LISTA POSTÓW

środa, 6 czerwca 2012

Jak ćwiczyć pa­mięć, by umieć zapominać?

Noah Javier Álvarez

NAJBLIŻSI

Zastanawiałeś się kiedyś, jak to byłoby znaleźć się pośrodku ulicy, w tłumie ludzie? Nie musiałeś. Pewnie nie raz znalazłeś się w takiej sytuacji, ale wyobraź sobie, że stoisz z dłońmi w kieszeniach i rozglądasz się dookoła. Twarze ludzi, którzy cię mijają, nic ci nie mówią. Znaki, które dostrzegasz również. Nie pamiętasz nic. Twoją głowę wypełnia pustka, a w jej samym centrum pojawia się pytanie: kim jestem? Kim byłem?

Nie zastanawiałeś się, prawda? I dobrze, bo nie warto. Bo nic nie jest w stanie opisać uczucia, które towarzyszy wtedy człowiekowi. Wydawać by się mogło, że rozpoczęcie wszystkiego od nowa jest łatwiejsze, niż życie wśród starych problemów. Wcale tak nie jest. Kiedy rodzisz się na nowo w wieku dwudziestu ośmiu lat, jesteś nieporadnym, aspołecznym człowiekiem. Nie wiesz, jak poprawnie trzymać widelec, nie umiesz pisać, z trudem przychodzi ci mówienie. Zdany jesteś na samego siebie i zwierzęce instynkty, które ci towarzyszą. Lepiej pozostać na starych śmieciach i spróbować walczyć z tamtym dzisiaj i z tamtym jutrem. Uwierz mi, nie chciałbyś obudzić się pewnego dnia, nie wiedząc nawet, jak masz na imię. Znasz to uczucie, kiedy jesteś przywiązany do każdego fragmentu swojego ciała? Musisz je znać, jest bezwarunkowe, po prostu czujesz, że twoja ręka nadal tam jest, nie musisz tego sprawdzać. Znasz nie tylko swoją rękę, ale całe ciało. Wiesz, jak zareaguje w standardowych sytuacjach, które już przerabiałeś. Budząc się nie miałem pojęcia, dlaczego uginam palce, dlaczego moje ciało drży, dlaczego boli. A bolało. Okropnie bolało.

Teraz już wiem. Nazywam się Noah Javier Álvarez. Mam dwadzieścia osiem lat i ponad rok temu doznałem poważnego urazu głowy na skutek wypadku, który spowodowałem. Jestem dorosłym facetem, a piszę jak dziecko z podstawówki. Jąkam się i zapominam. Jest dużym-małym dzieckiem, które nie potrafi odnaleźć się w brutalnym świecie współczesnej cywilizacji, która gwałci moje prawa, moją przestrzeń osobistą, depcze moją świadomość i chęć życia. Najczęściej mam ochotę się poddać, krzyczeć i uciekać, ale nie mogę. Bo oni są przy mnie. Mówią, że skończyłem studia, jechałem na rozdanie dyplomów. Wyobraźcie sobie, że mam dyplom z kryminalistyki, że rozpocząłem drugi kierunek - medycynę, a prawda jest taka, że jeszcze niedawno nie potrafiłem włączyć komputera. Obrazy z przeszłości nie wracają, chociaż powinny, tak mówił lekarz pierwszy i lekarz drugi. Jestem pusty. Mówią mi, że byłem rozrywkowym nastolatkiem, panem popularnym, przystojniakiem, który dodatkowo miał całkiem niezłe stopnie. Nie pamiętam. Nie pamiętam dziewczyn, z którymi byłem. Chłopaków, z którymi upijałem się do nieprzytomności. Pamiętam moment, w którym otworzyłem oczy i zacząłem się zastanawiać. Kiedyś śmiałem się z tego, że myślenie może boleć, dopóki nie poczułem potwornego psychicznego bólu. Nie pamiętałem nic. Walczę. Rodzina, ci wszyscy krewni, którzy tak mnie niby kochają, nie mają już cierpliwości. Załamują ręce, ja też. Nie proszę ich o pomoc. Uczę się na nowo samodzielności, poznaję świat od nowa. 

Jedyne czego mogę być pewien, to mój wygląd. Widzę, że mam ciemne blond włosy. Twarz usianą bardzo bladymi bladymi piegami. Bliznę na prawym policzku. Mało widoczną, ale jednak. Powinna mi przypominać. A jedynie kojarzy się z tym całym burdelem. Z tym całym wypadkiem. Niebieskie oczy, momentami wpadające wręcz w złocisty kolor w ciemnym obramowaniu. Śmiało mogę zauważyć, że moja matka ma takie same. Przynajmniej wiem, że nie kłamie. Pokazuje mi fotografie. Płacze i wspomina. A kiedy myśli, że nie słyszę, pyta Boga o swojego syna. Pyta, gdzie jest tamten Noah, który odnosił do niej wręcz lekceważąco, który nie raz ją obrażał, ale potem wracał z podkulonym ogonem, przytulał i przepraszał. Teraz, nie mogę jej przytulić. Jest dla mnie obcą kobietą. A na zdjęciach jest obcy chłopiec. Inny człowiek. Nie wiem, kim jestem. Mogę być pewien tego, że mam metr dziewięćdziesiąt siedem, że ważę siedemdziesiąt dziewięć kilo, że jestem obywatelem Holandii. Że od dziecka cierpię na astmę. To wszystko jest w dokumentach. A teraz, te kilka marnych świstków jest całym moim życiem. Muszę zacząć być tym samym niepoprawnym chłopcem, ale czy tego chcę? Od niedawna mieszkam Sam. Miałem dość tych wszystkich współczujących wspomnień. Wyzdrowiałem, jedynie przy niepogodzie, zdarza mi się utykać na jedną nogę. Parę blizn. A luką w pamięci, przeklętą czarną dziurą, się nie przejmuję. Nie mogę. Jestem bezrobotnym, liczącym na cud, czekającym na powrót dawnego siebie. Dlaczego tyle lat miałoby się zmarnować? Przecież mogłem być kimś...

[Krótko i mało konkretnie, wiem. Ale Noah jest po wypadku, w którym doznał silnego urazu na skutek, którego utracił pamięć. Ciągłe wizyty u psychologa mają pomóc mu w odzyskaniu wspomnień. Ciągle walczy, a w planach mam stopniowe odkrywanie kart. Wizerunku użyczył cudowny Hayden Ch.  Pozdrawiam.]

72 komentarze:

Anonimowy pisze...

[ajććć... spodobało mi sie ;)]

Anonimowy pisze...

[chęci na poznanie naszych postaci ? :D]

Anonimowy pisze...

[hymm hymmm.. myślę, myślę :D]

Angel Evans pisze...

[ Ciekawe, dobrze napisane, aż chce się wątkować! Zaraz coś zacznę, niech tylko ogarnę resztę ^^ ]

Liliana Windrose pisze...

[A, podoba mi się! Myślę, że Noah mógłby wzbudzić w opiekuńczej Lilianie jakiś instynkt, ona lubi pomagać, więc może chcieć się nim w pewien sposób zająć, a i jemu, zagubionemu w nowym życiu i brutalnym świecie, może spodobać się to, że jest taka ciepła, otwarta i troskliwa :)]

Anonimowy pisze...

Zmarnowana po całym dniu bezwładnie opadła na krzesełko przy barze. - jack daniels -rzuciła w stronę barmana. Łokcie oparła o blat i zmęczona głośno westchnęła dwa razy. Wzięła dwa głębokie łyki trunku i przymknęła oczy. Otwarła je po czym opróżniła szklankę i zamówiła znowu to samo. - To był naprawdę ciężki dzień -powiedziała znowu na głos tym razem kierując to w stronę chłopaka, który siedział obok. - Nie jest łatwo -zaczęła się żalić nieznajomemu. Opróżniła drugą szklankę po czym zakręciło się jej w głowie. Nigdy nie miała głowy do picia. Tym razem jednak z zainteresowaniem spojrzała na niego i uśmiechnęła się. - Ally, miło mi poznać - wyciągnęła dłoń w jego stronę,

Anonimowy pisze...

Spojrzała na minę chłopaka, zmieszana spuściła wzrok i znowu w punkcie jej zainteresowania znalazła się pusta szklanka. Stwierdziła, że alkohol i tak nie pomoże a wypadało by jakoś trafić z powrotem do swojego domu. - Wybacz -powiedziała już znacznie ciszej po kilku minutach ciszy, zastanawiając się czy chłopak w ogóle usłyszał. Najwidoczniej on też miał gorszy dzień i wcale nie musiał mieć ochoty na rozmowy z nachalną blondynką, która sama nie umiała się określić czy warto się opić czy może jednak spokojnie wrócić do swojego łóżka tej nocy.

Anonimowy pisze...

- Tak a mój kolor włosów wyklucza mnie z kręgu ludzi o wysokim IQ. Takie życie -odpowiedziała, znów patrząc na twarz chłopaka. Przybliżyła się odrobinę bliżej do chłopaka, może i jej zachowanie było niegrzeczne, ale jakoś wypity wcześniej trunek pozwolił jej o tym nie myśleć.
- Pamiątka z dzieciństwa? -spytała dotykając opuszkami palców jego policzka. Jednak po szybkiej chwili przyszedł rozum do głowy i szybko zabrała dłoń. - Nie moja sprawa -odpowiedziała sobie sama na pytanie. - Daje sobie spokój na dzisiaj -rzuciła szybko, opowiadając na wcześniejsze pytanie i nerwowo chwyciła pustą szklankę po czym nieumyślnie ją zbiła. - Przesadziłam -powiedziała załamanym głosem.

Liliana Windrose pisze...

Pogoda dawno nie była tak urocza! Jak można by z niej nie skorzystać? Jak Liliana, wulkan energii i chodząca radość, mogłaby nie skorzystać z tak pięknego dnia? Nie mogłaby.
Gdy tylko skończyła zajęcia, pobiegła do mieszkania, by czym prędzej zostawić wszystkie uciążliwe rzeczy i wyrwać z czterech ścian swojego ukochanego czworonoga. Gdy tylko Apollo domyślił się, że szykuje się spacer, był chyba nawet szczęśliwszy od Liliany. Dziewczyna nie zdążyła nawet nic zjeść. Zapięła psa do smyczy i pognała z nim do swojego ulubionego parku. Nie była jednak okrutna i nie prowadzała psa przy nodze. Odpięła go, nakazując jednak, by zbytnio się nie oddalał, jakby to miało coś pomóc.
Pies, tym bardziej, że szczeniak, oczywiście nie posłuchał. Nie zdążyła się obejrzeć, a zauważyła już, że Apollo biegnie wesoło w stronę siedzącego na ławce chłopaka, po czym wskakuje na niego z dziką radością.
- No nie, diable! - zawołała Liliana, biegnąc za pieskiem.
- Przepraszam, bardzo przepraszam! - powiedziała, próbując ściągnąć psa z biednego chłopaka.

[Wybacz, że trochę nieskładnie :x]

Anonimowy pisze...

[ Chęć na wątek, z którąś z moich postaci - Scarlett lub też Lioness?
Właściwie to zastanawiam się nad jakimś bardziej sensowniejszym wątkiem i doszłam do tego, że tak:
- jedna z moich bohaterek wcześniej mogła być np. dziewczyną twojego bohatera albo właśnie mogli się ze sobą spotykać czy coś,
- przyjaźnili się, bo skoro nie pamiętasz nikogo to przyjaciół pewnie też nie
- Z tego co wyczytałam jesteś bezrobotny, więc może być też tak, że szukasz pracy np. w teatrze (np. przy kostiumach czy coś) i moja Scarlett (bo Li nie wchodzi w grę) daje ci pracę, a potem Ci pomaga
Hmm... co by mogło być jeszcze.
- Moja Lioness studiuje psychologię, więc może być osobą, która np. uczy się będąc na twoich sesjach z normalnym terapeutą.
Daj znać co Ci z tego pasuje :). I jeżeli masz ochotę to zacznij, a jak nie... To postaram się ja, ale nie wychodzi mi to najlepiej :( ]

Lioness i Scarlett Peres

lilac sky pisze...

[Jak ja uwielbiam imię, które nosi twoja postać *.* W ogóle genialnie wykreowana historia i równie wspaniały bohater. Tylko ja niestety póki co nie mam pomysłu na wątek, ale postaram się nad tym pogłówkować :)]

Liliana Windrose pisze...

Liliana spojrzała na chłopaka z szerokim, przeuroczym uśmiechem na swojej ślicznej buzi. Patrzyła na niego chwilę. Zapatrzyła się, zaintrygował ją, dawno nie spotkała kogoś o tak pięknych rysach, a jednocześnie... Nie, stop. Skarciła siebie w myślach i zamrugała szybko kilka razy.
- To diabeł wcielony. Ale na imię mu Apollo - wyjaśniła wesołym głosem. W końcu udało jej się odciągnąć szczeniaka od chłopaka. Wzięła go za ręce i zaczęła drapać za uszkiem. Od razu się uspokoił, merdał tylko wesoło ogonkiem.
Spojrzała ponownie na chłopaka wciąż się uśmiechając.
- Mam nadzieję, że nie przeszkodziliśmy w niczym.

Anonimowy pisze...

[ Ok, w takim razie mi to także odpowiada :).
Naprawdę nie dasz rady ? ;/ Bo ja mam taki zanik weny dzisiaj, że napisane wstępu to dla mnie horror :/ Mogłabym zacząć, ale chyba wieczorem lub jutro, dzisiaj nie wiem czy dam radę. ] - Lioness Peres

Angel Evans pisze...

[ A zacznę tak, a cooo ^^ ]

Dzień nie zapowiadał się najlepiej. Przez całą noc padał deszcz, wręcz tłukł się o szyby, przeszkadzając tym samym dziewczynie w spaniu. Leżała więc i obserwowała niebo - zachmurzone, groźne, pełne szarości, cienia, może też mroku? Nie było widać nic, jedynie gdzieś daleko w tle rozbłyskiwały się wysokie latarnie. Marzyła, zastanawiała się. Co będzie dalej?
Ale w końcu zasnęła. W zasadzie nie śniła, nie miewała koszmarów, a poza tymi nic jej się nie śniło od bardzo dawna.
Budząc się, zauważyła, że deszcz już nie pada, lecz wciąż gdzieniegdzie na niebie występują zachmurzenia, a krople wody robią mały szum, opadając z dachu na parapet. Dziewczyna tylko westchnęła bezgłośnie, a potem ubrała się i zjadła śniadanie. Oczywiście wykonała jeszcze parę innych czynności, jak to po wstaniu z łóżka.
Gdy już była w pełnej gotowości do życia, zastanawiała się, co może zrobić tego dnia. Jak na razie dała sobie spokój z poszukiwaniem mieszkania, miała gdzie spać, a raczej nagle nikt nie zasypie ją stertą godnych uwagi ogłoszeń.
W pewnym momencie wyszło słońce, które przyjemnie wypełniło swoim blaskiem wnętrze mieszkania pani Drozd. Angel uniosła lekko brwi do góry, chwyciła swoją gitarę i wyszła.
Skierowała się do parku, gdzie miała swoje ulubione miejsce. Usiadła pod dużym drzewem, co sprawiło, że była tak jakby odgrodzona od innych. Była w swoim świecie.
Przymknęła na chwilę powieki, a potem już zaczęła grać. Nawet cicho śpiewać...
Angie, Angie
When will those clouds all disappear?
Angie, Angie
Where will it lead us from here?
With no loving in our souls
and no money in our coats
Oh you can't say we're satisfied
[...]
but Angie, I still love you baby
Every where I look I see your eyes
There ain't a woman that comes close to you
Come on baby dry your eyes

Angie, Angie
Ain't it good to be alive
Angie, Angie
They can't say we never tried...

Nagle jakby wszystko ucichło. Nie było nikogo, tylko ona. I muzyka. I wspomnienia.
Dziewczyna odłożyła gitarę obok, a sama zwinęła się w kłębek i zamknęła oczy.
Dlaczego to tak bardzo bolało...
A może jednak ktoś ją obserwował...?

Anonimowy pisze...

[ Bardzo mi miło ;) Twoja karta jest rewelacyjna, świetny pomysł na historię.
Co do powiązania... Lil często maluje w parku, mogłaby za swojego modela wziąć Noah'a.
A jak nie, to możemy uznać, że są swoimi sąsiadami - oboje w końcu już mają własne mieszkania. ;]

Anonimowy pisze...

[ W porząsiu ;)To ustalmy mniej więcej, gdzie mieszkają - w centrum miasta, na jakimś osiedlu czy na obrzeżach?
Zaczniesz ty czy ja mam coś naskrobać? ;]

Anonimowy pisze...

[ Idealnie ;) Nie ma sprawy ^^ ]


Lilah uwiebiała swoje niewielkie mieszkanko. Trzy pokoje, kuchnia I łazienka w zupełności jej wystarczały i nawet nie marzyła o innym gniazdku. Pracownia była jej ulubionym zakątkiem, gdzie spędzała większość czasu. Właśnie tam, ta na pozór wybuchowa osóbka, odnajdywała ciszę i spokój. To była jej Ziemia Święta, jak dla chrześcijan Kościół, a dla buddystów Świątynia. Nawet gdy ktoś wyprowadził ją z równowagi, skrywała się w niewielkim pomieszczeniu, gdzie wyładowywała negatywne emocje. Skutkiem były chociażby powylewane farby, zamazane ściany i abstrakcyjne obrazy.
Sobota kojarzyła się Norweżce z odpoczynkiem. Po całym tygodniu nauki i pracy, mogła pospać do godziny dwunastej bez obaw, że zostanie ukarana przez nauczycieli. Tego dnia nie było inaczej, choć obudziła się wyjątkowo wcześnie jak na siebie, otwierając swe ślepia już o godzinie dziewiątej. Niemniej jednak nie miała zamiaru ruszać się z łóżka, toteż wtuliła się w kołdrę i przewracała z boku na bok. Niestety, upragniony sen nie przychodził i wreszcie znudzona ciągłym wpatrywaniem się w sufit, wstała. Włożyła za dużą na siebie męską koszulkę i majtki, po czym wyszła z artystycznie urządzonej sypialni do salonu, utrzymanego w czerni i bieli. Włączyła telewizor, ustawiając na kanał, gdzie leciał poranny program z najnowszymi informacjami ze świata muzycznego. Skierowała się do kuchni, otwierając kolejno lodówkę i półki. Miała ogromną ochotę na pulchne, małe naleśniki amerykańskie z dżemem lub nutellą. Na samą myśl o jedzeniu poczuła napływającą ślinę do ust. Oblizała wargi, wyciągając wszystkie składniki na blat.
- Faen – przeklęła w ojczystym języku, orientując się, iż nie posiada jednego z najważniejszych produktów – mąki. Nie uśmiechało jej się wychodzenie do sklepu, toteż postanowiła wybrać się do swojego ulubionego sąsiada – przystojnego chłopaka, który mieszkał tuż obok. Wsunęła na stopy parę trampek i ignorując swój skąpy strój, wyszła z mieszkania, następnie pukając do drzwi obok. Mimowolnie zadrżała, gdyż chłodny wiatr wdarł się na klatkę schodową przez otwarte okno na półpiętrze.

Anonimowy pisze...

Delilah nie potrzebowała do szczęścia ogromnego, dwupoziomowego apartamentu, jaki początkowo chcieli zafundować jej Mikkael i Elijah, pomimo że w rzeczywistości nie byłoby ich na niego stać. Byli jednak gotowi zaciągnąć kredyty, po to tylko, by ich mała córeczka mogła żyć w luksusie. Lil stanowczo zaprotestowała, gdyż o wiele lepiej czuła się na mniejszych przestrzeniach.
Niebieskowłosa z pewnością początkowo sprawiała wrażenie zakochanej w sobie buntowniczki, która nie zważa na innych. Już niejednokrotnie słyszała, że zależy jej tylko na sobie i nie obchodzi ją życie pozostałych. W tym momencie pojawiał się wyjątek: jej rodzice. Mikka i Eli byli najcenniejszymi ludźmi w całym jej życiu; zawdzięczała im naprawdę wiele. To był kolejny powód, dla którego wybrała zwyczajne, niewielkie mieszkanko na obrzeżach, aniżeli apartament w centrum – nie chciała, by jej ukochani ojcowie żyli przez nią w długach do końca swych dni. Pragnęła dla nich wszystkiego co najlepsze, nawet jeśli jej pogardliwe spojrzenie i ironiczny uśmieszek wskazywało na coś zupełnie przeciwnego.
Panna Cassell już na wstępie zakochała się w samej okolicy, w jakiej dane było jej mieszkać. Pierwszego dnia wyszła na spacer, pozostawiając walizki i pudła w pustym mieszkaniu, po to aby poznać najbliższe otoczenie. Było spokojnie i cicho, wysokie bloki oddzielał nieduży park, w którym można było odpocząć. Czuć było bezpieczeństwo i rodzinną atmosferę, a Lil nie musiała bać się wracania do domu o późnej godzinie. Mogło się wydawać dziwne, iż osoba pokroju Norweżki – szalona, nieco pokręcona i mająca swój własny świat – odnajdzie się w zwyczajnym osiedlu, pełnym szczęśliwych rodzin, starszych małżeństw i młodych narzeczonych. Ku zdziwieniu wszystkich właśnie tak się stało.
Objęła się ramionami, czując jak na jej skórze pojawia się gęsia skórka. Wymruczała ciche przekleństwo pod nosem, posyłając do piekła sąsiada, który postanowił schłodzić klatkę schodową, poprzez otworzenie okna najprawdopodobniej na całą noc. Słysząc kroki po drugiej stronie drzwi, uniosła głowę, już po chwili spoglądając oczami w kolorze roztopionej czekolady na młodego chłopaka, który stał przed nią. Był znacznie wyższy od niej, co najmniej o dwadzieścia centymetrów, przez co musiała zadzierać głowę do góry. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc urocze zaspanie, jakie malowało się na twarzy znajomego.
- Witam pana sąsiada – odparła wesoło, odgarniając z twarzy kosmyk błękitnych włosów, które w danym momencie stały się niezwykle nieposłuszne wobec właścicielki. Przetarła oczy, ciesząc się w duchu, iż nie jest pomalowana i nie musi się martwić o rozmazaną maskarę.
- Czy mój ulubiony sąsiad ma pożyczyć trochę mąki?

Anonimowy pisze...

Lilah była zdecydowanie wychowana w nietypowej rodzinie – w końcu nieczęsto spotka się model mężczyzna plus mężczyzna plus ich córka. Nie ukrywała, że początki były trudne, bo jak wytłumaczyć małej dziewczynce, dlaczego ma dwóch tatusiów, a nie mamę i tatę jak pozostałe dzieci w przedszkolu? Początkowo było tylko zdziwienie pozostałych koleżanek i kolegów, z czasem, gdy dorastała, pojawiły się wyzwiska, była również odrzucana przez rówieśników. Dzięki temu stała się indywidualna, niezależna, silna. Nawet gdyby ktoś pozwolił jej cofnąć się w czasie i wybrać, przez kogo chciałaby zostać wychowywana i tak wskazałaby na Mikkaela i Elijaha. To właśnie oni ukształtowali jej charakter, sprawili, że jest obecnie właśnie taką, a nie inną osobą.
Z czasem przestała zwracać uwagę na sytuacje, podczas których słyszała w swoją stronę docinki dotyczące jej rodziców. Zwłaszcza, że znalazła grupkę wspaniałych znajomych, którzy akceptowali jej rodzinę taką, jaka była.
Życie w rodzinie homoseksualistów było takie, jak każde inne. Wszyscy mieli obowiązki – wynoszenie śmieci, sprzątanie pokoi, gotowanie obiadów. Niczym nie różnili się od pozostałych, a mimo to inni wytykali ich palcami. Dlaczego? – pytała mała Lilah, patrząc swymi dużymi, ciemnymi oczyma na Mikkaela, trzymającego ją za rączkę. Bo jesteśmy wyjątkowi, skarbie, odpowiadał jej, uśmiechając się ciepło. Takie wyjaśnienie zupełnie wystarczało niewinnemu dziecku, które nie zdawało sobie sprawy o nietolerancji świata.
Kiedy jeszcze mieszkała w Oslo i chodziła do liceum, w szkole nie była uważana za osobę popularną. Kilka osób kojarzyło ją jako tę „od gejów”, w ostatniej klasie zwrócono na nią uwagę z powodu zmiany koloru włosów. Nie potrzebowała jednak uwagi wśród sportowców, plastików, mózgowców i członków subkultur. Wystarczał jej fakt, iż jest znana w świecie młodych artystów. W świecie metalu, tatuaży i piercingu, który był całkiem spory w takiej metropolii. Spotykali się po lekcjach w opuszczonym budynku, który urządzili w własnym stylu. Słuchali muzyki, malowali, projektowali tatuaże. Mogli rozwijać swoje pasje i być sobą.
- Dzięki – uśmiechnęła się ponownie, tym razem nieco szerzej. Weszła do mieszkania i zsunęła ze stóp trampki, kierując się do kuchni jakby była u siebie. Może dla innej osoby byłoby to krępujące, lecz ona nie czuła nic takiego. Sytuacja wydawała się jej zupełnie swobodna. Stawiając ciche kroki, zaczęła otwierać kolejno każdą półkę w poszukiwaniu mąki. Nie zwracała uwagi na to, że koszulka podwinęła się i gdy pochylała się, świeciła naokoło tyłkiem, zakrytym jedynie czarnymi figami. To przecież to samo, jak bikini, czyż nie?
W końcu znalazła składnik i zwróciła się ponownie do chłopaka.
- Robię naleśniki, wpadniesz? – zaproponowała, przekrzywiając lekko głowę w bok.

Anonimowy pisze...

Chciał ją odprowadzić, bynajmniej to jej właśnie zaproponował. Nie istotne czy liczył na coś więcej czy może po mimo jej zachowania nie był mu obcy los blondynki i to czy wróci cała do domu.
- Barman pięćdziesiątkę poproszę -powiedziała z lekkim uśmieszkiem na ustach, a co mi tam pomyślała skoro nie musi się martwić o pamięć drogi powrotnej. Spojrzała na chłopaka i stwierdziła, że jeden kieliszek na pewno mu nie zaszkodzi. - Dla tego pana także poproszę -zawołałam ochoczo. - Tylko jeden -powiedziała z radością w głośnie do jej towarzysza.

Liliana Windrose pisze...

Apollo wystawił leniwie język, mrucząc z zadowoleniem, niczym kot i merdając wesoło ogonkiem. Był mały, więc Liliana mogła go jeszcze trzymać na rękach, choć zapewne nie za długo. Rósł jak na drożdżach, a ona nie należała do najbardziej postawnych osób.
- Liliana - powiedziała pogodnie, wciąż uśmiechając się uroczo i z radością. Delikatnie zabrała od psiaka rękę, którą drapała go za uszkiem, na co Apollo wydał z siebie niezadowolony pomruk. Dziewczyna zachichotała cichutko i uroczo, po czym wyciągnęła wolną rękę do chłopaka, kierując swoje błękitne oczy, pełne wesołych iskierek.
- Więc możemy ci trochę poprzeszkadzać? Chyba spodobałeś się mojego diabłu - powiedziała, patrząc rozbawiona na psa, która zaczął lizać rękę chłopaka.

Kotofil pisze...

[ goddammit, szacunek za to, że masz chęci do prowadzenia takiej postaci, serio. a wracając do meritum, to jestem za - zaczniesz, czy ja mam coś wypocić? :) ]

Kotofil pisze...

[ elastyczność elastycznością, ale u know - prowadzenie takiej postaci wg. mnie wymaga bycia konsekwentnym, bo przecież nagle nie przestanie być zagubioną owieczką i wszystko będzie po staremu. dobra, pierdu, pierdu - zacznij, bo zanim ja coś wymyślę i naskrobię, to minie trochę czasu ]

Anonimowy pisze...

[Hoho, jak ja uwielbiam to zdanie ;D przyznam, że jak na razie tylko przejrzałam kartę i rzuciło mi się w oczy jedno, wypadek xD a że działo się to rok temu (zupełnie jak u mojej bohaterki) to może znają się ze szpitala? ;D kumple z sali, a co xD ]

Anonimowy pisze...

[to była jakaś niurochirurgia, czy coś, nie? ;D jestem jak najbardziej za. Mogę zacząć, za minutkę, jak chcesz ;)]

Liliana Windrose pisze...

Liliana zaśmiała się uroczo i mimo że na jej policzkach zagościł delikatny uroczy rumieniec, to nie speszyła się. Spojrzała na chłopaka uroczo, z czułością. Bardzo przypadł jej do gustu.
- Właścicielce też, nie powiem, że nie - odparła szczerze, mrugając do niego figlarnie. Wciąż uśmiechała się od ucha do ucha, promiennie, nie zwróciła uwagi nawet na jego drobne zająknięcie. W końcu i jej zdarzało się czasami motać słowa, nic w tym dziwnego.
- Więc, Noah, powiedz nam coś o sobie. Skąd masz tyle czasu, co? Zazdroszczę ci. Ledwo mam czas na wyprowadzanie tego diabełka - powiedziała wesoło, stawiając psa na chodniku. Sama usiadła wygodnie obok chłopaka. Apollo zakręcił się, jednak szybko ułożył się w ich nogach i niemal od razu zasnął.

Anonimowy pisze...

[No to cud, miód i orzeszki ;D btw. nie odpowiadam za treść komentarza xD]

Kiedy tylko udało jej się dodzwonić do chłopaka od razu zaprosiła go do siebie. W końcu nie widywali się znowu tak często, a Leena wręcz musiała zrobić sobie przerwę od pracy, więc połączyła jedno z drugim, o. Swojego czasu spędzili w swoim towarzystwie trochę czasu, więc chcąc nie chcąc Kathleen była się do niego przyzwyczaiła.
Co prawda przez jakiś okres nie miała kontaktu ze światem w ogóle i to jeszcze bardziej jej się nie podobało. Ona sobie tylko spała walcząc o życie, a jej bliscy i przyjeciele siedzieli przy jej łóżku zastanawiając się czy jeszcze kiedykolwiek się obudzi. Nawet nie chciała o tym myśleć, dlatego wolała wracać do czasu, w którym była świadoma obecności drugiego łóżka.
Po pracy od razu zrobiła zakupy i teraz siedziała w kuchni cicho podśpiewując i mieszając sos. Kuchnia była jej azylem i w niej była królową, o. Wszystko musiało być tam idealne.
Od czasu do czasu przechodziła obok blatu do saloniku, który był połączony właśnie z jej królestwem i przygotowała obrus oraz talerze. Cóż, nawet świeczki były w pobliżu, ale nie było w tym nic szczególnego, bo Kathleen uwielbiała świeczki. Śzczególnie te lawendowe.
Oczywiście zaprosiła przyjaciela po to, żeby z nim porozmawiać i pobyć, a nie dlatego, że nie lubiła siedzieć sama w domu. Cały czas myślała o tym, żeby sprawić sobie zwierzaka, ale spędzała większość czasu w pracy starając się zapomnieć o wszystkim innym. No i ewidentnie nie miała ręki do zwierząt. Albo tak jej się wydawało. Tak bardzo chciała mieć psa, tak jak w dzieciństwie, ale nie wiedziała czy byłby to dobry pomysł.
Spojrzała przelotnie na zegarek i spróbowała po chwili sosu rozkoszując się jego smakiem.
- Idealny - mruknęła do siebie.

Anonimowy pisze...

Kathleen doskonale wiedziała, że gdyby nie babcia to byłaby z niej marna kucharka. Bo czy to nie z nią przesiadywała cały czas w kuchni piekąc babeczki czy ciasteczka? Sprawiało jej to naprawdę mnóstwo frajdy, więc z czasem przepisy same wchodziły jej do głowy. I oczywiście pamiętała mnóstwo smaków, kiedy jej babcia łączyła ze sobą dane składniki.
Mruczała sobie cały czas pod nosem sprawdzając cztery palniki jednocześnie, dopóki nie usłyszała, że ktoś wchodzi sobie do jej mieszkanka.
- Dobry, dobry - powiedziała śpiewająco i z drewnianą łyżką umoczoną jeszcze w sosie podbiegła w podskokach do chłopaka. Przywitała się z nim całując go w policzek i spojrzała na dwie butelki wina w jego rękach.
- Masz jakieś niecne zamiary? - spytała unosząc brew, ale zaraz zaśmiała się wesoło i wróciła do swoich palników. - Rozgość się - dodała chcąc, żeby Noah czuł się jak u siebie.

Kotofil pisze...

Holland był punktualnie, jak zwykle zresztą. Gdy Noah otworzył mu drzwi, z ulgą stwierdził, że wszystko z nim w porządku. To znaczy, pewnie, że tak, czemu miałoby nie być?...
Martwił się o niego, ale nie mówił nic, nie pozwalał sobie nawet na taki wyraz twarzy. Wiedział, że jego „zatroskana” morda, to ostatnie czego ten koleś sobie życzy. W gruncie rzeczy, starał się go zrozumieć, ale bądź co bądź – nie potrafił nawet w ¼ wyobrazić sobie tego, co Noah czuł codziennie, od dnia w którym się obudził po tym pierdolonym wypadku. To nie był ten Noah, którego znał. Jednocześnie był nim i ten paradoks sprawiał, że Will martwił się o niego jeszcze bardziej. Postanowił jednak zachowywać się normalnie; widział zresztą jakie skutki dało postępowanie jego dawnych kumpli i rodziny. Dalej spełniał swoją rolę dobrego kumpla, zachowującego się jak gdyby nigdy nic. Czasem tylko przynosił jedzenie, ale tym razem, tak samo jak poprzednim – odłożył zapakowane jedzenie na stół w kuchni, nic przy tym nie mówiąc.
- Jak tam? – zapytał, jak zwykle. Rozgościł się w pokoju, otworzył sobie piwo, wyjąwszy je z sześciopaka i upił spory łyk. Wytarł usta i spojrzał na kumpla.

[ yup, yup – może i mam nadzieję, że moja odp. też ]

Anonimowy pisze...

[Aloha!
Ja chcę powiązanie. Jeszcze nie wiem, jakie. Może umówimy się tak, że Ty je wymyślisz, a ja zacznę? ;3]

Anonimowy pisze...

[No to wymyśl, jak się poznają. Nie musisz dziś wymyślać :D A ja wtedy zacznę ;33]

Anonimowy pisze...

Mimowolnie się zaśmiała słysząc o dwóch lampkach, bo pewnie Noah miał całkowitą rację. Tak naprawdę rzadko kiedy piła, jeśli już to przy naprawdę dużych okazjach jak drugi ślub ciotki, a kiedy już komuś udało się wyciągnąć panienkę Duncan do jakiegoś klubu zamawiała mojito, jej ulubiony drink. Na winach i innych trunkach w ogóle się nie znała, więc wystarczyło kupić taniego sikacza, żeby Kathleen pozytywnie to skomentowała, o.
Oczywiście, że znali się już rok i nie próbował jej wykorzystać ani razu. Zresztą, spójrzmy prawdzie w oczy, potrafiłaby się obronić, pewnie nawet po pijaku, bo wtedy podobno człowiek ma więcej siły. Chyba, że zaśnie, zanim zdoła cokolwiek zrobić. Tak, wtedy byłby jakiś problem.
- Och, mój drogi. W lodówce czeka panierowany ser camembert z żurawiną na sałatce z rukoli na przystawkę, tutaj tworzą się filety z kurczaka nadziewane czarnymi oliwkami i sos ziołowo-truflowy... Czujesz jak pachnie? - uśmiechnęła się mimowolnie. - Tak, dzwoniłam do babci i tak, strasznie mi się nudziło - dodała zaraz z cichym śmiechem. Francuskie dania były naprawdę wyśmienite, jeśli wcześniej panienka Duncan kontaktowała się ze swoją babcią, ot co.

Liliana Windrose pisze...

Lilianie nie zbladł uśmiech, gdy usłyszała słowa chłopaka. Zmartwiła się szczerze, a dawną radość w jej oczach zastąpiła czułość i troska. Nagle zapragnęła zająć się tym biednym chłopakiem, pomóc mu, gdy widziała, jak bardzo jest zagubiony. Chciała pomóc mu, jak tylko będzie mogła i wiedziała, że teraz temu podporządkuje swój wolny czas.
- Och, będzie dobrze - powiedziała, odruchowo łapiąc jego dłoń swoją delikatną, gładką ręką. Pogłaskała go delikatnie, po czym uśmiechnęła się ciepło.
- Zobaczysz. Co ty na to, żebym podszkoliła cię trochę z języków i pooprowadzała po mieście? Chciałbyś? - zapytała entuzjastycznie, patrząc na niego błyszczącymi oczami.

Anonimowy pisze...

[ Nie martw się, ja dzisiaj cierpię na brak weny ;D ]


Nie ukrywajmy – właśnie tacy zdobywali serca kobiet. Która nastolatka zwróciłaby uwagę na melancholijnego, nieśmiałego romantyka, który po szkole wraca do domu, by zasiąść w pokoju i pobrzdękać na gitarze rockowe ballady? Odpowiedź sama się nasuwa – żadna! Gdzieżby tam, cierpmy umawiając się z dupkami, którzy tylko nas wykorzystają! Lil była zdania, że taki pogląd wywołują wszystkie te książki o zwyczajnych dziewczynach, które poznają aroganckiego i tajemniczego nastolatka. On nie chce się otworzyć, ona rezygnuje, ale okazuje się, że on ją kocha i to ona zmienia go w dobrego człowieka. Bla bla. Norweżka miała dość takich historii, sama na takową się kiedyś nabrała i do dnia obecnego tego żałowała. Z typem Pana Popularnego wiązała się chwilowa, dobra zabawa, ale z pewnością nie przyszłość.
Noah’a nie znała przed wypadkiem, nie mogła powiedzieć, jaki kiedyś był. Poznała go takiego – spokojniejszego, cichego, ale i uśmiechniętego, sympatycznego. To jej odpowiadało i pomimo, że z wyglądu przypominał byłego wodza bandy licealistów, jakoś nie potrafiła wyobrazić go sobie w takiej roli. To po prostu nie pasowało do jej ulubionego sąsiada, który już po raz wtóry pożyczał jej mąkę. Och, i nie robiła tego specjalnie, żeby popatrzeć bezwstydnie jak chodzi bez koszulki! Po prostu przy każdych zakupach zapominała kupić tegoż właśnie produktu.
Czuła, że chłopak ją obserwuje, ale podobało jej się to. Lubiła, kiedy spojrzenia były w nią wlepione. Czy było to spowodowane próżnością? Być może. Lil po prostu zdawała sobie sprawę z tego, że dobrze wygląda.
- Świetnie, będę czekała – odpowiedziała, uśmiechając się zachęcająco. Bez zbędnych słów minęła kolegę, wsunęła buty na stopy i wyszła, przechodząc do swojego mieszkania.

Kotofil pisze...

William starał się dostosować do Noah i miał nadzieję, że jak na razie jako tako mu się to udawało. Wiedział też, iż ze starymi „przyjaciółmi” nie miał już za bardzo kontaktu, a z rodziną bywało różnie, przeważnie tendencja bywała spadkowa. Przypomniał mu się ten cholerny dzień, gdy się dowiedział o wypadku. Jako, że Will był postrzegany jako jego dobry przyjaciel, pani Alvarez zadzwoniła i do niego. Pamiętał – był wtedy z lekka skacowany, była szósta rano, dopiero co się położył, a po chwili zadzwonił telefon. Załkany głos rodzicielki był dla niego niezrozumiałym bełkotem, ale gdy wreszcie dotarła do niego ta wiadomość, był w szoku. Nie, o nie był w szoku. W gruncie rzeczy do dzisiaj nie potrafi określić stanu w jakim się znajdował.
Cóż, jeśli mamy być szczerzy, to Holland nie lubił znajomych Alvareza. Zawsze wydawali się mu szczeniakowaci i płytcy. Nie omieszkał się tego powiedzieć Noah, ale na tym się skończyło. Nie był jego matką, aby prawić mu morały. Nie przejął też funkcji starszego brata. Był jego przyjacielem i nie pierdolił mu kazań. Nie był od tego.
- Mhh, sałatka z łososia i szparagów i kalmary z grilla w marynacie. Miałem dzisiaj wenę na francuską kuchnię, masz szczęście – uśmiechnął się głupkowato. Upił łyk piwa. Przypomniało mu się coś. – A jak z robotą?

Anonimowy pisze...

- Nie zjemy? Dobre żarty, słyszałam twoje burczenie w brzuchu już dziesięć minut wcześniej, zanim tu wszedłeś. Nawet zastanawiam się, czy nie za mało tego stworzyłam - stwierdziła żartobliwie. Kathleen doskonale wiedziała, że sama dużo nie zje, a jeśli już to będzie jeść niezwykle powoli, bo jakoś nie bardzo lubiła przyjmować posiłki. Nie, nie była anorektyczką czy inną bulimiczką. Po prostu nie lubiła jeść, częściej traktowała to jako obowiązek, a zostało jej tak zaraz po tym, kiedy wmuszali jej jedzenie w szpitalu, żeby 'szybciej wróciła do zdrowia'. W każdym bądź razie gotować uwielbiała.
- A jak będziesz grzeczny to może dostaniesz też deser... - uśmiechnęła się niewinnie i wyłączyła ostatni palnik.
Zajęła się wyciąganiem talerzy i sztućców oraz rozkładaniem ich na stole.
Zawsze była zadowolona, kiedy ktoś czuwał nad jej alkoholowym upojeniem, bo jednak wolała oszczędzić chłopakowi wysłuchiwania serenad czy jeszcze czegoś dziwniejszego. Pewnie później nie mogłaby spojrzeć mu w oczy wiedząc, jak bardzo się wygłupiła. Ale z drugiej strony, od tego byli przyjaciele, nie?

Liliana Windrose pisze...

- Ależ oczywiście, że nie będziesz marnował! Właściwie, to wciąż okropnie się nudzę, poza studiami, nie mam nic do roboty, no czasami trochę udzielam się w wolontariacie i daję robić sobie zdjęcia, ale to rzadko. Chcę ci pomóc! Naprawdę - powiedziała, patrząc na niego, a jej wielkie, jasnoniebieskie oczy wydały się teraz, proszące i nieco smutne, piękniejsze, niż kiedykolwiek. Wciąż trzymała jego rękę, teraz drugą ręką złapała też drugą, nie spuszczając z niego proszącego wzroku.

Liliana Windrose pisze...

- Jasne, skoro tak nalegasz - powiedziała beztrosko, szybko pozbywając się z oczu i twarzy tej odrobiny smutku. Znów była wesoła i wręcz promieniała radością i ciepłem.
- Wymieńmy się numerami, okej? I się zdzwonimy. Popołudnia mam właściwie wszystkie wolne, gdy wracam z uczelni. Gdyby coś się miało zmieniać, to będę dawać znać - powiedziała, uśmiechając się i szeroko i wyjęła telefon z torebki. Apollo mruczał niezadowolony, gdy wierciła się za dużo, co skwitowała tylko uroczym chichotem.

Anonimowy pisze...

Kilka osób posądziło Lil o to samo – rozkochanie w sobie, a potem złamanie serca. Było to wierutne kłamstwo, gdyż Norweżka zawsze podkreślała, że nie zależy jej na związkach i nie bawiła się w coś takiego. Owszem, zdarzały się osoby, z którymi spędziła więcej czasu niż tylko jedną noc po imprezie, ale nigdy nie obiecywała im trzymania się za ręce i wspólnego życia. Delilah sądziła, że jest na to za młoda i ma sporo czasu na znalezienie „miłości swojego życia”. Rany boskie, miała dopiero dziewiętnaście lat! To czas zabawy, a nie wielkich uczuć.
Kiedyś takie sytuacje zdarzały się częściej – ktoś obwiniał ją o to, że dała mu nadzieję, a potem przespała się z kimś innym. Dlatego obecnie dziewczyna już na początku znajomości jasno dawała do zrozumienia, iż nie ma zamiaru się wiązać. Potrzebowała wolności i nie wyobrażała sobie spotykania się tylko z jedną osobę. Uważała to za monotonię, której najbardziej na świecie chciała uniknąć.
Pomimo wielu imprez, Lil była dobrą uczennicą. Radziła sobie ze wszystkim, zdobywała dobre stopnie. Nauka przychodziła jej łatwo, dzięki czemu nie musiała ślęczeć nad książkami przez całe dnie.
Kiedy Noah zapukał do drzwi, Norweżka właśnie kończyła smażyć naleśniki, które leżały na talerzu obok kuchenki, na której stała rozgrzana jeszcze patelnia. Dziewczyna także postanowiła się przebrać, choć wybrała zwyczajny strój – krótkie szorty i czarną bokserkę. Włosy nadal miała niezłożone, a twarz bez makijażu, chyba że trochę mąki na policzku zaliczało się do pudru.
- Otwarte! – ryknęła, zbyt leniwa by podchodzić do drzwi i witać gościa. Gdy usłyszała kroki, odwróciła się, opierając tyłkiem o blat. Uśmiechnęła się na widok Noah’a i bezwiednie zmierzyła go wzrokiem. Takie tam – przyzwyczajenie.
- Wszystko już gotowe, możesz siadać – powiedziała, wskazując kiwnięciem głowy na kanapę w salonie. Wzięła talerz z naleśnikami i ruszyła w tamtą stronę.

Kotofil pisze...

W tym akurat byli podobni. Obnosili się swoją typową, męską dumą, bardziej niż inni. I oboje nie znosili porażek. Cóż, Will właśnie to cenił u Noah i cieszył się, że nawet wypadek czy nawet amnezja nie była w stanie go tego pozbawić. Upił kolejny łyk piwa. Właściwie, to prawie już co opróżnił puszkę. Kiedyś, pewnie Noah wypiłby zaraz przed nim, ale teraz było inaczej. I Will nie cierpiał tego porównywania, ale robił to, nieświadomie, dopiero potem zdawał sobie z tego sprawę – dawny Noah zrobiłby to, a ten Noah... Holland dziękował Bogu, że chociaż obdarował go taktownością i nie wymawiał swoich banialuk na głos; potrafił ugryźć się w język. Chociaż musiał przyznać, że jeszcze na początku, po wypadku, czuł stres i niepokój w obecności starego kumpla. Starego-nowego. Z czasem ustępowało, aż w końcu doszli do punktu, w którym Holland czuł się naprawdę swobodnie. Jak za dawnych czasów. Prawdopodobnie strach przed jakimś nietaktownym posunięciem jest czasem gorszy niż sama taka „wpadka”.
- Gdyby tylko dziwni – Will roześmiał się wesoło, a zarazem gorzko. – Ludzie są popierdoleni, stary – stwierdziwszy to, opróżnił swoje piwo i zgniótł puszkę. Nie to, żeby był jakiś zgorzkniały, bo już dawno przebył okres buntu i tych podobnych pierdół, i pogodził się (umownie) z tym porządkiem świata. Bądź co bądź przekroczył trzydziestkę, magiczną granicę wieku i zdał sobie sprawę z takich okoliczności. Pozostało to tylko zaakceptować. Dlatego właśnie ludzie stworzyli alkohol – aby akceptowanie przychodziło łatwiej, ha.
- Zawsze możesz spróbować w restauracji, na przykład u mnie w robocie – dodał po chwili, gdy zapadła cisza. Tak naprawdę, Holland myślał o tym, do jakiej pracy wrobić by Alvareza. – Całkiem dobrze płacą, ale miałbyś mnie za szefa – zaśmiał się, bo Noah już wiedział, jakim szefem potrafił być Will.

Anonimowy pisze...

O ile cieszyłaby się, gdyby Noah powstrzymał ją jakoś przed śpiewaniem serenad, to przytulać się uwielbiała, więc z tego punktu mogła skorzystać. Może i panienka Duncan potrafiła sobie radzić sama, ale nie oznaczało to, że była sztywna i miała w głowie same bronie, prawda? Wręcz przeciwnie, Kath uwielbiała przytulać!
Kiedy wszystko było już gotowe podeszła tylko do radia i bardziej je ściszyła, żeby całkiem nie wyłączać, ale żeby im również nie przeszkadzało, po czum usiadła przy stole jak chłopak i spojrzała na jedzenie, a potem na swojego przyjaciela z groźną miną.
- Podjadłeś. Deser będzie dla mnie - powiedziała chwilę później uśmiechając się szeroko. Widać było, że żartowała, więc Noah nie miał się czego obawiać.
Przez chwilę zajęła się nakładaniem jedzenia, chociaż jak dla niej równie dobrze mogło zostać na półmisku. Tak ładnie wyglądało, o.

Anonimowy pisze...

[Najbanalniejsza rzecz - kumpel Noaha pozna go z Brandi. Kumpel myśli, że Noahowi przyda się dziewczyna, która nie robi tak ogromnych problemów jak większość panienek, więc razem, w trójkę, pójdą do jakiejś knajpki, a on ich zostawi. Brandi i Noah zostaną sami :D Ale skoro ja wymyśliłam, Ty zaczynasz :D]//Brandi

Anonimowy pisze...

[Masz może jakieś ciekawe zdjęcia? bo dodałabym na dniach Noaha(rany, jak to się odmienia?! xD) do powiązań ;)]

sleepwalker pisze...

[Anathea też jest dobre *-* . Również witam i życzę miłego czytania, no. Ja tymczasem może jakieś powiązanka. A nuż jakieś nowsze się wyskrobie, skoro Noah dopiero odzyskuje pamięć.]

Anonimowy pisze...

Ludzie łamali serca, a potem sami doświadczali tego samego uczucia. Było to zjawisko trwające od wieków, niezmienne, naturalne. Potem człowiek podnosił się, poznawał kogoś nowego i wszystko zaczynało się od nowa. Każdy w całym swoim życiu miał chociażby jedną sytuację, w której to on był ofiarą lub tym złym. Ten pryszczaty chłopak z liceum, okrągła dziewczyna, pani kasjerka w supermarkecie, a nawet i zmizerniały pijaczyna pod spożywczym. Nie było wyjątków. Nie dało się uchronić serducha od rozbicia na milion kawałeczków – prędzej czy później i tak nas to trafiało.
Podobnie było z Lil, tyle że do kręgu jej priorytetów dołączała się jeszcze rodzina i praca w No Regrets, bez której nie wyobrażała sobie życia. Jakimś cudem, pomiędzy tymi wszystkimi imprezami do białego rana, znajdowała czas na studia. Mało tego, łapała dość dobre stopnie z większości egzaminów, przynajmniej jak dotąd. Oby nic się nie zmieniło, bo nie wyobrażała sobie ograniczenia wyjść do klubów czy innych miejsc, przynoszących rozrywkę.
Osobiście Norweżce było żal tych wszystkich dziewcząt, które pakowały się w jedno- lub kilkunocne przygody, a później były wielce zdziwione, że dany chłopak nie uważa ich za miłość swojego życia. Ich zagrania wydawały się jej zdecydowanie żałosne i w żadnym wypadku nie pochwalała takiego zachowania.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Noah się nad nią pochylił. Przyjemny zapach wdarł się do jej nozdrzy, a ona delikatnie przekrzywiła głowę, pozwalając by ciemnowłosy cmoknął ją w policzek. Zaśmiała się cicho, gdy już się odsunął i sięgnęła po pudełko z kakao. Wyciągnęła dwa kubki i wsypała do nich brązowego proszku.
- Z ciepłym czy zimnym mlekiem chcesz? – zapytała, odwracając się przodem do Noah’a, siedzącego już na kanapie.

Anonimowy pisze...

[Zdjęcia, na których byliby razem, ewentualnie zapożyczę sobie jedno twoje. myślę, że Evans będzie ok ;D a masz jeszcze jakiś kandydatów?]

Dlaczego miałoby jej wtedy nie być? Nawet kiedy wybuchał wciąż pozostawał jej przyjacielem, przy którym zamierza trwać, chociażby waliła się ziemia. Zresztą ich sytuacja należała do dziwnych i jednocześnie wyjątkowych. Noah musiał nauczyć się siebie na nowo, tak samo jak Leen uczyła się jego. Można powiedzieć, że oboje zaczynali od zera.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu widząc minę chłopaka. Może gdyby wiedziała, że nie żartuje to mogłoby to zrobić na niej zdecydowanie większe wrażenie, teraz jednak wywołało u niej tylko rozbawienie pomieszane z nutką czułości, bo w końcu Noah wyglądał teraz słodko, o.
Złapała go za wyciągnięty palec i zaśmiała się cicho.
- Nie, nie jedzenia. Tylko deseru - zaznaczyła i dla większego efektu dołożyła mu na talerz więcej mięsa. Oczywiste było to, że deser i tak dostanie jeśli tylko będzie w stanie go zjeść. Kathleen już teraz wiedziała, że u niej będzie z tym krucho. Nie wiedziała, jak ma powiększyć swój żołądek, ale może też dlatego, że zbytnio nad tym nie rozmyślała.

Anonimowy pisze...

[Jak na razie szukam jakiś zdjęć i mam to:
http://data.whicdn.com/images/30501872/tumblr_m4spckm2Bg1qidqfto1_500_large.jpg
;D]

Anonimowy pisze...

[A Christensen?
a jeśli chodzi o Evansa, to myślę, że jest dobry tylko musisz znaleźć naprawdę dobre zdjęcia ^^]

Anonimowy pisze...

[Hoffman? Padalecki? ;D]

sleepwalker pisze...

[W tygodniu nie myślę. Mniejsza z tym, obecnie mam tylko dwa pomysły.

a) Kiedy on trafił do szpitalu po tym wypadku, Anthea mogłaby być w tej samej placówce, bo na przykład bratu się coś stało i chciała go wesprzeć na duchu. Ona jest wyczulona na punkcie poważnych kolizji, dlatego mogłaby się zainteresować jego sprawą (toż to Hiszpan z tożsamości, a Thea uwielbia kraje iberyjskie). W pakiecie zabawa w panią psycholog-amatorkę.

b) Całkiem niedawno mogłaby zostać zatrudniona do zaprojektowania jakiegoś pokoju w jego mieszkaniu/jakiegoś członka rodziny/znajomego, więc mógłby ją kilka razy widywać, kiedy przychodziłaby patrzeć co i jak.]

Anonimowy pisze...

[Hoho, niezmiernie się cieszę ^^ będzie na co popatrzeć ;p]

- Powiedział Noah i wgryzł się w kurczaka - powiedziała rozbawiona łapiąc za widelec. Nie wiedziała, jak to się działo, ale lubiła spędzać czas z tym mężczyzną i była bardzo ciekawa tego, czy gdyby na łóżku obok leżał ktoś inny, też przypadłby panience Duncan do gustu? Nie była tego pewna, w końcu Kathleen nie miała przyjaciół na pęczki, na jej zaufanie trzeba było zasłużyć. Zresztą, nie oceniała ludzi i starała się dawać im drugą szansę, ale nie oznaczało to, że nazywała przyjacielem każdego. Noah należał raczej do tej nielicznej grupy, za którą Leen była gotowa oddać życie. Tak, drodzy państwo, panienka Duncan byłaby do tego zdolna. A sama myśl o tym, że Alvarez mógłby gdzieś wyjechać bardzo jej się nie podobała.
Sama nie mogła powstrzymać uśmiechu, chociaż ona w przeciwieństwie do mężczyzny miała na talerzu zdecydowanie mniej. Sięgnęła za to po kieliszek wina, które zdobył Noah i nie omieszkała spróbować trunku.
- Mhm, to też - powiedziała wesoło, chociaż na winach totalnie się nie znała. Ważne, że było z procentami i dobrze smakowało, prawda?
- A wracając do dania głównego... Tak, jestem pewna, że waniliowe lody na kruszonce z pięknymi wiśniami... Mhmmm - rozmarzyła się teatralnie przytulając policzek do kieliszka i przymykając oczy. Zaraz jednak zaśmiała się cicho nie mogąc tego powstrzymać.

Anonimowy pisze...

- Tak jest -odpowiedziała, jak robili to w wojsku. Chwyciła kieliszek, który przez chwilę trzymała w powietrzu.
- Hmmmm... -zastanowiła się głośno. - To może za miły wieczór? -zapytała patrząc się na uśmiech chłopaka, który musiała przyznać był naprawdę uwodzicielski. Puściła mu oczko po czym kieliszek zbliżył się do jej warg. Odłożyła kieliszek na miejsce i obracając się na krześle wstała, po czym lekko się zachwiała. - A więc, czy mogę liczyć na twoje towarzystwo w drodze powrotnej? -zapytała patrząc się na chłopaka i cierpliwie wyczekując na jego odpowiedź.

Anonimowy pisze...

[Właśnie miałam napisać to samo, odpisuję po kilka zdań, to jakaś masakra... Ach... Hayden ^^]

A niby dlaczego zrobiła właśnie taki deserek? Nie, żeby się chciała podlizywać, skąd, przecież nie musiała, prawda? Po prostu zjedzenie czegoś, co obje lubią należało raczej do przyjemności. No i Kathleen wolała dodać lody pistacjowe, ale po wielu godzinach z babcią obie stwierdziły, że byłaby to już przesada w smaku i waniliowe będą nadać się najlepiej. Nie chciała przesadzić, wszystko musiało być idealnie, o.
Gdyby wyobraziła sobie ślinę pojawiającą się w kącikach ust, albo ogon zamiatający podłogę z pewnością nie mogłaby opanować śmiechu przez najbliższe piętnaście minut, a co za tym szło, Noah musiałby czekać dłużej na deser, co zapewne musiałoby być torturą.
- Zanim stąd wyjdziesz, zrobisz sto brzuszków, bo inaczej nie zmieścisz się w drzwiach - stwierdziła żartobliwie i wstała zabierając talerze. Pokręciła wesoło głową i wrzuciła brudne talerze do zlewu, bo nimi miała zamiar zająć się później. Spojrzała na mężczyznę i z lekkim, niewinnym wręcz uśmiechem skierowała się w stronę lodówki, żeby nagle się obróć i pogłośnić trochę radio.
- Aaa... cudowna piosenka, chodź! - powiedziała wesoło i wróciła do towarzysza, żeby złapać jego rękę i pociągnąć w bardziej przestronne miejsce. Od jednego tańca to przecież nikt nie umarł, prawda?

sleepwalker pisze...

[Jestem w szoku o.o. Ja zaczynam czy ty zaczynasz?]

Anonimowy pisze...

[Muszę niestety spadać, bo jutro czeka mnie wstawanie o 4 rano xD jakbyś znalazła przypadkiem jakieś ładne zdjęcia do powiązań to się pochwal ;D
co powiesz na to? http://data.whicdn.com/images/21002338/f0e15d8d5acd6dbf343b2781c306e1a9_large.jpg ]

Dla niej nie było teraz żadnego 'ale' i Kathleen była wręcz pewna, że nawet gdyby Noah próbował się jakoś wykręcić to znalazłaby sposób, żeby go przekonać. Nie wiedziała, co prawda jak, no i miała mało czasu (piosenka nie mogła trwać wiecznie), ale czuła, że poradziłaby sobie z kolejnym wyzwaniem.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy mężczyzna ją poprowadził. Może najlepszą tancerką nie była, ale jako Francuzka powinna jednak umieć się ruszać, prawda? I całkiem nieźle jej to szło. Chwilę później przytuliła głowę do jego ramienia, do którego prawie sięgała i uśmiechnęła się pod nosem na wzmiankę o babci. Co ona by bez niej zrobiła?
- Pojedź ze mną do Francji. Pojedziesz? - spytała niczym mała, bezbronna dziewczynka pytająca swoje tatę, czy kupi jej wielkiego misia.
Kathleen chciała, żeby Noah poznał jej dziadków, który dali jej prawdziwy dom. Chciała, żeby poznał babcię, która uczyła ją gotować i czasami pojawia się na pierwszych stronach francuskich gazet. Być może chciała nawet, żeby poznał ojca, z którym nie miała zbyt dobrego kontaktu.

Anonimowy pisze...

Jak dotąd Lil zdołała się uchronić przed zawodem miłosnym i było to spowodowane prawdopodobnie tylko tym, że nigdy nie była w żadnym związku. Skoro do nikogo nie startowała, nie oczekiwała żadnych uczuć ze strony drugiej osoby, to jak mogłaby mieć złamane serce? Była zła, jeśli ktoś nie ulegał jej wdziękowi, ale nic poza tym.
Norweżka poznała Noah’a po wypadku i nie mogła go porównywać z osobą, jaką był wcześniej. Niemniej miał charakterek, może jeszcze nie do końca uwolniony, ale coś w nim siedziało. Do grzecznych to on nie należał i sam łobuzerski uśmiech, jaki czasem gościł na jego twarzy, na to jasno wskazywał. Z resztą do uwolnienia pełni temperamentu wystarczyła jedna odpowiednia sytuacja, która prędzej czy później pojawi się w życiu ciemnowłosego. Lil nie ukrywała, że chciałaby przy tym być. Ciekawość była kolejną wadą (a może i zaletą?), która cechowała niebieskowłosą.
Słysząc przymilny ton chłopaka i widząc jego uroczy uśmiech, który z pewnością sprawiał, iż nie jednej dziewczynie miękły kolana, pokręciła głową ze śmiechem. Zagrzała mleko i wlała do obu kubków, następnie przychodząc do salonu. Usiadła po turecko obok Noah’a na kanapie i przyciągnęła stół bliżej siebie, by mogła swobodnie sięgać po jedzenie. Była w trakcie smarowania naleśnika truskawkowym dżemem, gdy z ust chłopaka padło pytanie, dotyczące imprezy. Lilah przeniosła na niego swój wzrok, a jej czekoladowe oczy zaświeciły się tajemniczo.
- Co za pytanie, oczywiście, że idę! – zawołała, uśmiechając się zadziornie.

Liliana Windrose pisze...

- W porządku - powiedziała wesoło, nie widząc w tej całej sytuacji nic dziwnego. Szczerze mówiąc, tak było wygodniej i bezpieczniej, w końcu od razu mogła się upewnić, czy oby dobrze podała mu swój numer. Wpisała go więc i oddała telefon chłopakowi, uśmiechając się wesoło. - Puść teraz, bo nie wiem, czy dobrze wpisałam - Zachichotała uroczo. Podrapała po głowie psiaka, który zaczął wiercić jej się na kolanach. Mruknęła coś do niego i po chwili znów już smacznie spał. Wywróciła oczami ze śmiechem.

Kotofil pisze...

[ Hoho, postarzyłaś go o trzy w końcu (bo chyba wcześniej miał 25 lat jak dobrze pamiętam)! :D A zdjęcie i gif przecudny, mrrrr. @u@ ]

William w liceum zachowywał się całkiem porządnie, póki nie poznał Tony’ego. To on wkręcił go w te całe balowanie, przelotne miłości na jedną noc i tym podobne. W końcu Tony do dziś chwali się, że gdyby nie on, Holland na pewno zostałby „dziewicą” do końca życia. Cóż, William na pewno się nie obracał tak jak Tony, który praktycznie co wieczór miał inną i nawet do teraz był wyrośniętym dzieciakiem, tyle, że po rozwodzie. William na studiach lekko spoważniał i starał się studiować, a nie imprezować. Zresztą, nie był nigdy typem imprezowicza; zasada była prosta – gdzie był Tony, był i on. Przez pewien czas nawet jego „guru”. Gdy Tony zaczął studiować w Ameryce, nie widzieli się prawie wcale. Teraz jednak już dawno dorośli, a czasy szkolne zostają odległymi coraz bardziej z każdym rokiem. Chociaż Tony niewiele się zmienił, tak na dobrą sprawę. Tym bardziej Will nie rozumiał dawnego Noah, który zachowywał się dla niego jak dzieciak, mimo że miał już 28 lat, ale w końcu robił ze swoim życiem co chciał, a Holland nigdy nie bawił się w „wujka dobrą radę”. Dawny Noah był podobny do obecnego Tony’ego i mimo, że wyglądali kompletnie różnie, byli do siebie podobni.
No, ale to stare, zamierzchłe czasy. Nowy Noah wydawał się rozsądniejszy, co niezmiernie cieszyło Hollanda. Nie musiał się o niego martwić tyle, co kiedyś. Nieco to egoistyczne, ale taka była prawda.
- Gdyby nie było wolnych miejsc, to bym ci nie proponował – mruknął ironicznie i upił kolejny łyk piwa. Też chwycił za pada, obserwując ekran telewizora. – Doświadczenia żadnego nie masz, ale nie szkodzi. Pogadam z Milianem, właścicielem. Jako, że dobrze z nim żyję, to się zgodzi. A wtedy cię trochę podszkolę, żebyś nie miał problemów. Potem już z górki, bo to w sumie łatwa robota, tyle, że trzeba trochę chodzić i czasami użerać się z poniektórymi klientami.
William wiedział co mówił, bo gdy nie miał jeszcze wykształcenia kucharza ani renomy, pracował jako kelner w jednej restauracji. Robota jak każda inna fizyczna, ale dało się znieść, a wynagrodzenie było znośne.

Kathleen Duncan pisze...

[W porządku, zresztą też nie wiem czy nie pojawię się dopiero w pt ;) do napisania! Haaayden! <33 :D]

Kathleen Duncan pisze...

[Poszperałam jeszcze, znalazłam parę zdjęć to powiedz co sądzisz ;)
http://data.whicdn.com/images/30540472/546254_332990500097320_1417148457_n_large.jpg
http://data.whicdn.com/images/30558424/600213_371713112893934_806088338_n_large.jpg
a te dwa niżej chyba nie pasują, co? xD
http://data.whicdn.com/images/30558501/tumblr_m526e7kOfn1r9j4kmo1_500_large.jpg
http://data.whicdn.com/images/30559387/tumblr_m5gindjvYM1ry2x6ro1_500_large.jpg

Jacqueline pisze...

[ A jak najbardziej! Kto zaczyna? :) ]

Jacqueline pisze...

[ No cóż, byłoby dobrze wiedzieć czy oni już się znają. Jeśli tak to czy ten romans trwa i czy długo. W tych kwestiach daję Ci wybór, bo mi to naprawdę większej różnicy nie robi. Jestem otwarta na wszelkie historie ;) ]

Jacqueline pisze...

[ Ok, może tak być. Ominiemy zapoznawanie się ;P A zacznę w sumie, mam nadzieję, że może być.]

Odkąd powróciła do Amsterdamu jej życie nabrało tych metaforycznych rumieńców. Ułożyła sobie życie towarzyskie, powróciła do niej pewność siebie. Podsumowując : zaczęła na nowo żyć, tak jak to sobie wymarzyła jako dziecko.
Wróciła do domu dość wcześnie. Jakoś tak wyszło, że mogła wyjść z próby do kolejnego spektaklu i cieszyć się wolnym czasem.
Wpatrywała się w butelkę wina, zastanawiając się czy ma na nią ochotę. Tego dnia czuła że potrzebuje obecności drugiej osoby. Bez namysłu chwyciła za telefon i wybrała tak dobrze znany numer.
- Noah.. - zaczęła, kiedy odebrał. - Proooszę, powiedz że masz wolny czas i chcesz przygarnąć pewną uroczą blondynkę.. - mówiła, a w jej głosie doskonale było słychać nadzieję. No cóż, jakby się okazało że jest zajęty, to najprawdopodobniej umarłaby z nudów..

Jacqueline pisze...

- Niewykluczone - odparła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, którego on niestety zobaczyć nie mógł. Nie miała nic przeciwko robieniu kolacji, gotowanie przychodziło jej z względną łatwością, choć zwykle nie miała ochoty robić tego sama dla siebie.
Była już pewna, że uzyskała swój cel i naprawdę ją to ucieszyło. Cóż może być przyjemniejszego od spędzenia paru godzin z osobą, którą darzy się sympatią? A takim przypadkiem był niewątpliwie Noah.
- W takim razie niedługo się u ciebie pojawię - powiedziała, po czym zakończyła rozmowę.
Przebrała się w luźną sukienkę, spakowała sobie torebkę i wyszła z domu. Nie potrzebowała wiele czasu na dotarcie do Noaha, co było dość praktyczne. Mogła się przejść, odetchnąć świeżym powietrzem, a mimo to być w miarę szybko.
Puknęła kilka razy w drzwi, po czym nacisnęła klamkę i weszła do środka,wiedząc, że nie będzie miał jej tego za złe.

Jacqueline pisze...

"Iście po męsku" przemknęło jej przez myśl, kiedy zastała go na kanapie przed telewizorem. O dziwo, do niego taki stan rzeczy pasował. Nie przypominał zgorzkniałych samców, jakich często można podziwiać w filmach.
Uniosła brwi, słysząc dźwięk jaki wydał. Wolała to niż otoczone słodyczą słówka. A przynajmniej jeśli chodziło o tego akurat faceta.
- Też się cieszę, że Cię widzę, mój drogi - stwierdziła rozbawiona, podchodząc do niego. Zajęła miejsce na kanapie, które jej zrobił, uprzednio muskając ustami jego policzek. Nie zmieszała się, kiedy przyglądał się jej osobie.
No cóż, niewątpliwie miał rację. Całkiem możliwe, że to właśnie dlatego dzisiaj szukając towarzystwa od razu pomyślała o nim. Brakowało jej tego.
- Czyżbyś się stęsknił? - wpatrywała się w niego uważnie swoimi szarymi oczkami, a uśmiech czaił jej się w kącikach ust.

Jacqueline pisze...

Zwróciła uwagę na ton jakim to powiedział i poznała prawdziwą odpowiedź. Miałaby o nim zapomnieć? Szczerze wątpiła, by to miało kiedyś nastąpić.
- A już miałam cichą nadzieję.. - westchnęła ciężko, przywołując na twarz smutną minę. Mimikę twarzy miała doskonale opanowaną, lata praktyki jako tancerka baletowa zdziałały swoje. Lubiła wykorzystywać ten swojego rodzaju talent i często to robiła.
- Nikt za mną nie tęskni, nikomu nie jest brak mojej obecności.. - zaczęła wymieniać, jednocześnie przyciągając kolana do klatki piersiowej, obejmując je rękoma i stawiając stopy na skraju kanapy. Efekt? Wyglądała jak nieco zakompleksiona dziewczyna. I o to chodziło.

Kathleen Duncan pisze...

[Nie ma za co, ja jak na razie nie mam co w co ręce włożyć, staram się wchodzić, ale kompletnie brakuje czasu na odpisywanie xD ;) wiem, że staro, no xD ale nie mogę znaleźć nikogo odpowiedniego. Może pomożesz? ;D]

Tak naprawdę taki wolny taniec trudno było sknocić, ze względu na małą ilość ruchów. Człowiek w zasadzie 'bujał' się w miejscu czy też krążył wolno mając czas na rozluźnienie. Za to jeśli jest się naprawdę groźnym tancerzem to można było tylko podeptać drugą osobę i nabawić się odcisków. Jednak w tym wypadku, ani Kathleen, ani tym bardziej Noah nie byli na to narażeni, więc wystarczyło się rozluźnić i cieszyć się spokojem.
Zdarzało jej się zaskakiwać, ale chyba w pozytywnym tego słowa znaczeniu, prawda? W końcu taki wyjazd do Francji mógł być tylko przyjemnością i dodatkowym odpoczynkiem. Przecież nikt nie kazałby mu chodzić po zatłoczonym mieście, gdzie aż roi się od turystów.
No właśnie, Leen też nie miała psa i strasznie nad tym ubolewała. Zawsze chciała go mieć, przez jakiś czas nawet zastanawiała się nad tym czy w policji nie mogłaby pracować z takim zwierzakiem, ale stwierdziła, że nie dałaby rady. Co stałoby się, gdyby straciła takiego partnera? Pewnie by się załamała. Dlatego wolała wybrać wydział zabójstw w towarzystwie przyjaciela ze studiów.
- Pod płotem może nie... Najwyżej przeszmugluję cię do piwnicy - stwierdziła rozbawiona, bo nawet nie mieściłoby się jej w głowie, że ktoś mógłby nie polubić jej przyjaciela. Zresztą Noah ojca Kathleen już widział, kiedy ten pojawiał się w szpitalu. Co prawda, kiedy panienka Duncan się obudziła robił to nieco rzadziej, ale jednak się pojawiał.

Liliana Windrose pisze...

- Nie cierpię zdjęć z zaskoczenia! - powiedziała, udając wyrzuty, jednak cały czas się uśmiechała. Była bardzo fotogeniczna, to fakt, nie bez przyczyny zakochał się w niej i uczynił swoją muzą dobrze zapowiadający się, młody fotograf.
Patrzyła na niego z czułością. Jego nieporadność i zagubienie sprawiały, że Liliana miała ochotę go nie opuszczać, przytulać i chować przed całym światem. Na samą myśl o tym uśmiechała się jeszcze szerzej, rozbawiona własną głupotą.
- No to teraz może masz ochotę na kawę, albo herbatę?

Kotofil pisze...

[ Widzę, że piszesz teraz całkiem luźno, ale to fajnie właśnie jest! :D I co cię ostatnio tak nie ma? Zanik weny? ;) ]

Noah akurat miał prawo być przewrażliwiony i William nie zamierzał mu tego zabraniać. Sam wiedział jak to z nim było i w pełni go rozumiał. Chociaż na tyle, na ile mógł. U Hollanda tak znowu z empatią źle nie było, więc z tym nie miał problemu. Wystarczy zwyczajnie pomyśleć… a spojrzenia ludzi zawsze są w kurwę denerwujące. Noah musiał się do tego przyzwyczaić, ot co. A potem powinno być już tylko z górki. Przynajmniej Will miał taką nadzieję.
Roześmiał się na wieść o zabijaniu. Cóż, to było zaczną przeszkodą w pracy, ale niektórym (z klientów) to by się przydało. Co prawda Holland przeważnie siedział w kuchni nadzorując wszystko, ale nie raz słyszał rozmowy pracownic o co bardziej wkurzających klientach, którzy przysłowiowy ból dupy mieli praktycznie o wszystko.
- Wiesz, ale nie zabijaj stałych klientów – odparł z rozbawionym uśmiechem patrząc na kumpla, a po chwili wziął kolejne piwo z sześciopaku i napił się go. – Jemy, bo widzę, jak nie możesz wysiedzieć – dodał ze śmiechem i wstał ze swoim piwem, znów do niego się przysysając. – Dasz radę, to będzie dobra próba charakteru – stwierdził, przechodząc do kuchni i znów przyklejając się puszki.

Kathleen Duncan pisze...

[Hm... a co powiesz na Lyndsy Fonseca? kurde no, nikt mi nie pasuje do Leen xD]

Anonimowy pisze...

Ona żyła, a przynajmniej zawsze starała się żyć beztrosko. Na co jej te wszystkie kłopoty? Najlepiej wywalić je wszystkie do śmietnika, lub zwalić na innych, a co! Szkoda tylko, że wreszcie zaczęła mądrzeć, przez co nie może żyć normalnie. A może ona właśnie teraz staje się normalna? Tylko co zrobić, jeśli całe dotychczasowe życie, wszystko co znasz, nagle zmienia się nie do poznania? Lub to raczej ty zaczynasz odnajdywać w sobie uczucia, które od zawsze ukryte były pod gęstym obłokiem kłamstw, niepewności i złudzeń? W pewnym momencie wszystko znika, a pojawia się nowe, nieoczekiwane. Jedni tego chcą, drudzy przed tym uciekają. Kim była Angel? Nie umiała na to odpowiedzieć, wszystko było zdecydowanie zbyt szybko. Ale to jej wina. Tylko i wyłącznie. Teraz już to wiedziała.
Wzięła głęboki wdech, nieco się prostując. Rozejrzała się dookoła, w pewnym momencie kogoś zauważając. Zmarszczyła brwi wytężając wzrok i tym samym skupiając się na postaci, której na pewno nie znała. Cóż, nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś ją obserwuje, gdy ona gra. No, w klubach było inaczej, grała dla publiczności. Lecz kiedy robiła to dla siebie, a w dali pojawiał się "intruz", nie czuła się bezpiecznie.
- Aż tak przykuwam uwagę innych, nawet zza drzewa? Czy to może moja muzyka cię tu zatrzymała? - spytała nagle, unosząc jedną brew i wstając. Skrzyżowała ręce i oparła się o pień drzewa, nie spuszczając wzroku z chłopaka.

[ Angel Evans ]

queen b pisze...

[Trochę ciężko, bo niby z twoją postacią można mieć pole do popisu, ale też nie chcę naruszyć wizji. Może tak. Mieszkanie Margot mogłoby być takim centrum, do którego trafiałby Noah, jakby się gubił. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, wszystkie drogi prowadzą do Margot. Taki punkt kontrolny.]