robić, bo w jej domu rodzinnym jeśli coś zaczęło się psuć, ojciec się tym zajmował, lub jej starsza siostra. Właściwie to wszystkim zajmowały się jej siostry, ona jedynie i aż była. Pełniła funkcje reprezentacyjne? Też nie. Co więcej - gdyby któryś z domowników chciał wysłać Angel, lub "wystawić" dziewczynę jako perełka rodziny, ludzie mogliby pomyśleć, iż Evansowie są niezwykle trzepnięci, a na pewno już mają nierówno pod sufitem. Taka prawda, lecz cóż poradzić? Angel była czarną owcą i chyba już nic tego nie zmieni.
Wzruszyła ramionami, potem wzdychając bezgłośnie.
- Dostałam telefon, że w domu siostry coś się stało. A kiedy już przyszłam, z drzwi garażowych wypływała woda. Potem zeszłam do piwnicy, która była już widocznie zalana, a rura przy suficie wyglądała jak podwieszony, uszkodzony hydrant - stwierdziła, chcąc mu jakoś to wszystko zobrazować. - Wszystko tryska, ale chyba da się jeszcze wejść... - powiedziała, rozglądając się dookoła. - Znasz się na tym? - zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na chłopaka. Potem podeszła do drzwi wejściowych, otworzyła je i zaprosiła go gestem dłoni do środka. Wcześniej mógł zauważyć chodnik, który powoli zamieniał się w małe jeziorko.
Dziewczyna przeszła przez korytarz, ostatecznie zatrzymując się przy drzwiach do piwnicy. Nacisnęła za klamkę, a gdy i tam chciała wejść... - Cholera! - krzyknęła, czując na sobie gorące, wodne uderzenie. Zamknęła szybko drzwi do piwnicy, opierając się o nie. Była w połowie mokra. Świetnie. - Nie da się wejść. Co teraz? - spytała z dezaprobatą, jednocześnie zastanawiając się, czy zaraz nie rozsadzi domu.
[ Angel E. ]
[ Witam : D Skoro Anthony poznał się już tak jakby z Angel, robi coś w domu Mii w jednym wątku, to może my moglibyśmy nasz wątek stworzyć na podstawie tego wydarzenia? Przesunęlibyśmy się trochę w czasie, gdy Mia już wróciła do Amsterdamu. A że są sąsiadami, to by się też znali. Może być? :D ]
[wpadłam na złowieszczy wątek. co powiesz na to, że ojciec florci zaprosił cię na staż podczas ostatniego roku do jednej z najlepszych firm amsterdamu? ;> a florcia przeprowadzi z tobą rozmowę wstępną. ar ju in? :)]
[Duuużo Antosiów ostatnio widuję na blogach. ;3 Jest z tamtej strony ochota - i pomysł - na wątek lub, ewentualnie, powiązanie?]
Amelie nawet nie to, że wyszła z wprawy w piciu alkoholu, bo i nigdy jej nie miała. W młodszych latach, gdy robiła to jako łamanie pewnych reguł narzuconych jej odgórnie, wtedy było zabawne, szalone i miału swój urok. Na chwilę obecną zaś alkohol była alkoholem, który w rzeczywistości nigdy jej tak strasznie jej nie podchodził smakowo. Tylko teraz pić mogła otwarcie, a to nie wydawało jej się już takie zabawne. Na pewno nie, gdy kończyło się rzyganiem i brakiem pamięci wstecznej. No, a niestety ją to było łatwo upić.
- Nie. Chociaż chcesz mnie spić, to nie dam się tak łatwo.- zaśmiała się wesoło, jednocześnie zakrywając dłonią kieliszek po swoim trunku.- A co do szczęścia... to raczej ostatnio się mnie nie trzyma. Ostatnio moje życie zrobiło się nieco kłopotliwe. Ale to nie ważne.- jakby na potwierdzenie swoich słów machnęła ręką w niedbałym geście.- Powinniśmy się cieszyć naszym spotkaniem i przyjemnie spędzić ten wieczór.
Mila uśmiechnęła się na jego słowa. Faktycznie, z wyglądu może i miała coś z anioła. Uśmiech, włosy, oczy, ogólnie aparycję, ale z charakteru chyba już nieco mniej. Przynajmniej z tego co jej było wiadomo, to biblijne anioły nie ruchały się z kim popadnie i nie skupiały największej uwagi w swoim wiecznym żywocie na parze nowych butów. A Mila - cóż, nie ma co ukrywać - mimo jakiegośtam intelektu i inteligencji które dla wizerunku dobrze ukrywała - była nieraz bardzo płytką osobą. Strasznie skupioną na sobie. A jednak nie naprawdę. Ale nie o jej duszy mamy pisać.
- W jakich miejscach? Czemu liczbie mnogiej? Myślałam, że chodzi tylko o sąd - zmarszczyła brwi tak trochę przestraszona. Mimo tego, że język holenderski miała opanowany do tego stopnia, że bez większych problemów porozumiewała się z ludźmi, to jednak jakiekolwiek publiczne wystąpienia budziły w niej pewien lęk przed ewentualnym przejęzyczeniem, bądź użyciem zupełnie nie takiego słowa jakie chciała użyć - przez co najzwyczajniej w świecie by się ośmieszyła. A ona była zbyt wspaniała na to, by się ośmieszać, no nie?
Angel tylko wzruszyła ramionami, krzywiąc się i wzdychając cicho.
- Nie mam zielonego pojęcia. Rzadko kiedy bywałam tu w garażu. W sumie to może ze dwa razy... - mruknęła, przyglądając się wypływającej wodzie. Miała ochotę iść po jakiś topór i odciąć sobie nim głowę. No przecież jak nie Mia, to ciotka ją zabije. A miała wszystkiego pilnować...
Przygryzła lekko dolną wargę i skierowała się bardziej wgłąb garażu. Rozejrzała się dookoła starając się wypatrzeć coś na kształt zaworu. Miała już zrezygnować, lecz po chwili ujrzała coś, co na ten moment mogłoby chłopaka zainteresować.
- Może to? - spytała, wskazując palcem na jakąś konstrukcję. - Kompletnie się na tym nie znam - poinformowała. Chciała zrobić krok do tyłu, ale wtedy poślizgnęła się na czymś i wyrżnęła na podłogę. Teraz mogła przypominać małe dziecko, które brodzi sobie w wodzie. Szkoda tylko, że nieszczególnie ją to bawiło.
Wstała i wyszła z garażu mając nadzieję, że chłopak sobie poradzi.
Zaczynamy ponownie ze świeżymi pomysłami. Rozkręć z nami najlepszą blogową imprezę. district-party.blogspot.com
[Powiedzmy, że Ellie na dwa dni zawisła jako barmanka w jakimś barze, hm? ;]
- Oh, to tylko studia.- mruknęła uśmiechając się krzywo, bo i nie chciała teraz się tym przejmować.- Będę musiała we wrześniu się poprawiać, stworzyć nową kolekcję, nic takiego...- szczerze chciała by tak było, by stanowiło to tylko błahy problem, wcale nie tak poważny, w przeciwieństwie do rzeczywistości, która była brutalna.- Tyle.- spojrzała na Tony;ego wyraźnie smutnym i zmartwionym wzrokiem, jednak mimo to postarała się uśmiechnąć, w miarę radośnie. O dziwo nawet jej wyszło.- Ale teraz porozmawiajmy o czymś innym, weselszym. Albo zróbmy coś szalonego.- zasugerowała z wesołym uśmiechem na malinowych wargach, kładąc swoją smukłą dłoń na jego ręce.
- Tak, bardzo w porządku... - mruknęła bardziej do siebie, wyciskając bluzkę i chcąc jakimś cudem choć odrobinę się wysuszyć. Wreszcie zrezygnowała i wróciła do chłopaka. Uśmiechnęła się i odetchnęła z ulgą, gdy woda nie uciekała już we wszystkie strony. Zaraz znowu zbladła. - No, wiesz... Ja raczej nie bardzo orientuję się, gdzie pochowali narzędzia - skrzywiła się nieznacznie, rozglądając się dookoła. - Poczekaj, sprawdzę - powiedziała cicho, podchodząc do jednej z szafek. Niestety, tam znalazła tylko jakieś stare... sama nie wiedziała, co to było. Zamknęła mebel, następnie skierowała się do półki, która powieszona była w samym rogu pomieszczenia. Nawet przy dobrym świetle trudno ją dostrzec, a co dopiero w półmroku. Angel nieco się wyprostowała i zmrużyła oczy, poszukując czegoś, co ostatecznie pomogłoby im rozwiązać cały problem. Delikatnie położyła dłoń na drewnie, przejeżdżając po nim palcami. Wreszcie poczuła coś w rodzaju metalowej skrzynki. Otworzyła ją, a jej usta wykrzywiły się w drobnym uśmiechu. - Mam! - zawołała. Wzięła skrzynkę i podeszła z nią do chłopaka. - Tu powinno być wszystko. Zazwyczaj trzymają jako taki porządek w tego typu rzeczach - oznajmiła, podając mu znalezisko. - Mogę się do czegoś przydać? Może w naprawianiu jestem niezbyt dobra... Ale może przyniosę Ci coś suchego? - przygryzła lekko dolną wargę, patrząc na towarzysza.
Florence siedziała w swoim miękkim skórzanym fotelu zaczytana w jakimś artykule amsterdamskiej gazety. Artykuł był dosyć obszerny i dosyć zakłamany,w końcu dotyczył sprawy, którą prowadziła. Ciszę, a raczej monotonny szum wiatraka przerwało pukanie do drzwi. Blondynka odłożyła gazetę i mruknęła średnio zainteresowanym tonem:
- Proszę wejść.
Na widok młodego, całkiem przystojnego mężczyzny uśmiechnęła się lekko i ściągnęła z nosa okulary w wąskiej, prostokątnej oprawce, których używała tylko do czytania.
- Pan Anthony Turner, zgadza się? - zapytała, a gdy mężczyzna kiwnął głową, wskazała mu jeden z foteli po przeciwnej stronie biurka. - Proszę usiąść. W zasadzie miał rozmawiać z panem mój ojciec, ale niestety dzisiejsze popołudnie ma zajęte, ale myślę, że nie będzie panu to przeszkadzać. Ale po kolei - napije się pan czegoś? - zaproponowała z uprzejmą miną, odgarniając jasne włosy na lewe ramię.
- Świetnie. W takim razie, zostało nam coś jeszcze? - zapytała z niewielkim zainteresowaniem, po czym zabrała się za swoją kawę, która zdążyła jeszcze przestygnąć.
- Anthony, jeśli wygram sprawę, nie chciałbyś się ze mną wybrać do Włoch? Na tydzień na przykład? Jedyne koszty jakie musisz ponieść to bilet lotniczy - zaproponowała z uśmiechem, odstawiając filiżankę. Uśmiechała się przy tym zachęcająco, ale w taki inny sposób, jakby go miała zachęcać swoimi ewentualnymi walorami. Zaraz jednak z ostrożnością dodała.
- Oczywiście, wiesz, bez jakichkolwiek zobowiązań. Po prostu, jako dobrzy znajomi. To będzie moje dodatkowe wynagrodzenie dla ciebie.
[weź się zgódź, potrzebne mi to do wątku :P a Mila - jbc - już wygrała :D]
Ku rozczarowaniu Tony'ego zaprojektowanie nowej kolekcji, w dodatku bardzo dobrej, było w tej chwili jej największym zmartwieniem. To było takie jej być albo nie być na studiach, ostatnia szansa by jej stamtąd nie wyrzucili. A wszyscy dobrze wiedzieli jak bardzo jej na tym zależy, jak wiele znaczy dla niej kierunek, który wybrała się studiować.
Zdziwiła się jednak nadzwyczaj, gdy chłopak wziął ją w objęcia, których przyczyny do końca nie mogła zrozumieć. W pierwszej chwili jej policzki mimowolnie przybrały pąsowy kolor, a Amelie potrzebowała chwili, by wszystko przeanalizować i w końcu wtulić się w Tony'ego, nawet jeśli nie znała przyczyny tego nagłego zbliżenia. Trudno, było jej tak nadzwyczaj dobrze i nie chciała go puszczać. Na pewno nie za szybko. Na samą tą myśl policzki Amelie jeszcze bardziej się zaczerwieniły, a ona sama westchnęła tylko rozkosznie przymykając delikatnie powieki.
No tak, sąsiad. Po prostu o tym na chwilę zapomniała.
Poszła do wyznaczonego miejsca, a potem robiła to, o co ją prosił. No cóż, skoro nie mogła pomóc inaczej, to i trzymanie rury było dobre. Nie powinna narzekać, tym bardziej, że to on odwala całą robotę.
Przyglądała się jego poczynaniom, choć tak naprawdę w ogóle nie wiedziała, co robi chłopak. Nie znała się na tym, raczej niczego jeszcze w życiu nie naprawiła (nie licząc pękniętych strun w gitarze, czy rozstrojonego pianina), ale dość szybko się uczyła. Ale teraz, nawet jeśliby chciała, to ciężko by jej było cokolwiek zapamiętać. Bardziej skupiała się na w pół przemoczonym ubraniu, które niemiło zaczęło przylegać do ciała dziewczyny. O tyle dobrze, że noce były bardzo ciepłe. Inaczej nieźle by zmarzła.
Westchnęła bezgłośnie, co jakiś czas przenosząc wzrok na lekko otwarte drzwi garażowe. Ciekawe, co jutro będą wygadywać wszystkie natrętne sąsiadki. Oby tylko nie chciały wzywać policji!
W pewnym momencie o czymś sobie przypomniała. Uśmiechnęła się kącikami ust i spojrzała na chłopaka.
- Wiesz... Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić - stwierdziła. - Jestem Angel - powiedziała, odrywając na chwilę jedną dłoń od rury i zaczesując włosy do tyłu. Ich kosmyki zaczęły wpadać jej do oczu. No, a chyba lepiej, żeby teraz wszystko widziała. - I dzięki za pomoc. Bez Ciebie bym chyba zwątpiła...
[Kontynuujemy to wcześniej wymyślone powiązanie czy Tony ma już inne plany? :D]
- Świetnie - uśmiechnęła się cała rozpromieniona, dopiła swoją kawę i zapięła swoją torbę.
- Wybacz, że teraz cię zostawię, ale zaraz spóźnię się do pracy - przeprosiła i zawołała kelnerkę, by ta przyniosła jej rachunek.
Od tamtego wydarzenia minął już miesiąc. Czas płynął strasznie szybko, bo w tym czasie zdążyli wygrać tę sprawę, udać się na wakacje i jeszcze z nich wrócić. Mila przy okazji zadbała o to, by ich relacje nieco się zacieśniły, ale żeby przypadkiem nie wprowadzić Tonego w jakieś mylne przekonanie, że Mila się do niego przesadnie migdali. Nie miała ochoty na większe ekscesy, ostatniej dramy było jej dosyć - i niestety, ciągle myślała o dziewczynie z gęstymi, ciemnymi włosami. Nawet wtedy, gdy Tony prawił jej komplementy, albo ją rozbierał - co także się zdarzyło, bo tonach makaronu i pizzy, jakie wchłonęli i litrach prawdziwego włoskiego wina. I teraz po tych wakacjach powrót do realności był strasznie trudny. Nagle trzeba było się wziąć w garść, ruszyć z powrotem do pracy, odkurzyć mieszkanie i zająć się innymi przyziemnymi sprawami. Jednak Mila wcale nie miała ochoty tracić kontaktu z mężczyzną, który na pewien sposób zadbał o to, by do tych wakacji jednak doszło. W piątkowy wieczór, niecały tydzień po powrocie Mila wysłała do Turnera krótkiego sms-a:
"Mam wino i piekę pizzę, co powiesz na małą retrospekcję urlopu?".
Poszło. Miała nadzieję, że Anthony zgodzi się tak łatwo, jak zgodził się na wspólne wakacje, chociaż wcale nie znali się za dobrze.
[Uwielbiam kartę i ogromny plus za wizerunek Aarona, którego wprost uwielbiam. Jakiś tam wątek i powiązanie mogłabym zaproponować, o? ;)]
[Zastanawiałam się nad tym, że Lilianne mogłaby się znać z Anthony'm z Uniwersytetu, że niektóre wykłady mieli razem albo na niektóre dziewczyna przychodziła. Ponadto jakichś wspólnych znajomych czy coś w tym stylu.
Przy tym mogła nastąpić sytuacja, w której pomoc Turnera była nadzwyczaj przydatna (a to pozostawię tobie do wymyślenia) i Lilka mogłaby go obdarzyć zaufaniem i sympatią, choć dokładnie nie można sprecyzować między nimi relacji, a miejsce wątku? Choćby kawiarnia? :>]
[Z tym postraszeniem to byłoby dobre, więc jestem na to zgodna. Tylko że wątek zaczęłabym jutro, chyba że masz jakiś pomysł, bo się tam ustaliło (co zarazem ucieszyłoby mnie niesamowicie) ;)?]
Lilianne chciała się o coś spytać, zwrócić mu uwagę z groźną miną, żeby się do niej nie zwracał po nazwisku i pogratulować z otrzymania licencji prawniczej. Czytała te wiadomości tekstowe, więc zaśmiała się jedynie na ich wspomnienie.
A jak już chciała się odezwać, to Turner zniknął.
Gdzieś koło ósmej, panna Holmes wybrała się pod wcześniej zapisany na kartce, ale także jej znany, adres. Odziana była w najzwyklejsze ciemne i wąskie spodnie, jakiś biały top, mając jeszcze na ramionach zarzuconą marynarkę. Ot, chyba nie było obowiązku zakładania stroju wieczorowego, prawda?
Gdy tylko wysiadła z samochodu, najwyraźniej mając pewność, że alkoholu nie tknie, od razu do jej uszu dotarły głośne okrzyki i muzykę, więc pofatygowała się w tamtą stronę.
Zapukała do drzwi i otworzyła je jakaś dziewczyna, która sączyła alkohol z lubowaniem. Otaksowała ją spojrzeniem, a następnie skierowała się wgłąb mieszkania w poszukiwaniu Turnera.
[W porządku, ja sama nie zachwycam ;)]
[ Hej hej, chętny na wątek? :) ]
[ Greta przyjeżdżała wcześniej do Amsterdamu, może znają się już wcześniej? :)]
Zatem Lilianne należała do tych osób, które mogły już wcześniej być zaszczycone nieformalnym ubraniem Anthony'ego. Właściwie nigdy nie zwracała na to uwagi, bardziej wsłuchując się w słowa chłopaka.
Teraz faktycznie - zdziwiona była jego stanem, bo rzadko kiedy zdarzało się widzieć chłopaka nieco podchmielonego, który tak otwarcie zachowuje się wobec innych.
Wzięła to piwo, choć nie otworzyła. Dzisiaj nie miała zamiaru dużo wypić, a poza tym tenże trunek nie był przez nią lubiany, także rozglądała się kątem oka za czymś smaczniejszym i mocniejszym zarazem.
- Ile stąd osób znasz? - spytała, strącając z ramienia dłoń jakiegoś nieznajomego studenta, bo ten starał się ją uniżyć, podskakując ponad głowy reszty imprezowiczów.
Uśmiechnęła się doń delikatnie.
Świadomość, że na imprezie znajduje się więcej osób, których się nie zna, a co lepsze - widzi się pierwszy raz w życiu, nie jest czymś świetnym.
Dziewczyna gdzieś po drodze odstawiła lub komuś podarowała puszkę alkoholu, odruchowo wyrywając rękę w obawie, że gdzieś ją pociągną, a otumaniony alkoholem umysł, nie był zbyt rozsądny.
- Trochę luzu? - spytała, nie bardzo rozumiejąc, co chłopak ma na myśli - Jeśli masz na myśli lżejszy tryb życia i nieformalne ubrania to muszę się z tobą zgodzić. Przejadł mi się widok Turnera w ciasno związanym wokół szyi, krawacie. - oznajmiła z uśmiechem, lekko wychylając się przez poręcz balkonu.
Wszakże, kilkakrotnie zastanawiała się, jak on mógł przez tyle czasu chodzić tak ubranym. Nie wyglądał źle - co to, to nie, ale było mu wygodnie?
Piegowata zaśmiała się, kręcąc głową.
- Wiesz, korzystnie wyglądają. - odparła, nie zaprzeczając jego słowom.
Nie baczyła na to, czy mogła w tym być ukryta jakaś aluzja względem Turnera, bo sama o tym właściwie nie myślała.
- Dobre będzie to... - położyła dłoń na jego ramieniu, poklepując je lekko - że ty będziesz przychodzić do sklepu, w którym pracuje, a ja będę zarabiać. - oznajmiła, poszerzając swój uśmiech, który rozjaśnił twarz panny Holmes.
Ot, taki kompromis i nawet plus dla siebie w tym wszystkim znalazła. Taką małą korzyść, która pocieszy dziewczynę w postaci pieniędzy.
- No nie wiem... - pokręciła głową, mrużąc swoje oczy i spoglądając na niego z ukosa. - Też muszę za coś żyć, Anthony, więc zniżki naprawdę będą niskie. - odparła, kiwając teraz głową, chcąc go upewnić w swoich słowach.
Po znajomości znacznie taniej mogłaby mu to i owo załatwić, aczkolwiek trzeba pamiętać, że Lilka na siebie także musi zarobić.
- Porozmawiam, może ktoś z pracy będzie chciał. - oznajmiła z uśmiechem.
Ona sama miała współlokatora, choć ostatnio goniło ją przeczucie, że jeszcze trochę, a ponownie lokum będzie tylko dla niej. Niespecjalnie to ciążyło dziewczynie, ponieważ była w o tyle lepszej sytuacji, że mieszkanie było własnościowe i nie było tak drogie, jak mogłoby się wydawać.
- Obrona konieczna, obrona w obronie własnej, tak, dokładnie tak było! Chciał mi wyrwać torebkę! Kurwa, panowie, czy zgodnie z prawem byłoby mu tę torebkę zostawić?
Brandi nigdy nie lubiła policji i ich rozumowania. Wiedziała, że muszą działać zgodnie z prawem, ale co to za prawo, które ściga ludzi broniących się przed kradzieżą? Dała facetowi w pysk, bo chciał jej wyrwać JEJ torebkę. Dlaczego nie ścigali niedoszłego bandyty, tylko ją, która ratowała swój przedmiot?
Cudem okazał się jakiś mężczyzna, który poświadczył jej słowa. I kiedy policjanci zaczęli przepytywać ludzi, jak było ("no... tak, broniła się, dobrze tak tamtemu gówniarzowi"), nagle okazało się, że jej uderzenie go w twarz nie było niczym strasznym. Chciała dodać, że mogliby już iśc pałaszować swoje ciastka, gdyby się do niej nie doczepili i nie ośmieszyli się przed amsterdamską publicznością. Nie dodała, stała w miejscu i czekała, aż ją zwolnią.
Jeden z policjantów groźnie dodał, że nie wolno tak robić i następnym razem będzie oskarżenie o napad, a potem sobie poszli, kołysząc grubymi tyłkami.
- Dzięki - powiedziała Brandi, podchodząc do mężczyzny. - Nie wiem, co do mnie mieli, ale uczepili się jak rzep psiego ogona...
- No tak... No tak, sama nie chciałabym, aby ktoś przy mnie tak przerywał sobie zdanie... Ale byłam zdenerwowana. Najlepiej podejść, kiedy nic się nie widziało, nie?
Bran rozmawiała po zaginięciu i śmierci Mili z tyloma prawnikami i policjantami, że nie pamiętała twarzy; przestała je kojarzyć gdzieś po dziesiątej osobie. Nie poznała więc tego tutaj mężczyzny i chociaż psychika mówiła "znasz go skądś", Bran uznała, że to tylko zmyłka zdenerwowanego umysłu.
- Brandi - powiedziała, wyciągając rękę w stronę mężczyzny. - Mogę chyba w ramach podziękowania zaprosić na kawę i ciastko... albo coś w ten deseń. Mogę, prawda?
[Dobry :) Spodobała mi się karta, pan na zdjęciach również... Ale karta ciekawsza ^^ Z tego względu chciałabym zacząć wątek, jednakże przed tym zapytam się, czy masz może pomysł na ów wątek? Albo może jakąś myśl dotyczącą powiązań, które mogłyby łączyć nasze postacie. Hm? ]
Fakt, mieszkanie samemu było na swój sposób dobre, ponieważ nie było hałasu, jeśli się wybrało nieodpowiedniego współlokatora, syfu czy też niepowołanych osób, aczkolwiek z czasem ta samotność w tych czterech ścianach przytłaczała i trudno było wytrzymać w takich warunkach. Po prostu nie było to możliwe.
Dobór współmieszkańca lokum? Cholernie trudna sprawa, bo każdy potrafi odegrać dobrą rolę, żeby dostać to, czego chce, a potem wszystko wychodzi na jaw.
- Może na obiad wpadnę, ale jakoś nie jadam śniadań, zaś w pracy nie zawsze jest czas. - przestąpiła z nogi na nogę, opierając się wygodnie o poręcz i spoglądając na widok rozprzestrzeniający się z balkonu.
- Kawą nie pogardzę. - dodała z uśmiechem, zerkając chwilowo na Turnera.
O! Brandi miała szczękę na podłodze. Zaskoczył ją. Szybko jednak uśmiechnęła się i skinęła głową. Okej, niech tak będzie. Chociaż fakt, że zabrzmiało to tak strasznie po dżentelmeńsku zbił trochę Brandi z tropu.
Bran pamiętała sytuację ze swojej szkoły, w której wyszło, że jest ona najbardziej wulgarną osobą w klasie. Nauczycielka zwątpiła w to, że Brandi zna większość angielskich i nie tylko przekleństw i zapytała reszty społeczności klasowej, czy to prawda. Oczywiście, wszyscy potwierdzili, że Jones jst królową przekleństw. Historia ta nawet przydarzyła się naprawdę autorce Brandi.
- A gdzie? Nie znam tej okolicy - powiedziała Bran, zerkając na mężczyznę.
Cholera, a jeśli on zaraz przystanie, poda jej rękę i będzie musiała mu się uwiesić na ramieniu? Nie ma mowy, nie wierzyła aż tak w dżentelmeństwo. Czy jak się to nazywa.
[Może być tak, że poznali się na jakimś snobistycznym bankiecie, wypili trochę wina, porozmawiali i rozstali się jako jedni z ostatnich gości wychodzących z restauracji. Może być?]
Po powrocie z wakacyjnego wyjazdu na berlińskie warsztaty malarskie Beth kompletnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Mogła siedzieć w szpitalu cały dzień, jednakże nie była na tyle silna aby to robić, gdyż obserwowanie tych ciężko chorych dzieci z którymi miała do czynienia nigdy nie należało do przyjemności... Chyba, że udało się jej je rozbawić, wówczas zapominało się o całym złu tego świata.
Mogła też chodzić po amsterdamskich ulicach, obserwować ludzi... Jednakże było dla niej aż zanadto gorąco, aby przemierzać całymi dniami stolicę Holandii.
Wstała dzisiejszego dnia z nadzieją, że chociaż Kot dotrzyma jej towarzystwa i spędzi z nią czas, jednakże pupil- włóczykij ani myślał się zjawić. Postanowiła wybrać się do biblioteki zaraz po dokładnym przejrzeniu półek z książkami. Audiobooki? Książki do elektrycznego odczytu? Lizbeth nie była staroświecka, jednakże umiłowała sobie zapach papieru, tuszu drukarskiego umiłowała sobie do tego stopnia, że wchodzenie do świata przedstawionego w lekturze zawsze przychodziło jej właśnie w towarzystwie tej specyficznej woni.
Anthony'ego zapamiętała ubranego w elegancki garnitur, on sam zaś (jeśli ją pamiętał) mógł zostać nieco zaskoczony, gdyż 'bankietowa' Liz znacząco różniła się od tej stojącej przy półce z książkami, tuż obok niego. Ubrana w kwiecistą spódnicę sięgającą ziemi i białą koszulkę na ramiączka, wyginała się na wszelkie możliwe sposoby pragnąc dosięgnąć jakiś egzemplarz.
[Mam nadzieję, że odpowiada. Jak nie- proszę się zgłosić, pomyśle nad czymś innym ^^ ]
Lepiej, żeby Brandi sobie nie przypominała. Wtedy straci humor i dupa z tej kawy, bo nagle okaże się, że zostawiła wieszak na gazie albo niezakręconą szafę. Czy coś w ten deseń. Byleby tylko nie pokazać komuś, że wciąż cierpi po śmierci Mili, Słońca.
- Nie mam pojęcia, naprawdę, ale... wydaje mi się, że tak, gdzieś musieliśmy. Na pewno, bo ja poznaję Twoją twarz. Ale nie wiem, skąd się znamy.
Dobrze, więc mu zaufa, więc mu zaufała. Szła za nim, teraz mocniej ściskając torebkę, tak na wszelki wypadek. Bo chociaż raz się jej udało uratować przed kradzieżą, kto wie, jaki będzie kolejny raz?
[ Hehe, mówisz? :D no to ja się biorę za pisanie :D]
Greta wyszła z windy. Piękny korytarz rozciągał się jakby przez parę mil. Wydawał się jednym wielkim tunelem, który prowadził nie wiadomo gdzie. Nie widać horyzontu, wszystko rozmywa się w światłach zapalonych tylko na początku pustki. Pusty i zimny. Może Greta miała takie wrażenie, przez to, że dawno tu nie była? A może po prostu jednak coś się tutaj zmieniło?
Powoli podeszła do 3 drzwi z prawej, podniosła dłoń na wysokość swojej twarzy i zapukała w nie energicznie. Zrobiła krok w tył i z powoli pojawiającym się uśmiechem czekała aż u drzwi stanie Anthony.
[ Trochę pofantazjowałam z tym budynkiem, ale to chyba nie robi różnicy :D ]
Spojrzała na niego z uśmiechem. Faktycznie, włosy nie były już upięte w starannego koka a związane w zwykłego warkocza z którego wesoło wystawały nieposłuszne kosmyki włosów. Wzięła od niego książkę i przycisnęła ją do piersi niczym największy skarb, robiąc to całkowicie bezmyślnie, odruchowo.
-Anthony Turner- przypomniała sobie jego nazwisko, które na bankiecie wypowiedziane było przez przyjaciela ojca, jednego z dyrektorów Lohren Industury. Właściwie cieszyła się, że wujek Colf przedstawił jej tego młodego człowieka, bo inaczej nudziłaby się wśród starszych panów rozmawiających o interesach, wygranych i przegranych sprawach oraz innych, równie 'porywających' rzeczach.
-Miło Ciebie widzieć- zauważyła, po czym rozejrzała się po bibliotece- Polujesz na coś konkretnego, czy tylko przeglądasz?- zapytała zainteresowana, opuszką palca gładząc skórę, którą pokryta była trzymana przez nią lektura.
Tu było strasznie... Romantycznie. Brandi niekoniecznie to odpowiadało, bowiem nie bardzo była zainteresowana czymś takim jak romantyczność, przynajmniej ostatnimi czasy. Nie, wróć. Nigdy. A na pewno nie taką, gdzie kwiaty spływają kaskadami nad stoliki, a świeczki są palone na każdym stoliku. Wolała rzekę, las. Ale nie marudziła, uśmiechała się, stwierdzając, że nawet, jeśli to tandetne - to na pewno strasznie miłe, że ją tu zabrał.
- Trenuję boks od... dwóch, trzech tygodni. Jednego się nauczyłam - jak ktoś coś szarpie, przytrzymaj mocniej, szarpnij sama, a potem wal - powiedziała ze śmiechem. - No, na pewno się nie spodziewał. Większość kobiet krzyczy, płacze i woła to dramatyczne "Złodziej, zatrzymać złodzieja!"...
Była świadkiem takich sytuacji, kiedy ktoś wyrywał torebkę, druga osoba wyznaczała lament "łapać złodzieja"... potem włączała się Bran hero i ratowała tę nieszczęsną torbę. Aczkolwiek ta bezradność okradanych pań ją dobijała. Jak można być tak słabym w tak okrutnym świecie?
[ No popatrz jak trafiłam :D ]
- Niespodzianka, niespodzianka. Właśnie o to mi chodziło. - uśmiechnęła się szeroko wchodząc do mieszkanie głębiej. Zauważyła mnóstwo papierów i dokumentów.
- Może ja Ci przeszkadzam? - skrzywiła się w charakterystyczny dla niej sposób, podnosząc jedną brew do góry a usta przekręciła na lewą stronę. Podobno ta mina była jedną z rzeczy, z którymi Greta kojarzyła się w college'u. "G.Face". To określenie doprowadzało ją do szału, chociaż zarazem śmieszyło. Lepiej mieć dystans do siebie.
- Jeśli chcesz mogę przyjść później. - spojrzała na niego z uśmiechem stojąc w miejscu.
On również się zmienił. Może nie tak jak ona w jego oczach, jednakże zupełnie inaczej prezentował się w eleganckim garniturze i wypolerowanych butach, niż teraz- ubrany w ciuchy "codzienne".
Uśmiechnęła się do niego delikatnie, odwzajemniając tym samym uniesienie kącików ust prezentowane przez jego osobę.
-Eric Emmanuel Schmitt. Czytałam już kilka jego książek i mogę Ci go z czystym sumieniem polecić. Jest niesamowity, zwłaszcza w sposobie ukazywania raczej znanego nam świata- powiedziała z pasją, po czym jakby zgasła i z niewielkim zakłopotaniem spojrzała na książki przez niego trzymane. Na bankietach pilnowała się ze swoimi słowotokami dotyczącymi artystów, sztuki wszelkiej maści, jednakże tutaj nic nie przypominało jej o manierach jakie trzeba było zachować w tym środowisku.Cóż, trzeba było przyznać, że przy Anthonym wyjątkowo mało się pilnowała, gdyż był w jej wieku i wydawał się być jeszcze nie tak zepsuty, pełen pasji do zawodu który będzie w przyszłości przez niego wykonywany.
-Co u Ciebie? Jak staż?
Lilianne spojrzała na Tunera, mrużąc oczy.
- Och. - westchnęła, kręcąc głową - Ja ci tylko ułatwiam zadanie. - oznajmiła, odwracając się plecami do barierki i spoglądając na towarzystwo, które soczyście się rozkoszowało alkoholem, innymi środkami odurzającymi oraz tańcem. Tutaj ludzie wydawali się zbyt beztroscy. Ewentualnie wchodziła opcja, że tak doskonale się maskują ze swoimi problemami.
To nie lada wyczyn.
- A tak to niest łatwo - mrugnęła wesoło, po czym odepchnęła się od balustrady - Chyba pójdę do środka. - oznajmiła ściszonym głosem, zerkając na niego kątem oka i kierując w stronę wejścia do lokum.
Jeśli tak, to tylko lepiej dla niej. W końcu teraz przynajmniej będzie wiedziała, że jeśli coś się wydarzy, to może gdzieś polecieć po pomoc, wiedząc, że ją uzyska. Tak, to zdecydowanie była jedna z tych lepszych, pozytywnych myśli dzisiejszego dnia. A właściwie nocy.
Cóż można powiedzieć o Angel? Sama od pewnego czasu nikogo nie miała, jednak aż tak ją do tego nie ciągnęło. Oczywiście, każdy ma swoje potrzeby... Lecz po życiu, jakie wiodła wcześniej, teraz jakby się uspokoiła. Co nie oznacza od razu, że jest cichą, zastraszoną cnotką! Co to, to nie, na pewno. Zresztą, chyba nawet na taką nie wygląda...
Uniosła brew, uważnie go obserwując. Hm... Czyżby to ona teraz przejęła rolę? W każdym razie była zadowolona, że w miarę szybko uporał się z tą mini katastrofą. Przynajmniej do rana uda jej się wysprzątać ten cały bajzel, a przy tym sprawić, że wścibskie starsze panie nie będą miały nic ciekawego do oglądania.
Również posłała mu uśmiech, lecz bardziej zadziorny.
- Dzięki. Z pewnością skorzystam - stwierdziła, uśmiechając się tym razem szeroko. Chciała znaleźć się w jak najbezpieczniejszym miejscu, dlatego też powoli stąpała po podłodze, z której prawie zniknęła cała woda. Ale "prawie" robi wielką różnicę. Bo gdy tak szła, nagle się o coś poślizgnęła. Rany, kolejny raz! Lecz i to nie było najgorsze. Upadając, chciała się czegoś chwycić. A że niczego nie było w pobliżu...
Chwyciła się chłopaka, przez co najpierw on runął na podłogę, a potem ona sama na nim wylądowała. Otworzyła szeroko oczy, moment później przygryzając dolną wargę. Zmarszczyła brwi.
- Przepraszam... - jęknęła cicho. Co Mia i jej narzeczony porozkładali na tej podłodze?!
Westchnęła bezgłośnie dopiero teraz dokładnie czując, jak bardzo jest mokra. Skrzywiła się mimowolnie, zeszła z chłopaka i usiadła obok. - Muszę Ci jakoś to wszystko wynagrodzić - stwierdziła po chwili, rzucając w jego kierunku przepraszające spojrzenie. Zaczesała włosy na bok i aż dotknęła opuszkami palców twarzy. Dobrze, że nie nałożyła tony makijażu! Jedynie pociągnęła kreskę wokół oczu, a ustom nadała barwę krwistoczerwoną, która teraz i tak nieco zbladła. Nie miała zbyt wiele czasu przed wyjściem. Na szczęście, bo w innym przypadku teraz wyglądałaby jak klown.
Serio, ucieszyła się. Czuła się jak gówno. Dziewczyna o ciemnych, gęstych włosach wznosiła toasty za fiuta ich wspólnego "znajomego", a ów znajomy okazał czuć się coś do dziewczyny. Była na przegranej pozycji i cholernie ją to bolało. Dlatego zaraz po dostaniu wiadomości wskoczyła w prześwitującą kremową bluzkę i czarny biustonosz i do tego cholernie krótką spódnicę. Majtki postanowiła sobie darować. Szlag by to trafił, retrospekcja, to retrospekcja. Dosyć miała myśli o cholernej dziewczynie, trzeba wrócić do retrospekcji. Do bezmyślnego seksu, do oszałamiania facetów uśmiechem i sprawianiu, że chcą spotkać się jeszcze raz i raz, ale ona już nie chce. Bycie "suką bez serca" było dla niej przerażająco silne. Chociaż wiedziała, że nie potraktuje Turnera srogo. Za dużo dl niej zrobił. I gdy zapukał do jej drzwi otwarła je bardzo szybko. I zanim zdążył się zorientować był już w jej mieszkaniu, obsypywany mnóstwem radosnych pocałunków, które spadały na jego twarz, szyję, uszy. Jakby naprawdę tęskniła.
- Wiem - westchnęła Brandi, przesuwając palce prawej ręki po kolei po płomieniu. - Ci wielcy rycerze... Ale ja tam myślę, że jeśli mężczyzna chce się wykazać, to powinien wspierać kobietę, zamiast robić za nią wszystko. Mam na myśli to, że kiedy kobieta jest silniejsza, on, jeśli chce być rycerzem, powinien być o krok przed nią. Ja sobie poradzę z otwarciem słoika z ogórkami, więc mój mężczyzna powinien sobie poradzić z kołem od samochodu. Te silne kobiety po prostu... wymagają od faceta więcej.
To była, niestety, prawda. Mężczyźni uważali, że silne kobiety nie potrzebują rycerzy; mylili się. Potrzebują, bo każda pani chce być czasami słabsza i być królewną. Z tą różnicą, że silne kobiety radziły sobie z prostymi czynnościami i od rycerza wymagały naprawdę czegoś wielkiego...
Usiadła wygodnie na kanapie, spoglądając na niego.
- Ale ja w sumie w konkretnej sprawie przyszłam. - założyła nogę na nogę i wyprostowała się z uśmiechem. - Mam nadzieje, że pamiętasz jak ostatnio wspominałam Ci o tym butiku w centrum. Noooo iiiiiiii wyszło na to, że zostaje tu na stałe. - uśmiechnęła się szeroko, poprawiając swoją sukienkę na kolanach. - To znaczy jeszcze nie wiadomo na ile się tutaj sprawdzę, ale o żadnych niepowodzeniach teraz nie myślę. - zakończyła ze stałym uśmiechem na ustach.
Prześlij komentarz