LISTA POSTÓW

czwartek, 28 czerwca 2012

Don't look to the eyes of a stranger Don't look through the eyes of a fool

muzyczka

Don't look to the eyes of a stranger
Don't look through the eyes of a fool
Don't look to the eyes of a stranger
Somebeody's watching when the night comes down 



Z czym kojarzy ci się Holandia? Z pięknymi zielonymi parkami? Z szczęśliwymi rodzinami pędzącymi na kolorowych rowerach? Z ładnie pachnącymi różnobarwnymi tulipanami? A może z cudownymi sklepami z podejrzanym towarem? Z  luksusowymi willami, które tak naprawdę są domami publicznej uciechy? Czy  z ciasnymi ciemnymi uliczkami, w których możesz spotkać niekoniecznie sympatycznych osobników?
Tak, oczywiście powiesz, że z tym pierwszym, przecież w Holandii wszystko jest takie kolorowe i radosne…. Niestety muszę Cię rozczarować.
  Ja zajmę się tą drugą stroną, tą mniej kolorową, tą mniej bezpieczna i zapuszczoną.  Naturalnie i ja nie mam ochoty zapuszczać się w jedną z bocznych uliczek Amsterdamu, jednak cóż poradzę, taki mój los, mus to mus.  Na szczęście ty masz prawo wyboru, nie musisz tego czytać, zawsze możesz oddać się innej, mniej fascynującej rzeczy. Nie krępuj się! Ja i tak opiszę Ci jego historię.
 
 Zaczęło się to zwykłego pochmurnego dnia. W jednym z Bristolskich szpitali rozległ się  głośny wrzask. To ta drobna kobieta o zapadniętych policzkach i kościstych dłoniach wydawała z siebie niewyobrażalnie głośne krzyki, by chwilę później zobaczyć swoją trzecią pociechę. Była to miła odmiana, gdy jej oczom ukazał się zdrowy i chudy synek, w domu czekały na nią dwie córki. Gdy tylko wróciła do domu sięgnęła po malutką torebkę z białym proszkiem i szklaną butelkę. Tak, urodzenie syna to dobra okazja by wrócić do starych miłości. 

Dwadzieścia lat po tym wydarzeniu, James, przez większość środowiska zwany Jamie siedział w pustej wannie obok swojego młodszego brata Tim’a.Ich uszy drażniły głośne wrzaski, piski i dźwięki rozbijanych butelek. Znów to zrobił. Wrócił, a obiecał, że ich zostawi. Damian Day, upadła głowa rodziny w stanie nietrzeźwym wrócił na stare śmieci by zlać swoją byłą żonę, ćpunkę w stanie depresji.  Starsze siostry już dawno opuściły dom, pozostawiając  swoją piątkę rodzeństwa na pastwę matki. 

W pewnej chwili drzwi łazienki się otworzyły, a raczej o wały włos nie wypadły z lichych zawiasów. Jamie obdarzając rodziców pogardliwym wzrokiem wszedł do pokoju, który dzielił z dwiema siostrami. Spod łóżka wyjął podróżną torbę, by następnie wrzucić do niej najpotrzebniejsze rzeczy swoje i Tim’a. Pakowanie zajęło mu dosłownie chwilę. Gdy narzucił torbę na ramię wziął puszkę, którą trzymał pod podłogą w szafie.  Już od kilku lat odkładał tam pieniądze na podróż, a teraz miał ją wykorzystać. Cześć pieniędzy przekazał siostrze, by wydała je na jedzenia dla siebie i reszty. Sam wziął młodego Tim za rękę i wyszedł z mieszkania. 

Wraz z przyjacielem i jego siostrą opuścili kraj. Swoje kroki skierowali do pełnej możliwości Holandii. Osiedlili się na obrzeżach jej stolicy. Oliver w spadku po babci dostał niewielkie mieszkanie, dzięki czemu nie musieli spać pod mostem.  Wszyscy prócz pięcioletniego Tim’a znaleźli nieźle płatną, acz nielegalną pracę, dzięki czemu płacą rachunki i mają na jedzenie i papierosy, od których są uzależnieni.
Historia niemalże z happy ednem, jednak niestety. Nie tak prosto przebić się w wielkim mieście. Pracować muszą najlepiej, nie mogą pozwolić by ktoś lepszy zajął ich miejsca. Dopiero tu zmierzają się z prawdziwym światem dorosłych.  Co dzień w domu zostaje ktoś inny, przecież nie mogą zostawić Tim’ a samego na osiem godzin. 


Historia historią, jednak teraz pragnę przybliżyć wam jego zacną osobę.
Z pozoru niepozorny. Wysoka prawie dwumetrowa sylwetka. Chuda jak patyk,  z długimi wystającymi kończynami zarówno dolnymi jak i górnymi. Szczupła twarz, z optymistycznym uśmiechem odsłaniającym duże białe zęby. Wierne czekoladowe ślepia, piegi na bladych licach. Odziany w swobodne koszulki, przetarte spodnie. Człapie po ziemi wysłużonymi glanami, w uszach zawsze słuchawki z” spokojnymi” nutami Slayera. Idealny kandydat na męża, czyż nie?
Widząc go myślisz „dobry z niego chłoptaś”.
 Tylko, że… On tylko ma intencje dobre, gorzej  z resztą.
  Gdy spotkasz go w pracy zauroczy Cię swoją cierpliwością, oraz wiecznie dobrym humorem. Pożartuję z tobą, pomoże Ci i doradzi. Zrobi wszystko by tylko dostać napiwek. Im więcej tym lepiej. Między "swoimi" jest dowcipny,pogodny, spokojny i wyrozumiały. Nie potrafi pocieszać, jednak zawsze służy ramieniem. Dla nowo poznanych jest uprzejmy, acz trzyma się na dystans. Nie zaufa pierwszej lepszej osobie.
 Nikt nie pomyślałby, że ten chłopiec ma na swoim sumieniu parę "grzechów". Zacznijmy od tego, że
niezły z niego kanciarz. Oszukuje gdzie tylko się da, byleby zdobyć trochę kasy czy polepszenie warunków. Wyłapuje każdy najmniejszy szczegół, wywęszy każdy przekręt i odwróci go na swoją korzyść. Uwielbia szantażować i wyzyskiwać ludzi.  W klubach handluje nieczystym towarem, wciska go najmłodszym za wysokie centy. W pracy szuka luk w zapisach, tak by wyszło na jego korzyść.
Zdarza mu się zwinąć coś ze sklepu, czasem nawet często. W trakcie swojej drugiej „pracy” okrada niczego nieświadome dzieciaki. Jest szybki, sprytny i cwany. Potrafi omamić każdą dziewczynę, jednak nie robi tego, gdy nie widzi korzyści. Opanował sztukę manipulacji ludźmi, bez skrupułów wykorzystuje ich słabość tylko po to by się wzbogacić. 

Uwielbia mieć władzę i stawiać warunki, mimo to nigdy nikogo nie skrzywdzi. Nie szuka przelotnych związków, samemu jest mu dobrze. Nie ufa nowo poznanym ludziom. Uzależniony od papierosów. Okazjonalnie pali marihuanę i pije alkohol. Nie wciąga ani nie wsmarowuje, nie wstrzykuje w dziąsła, nie chce skończyć jak matka.

 Szczelnie ukrywa swoje "tajemnicze" cechy. Robi dobre pierwsze wrażenie. Często można go spotkać w kanapie, gdzie pracuje, w parku z bratem czy klubach, gdzie uśmiechem zachęca małolaty wciskając im niezbyt czysty towar.


 James" Jamie" Day

Pracownik słynnej Amsterdamskiej knajpy. 

Mieszkaniec ciasnego, acz uroczego mieszkanka na przedmieściach.

Opiekuńczy brat "kradzionego" Tima.





[ Ała, nie wiem co za dziwnego stwora dodaje, ale trudno, macie go i moją obietnicę poprawy. Zaczynanie nie bardzo mi wychodzi, lecz w zamian mogę wymyślać powiązania...  
So... Have Fun, ludzie :> ] 

13 komentarzy:

lilac sky pisze...

[Jaime to ciekawa postać i nigdy nie miałam z podobną na blogu do czynienia. To się spytam, czy może nie wpadniesz na jakieś genialne powiązanie, a ja ładnie zacznę? :D
I witam, rzecz jasna.]

Anonimowy pisze...

["Uwielbia miedź władzę" - zmień to, bo mnie zabija od środka :D]

Gaspard Morel pisze...

[Hej! Ho! Jak wymyślisz jakieś powiązanie czy coś to mogę zacząć. Choć najłatwiejszy jest klub, gdyż obaj się w nich pojawiają. :D Ostrzegam, że geniuszem pióra nie jestem :P]

Liliana Windrose pisze...

[Kocham Ironów! :3]

Hope Winter pisze...

[Daj powiązanie. Zacznę. Oho!]

Judith Warren pisze...

[K o c h a m ! <3 Zaczynam, zaczynam już, Słoneczko. Pozwól, że będzie krótko. Dawno nie blogowałam, trzeba się znowu wkręcić :D]

To nie był słoneczny dzień, co bardzo cieszyło panienkę Warren. O wiele bardziej wolała, gdy niebo pokryte jest chmurami, które nie pozwalają promieniom słońca się przez nie przedrzeć. Deszcz, który padał dobrą godzinę rano również sprawił, że jej humor wcale nie był taki zły. Wręcz przeciwnie. O dziwo, dzisiejszy dzień zapowiadał się kobiecie bardzo dobrze. Tylko jedno zlecenie, którym może się zająć dopiero po jedenastej, a tak to wolne. Ach!
Przez cały dzień obmyślała nocną akcję i to, co może wykorzystać, a co powinna unikać. Starała się przewidzieć każdą ewentualną wpadkę i to, jak się może wszystko skończyć. Jej plan nie miał żadnego słabego punktu. Jeśli ona zajmie się tym od początku do końca, mąż pani Ivett zostanie zlikwidowany bez żadnych najmniejszych problemów.
Postanowiła jednak, że przed realizowaniem zlecenia trochę się rozerwie, gdzieś pójdzie. Padło na miejscową knajpę, którą bardzo lubiła. Miała tam zbyt dużo znajomości.
Dziewiąta dwadzieścia. Może spędzić w knajpie godzinę. Tylko godzinę. Nie więcej. No chyba, że będzie ciekawie. W końcu ten facet może jeszcze kilka minut dłużej pożyć, prawda? Nic się nie stanie.
Usiadła przy barze i zamówiła szklaneczkę whisky. Bursztynowy płyn miło drażnił gardło tak, że nawet nie zauważyła, kiedy przed nią znalazło się już sześć pustych szklaneczek. Och, tak jakoś wyszło.
Z znaczącym uśmieszkiem rozejrzała się dookoła siebie bez cienia zainteresowanie aż w końcu natrafiła na znajomą twarz. Wstała i zaczęła iść w kierunku dobrze znanego sobie mężczyzny, który siedział na kanapie w zaciemnionym miejscu pomieszczenia. Podeszła do niego od tyłu, aby chwilę potem zakryć mu oczy i szepnąć do ucha:
- Mam dla Ciebie zagadkę. Chcesz ją usłyszeć? - przygryzła delikatnie płatek jego ucha - Ktoś chce Cię zabić. Nic dziwnego, prawda? Zgadnij kto. I zgadnij, co musiałbyś zrobić, żeby ta osoba tego nie zrobiła.

[Lalala, nie sądziłam, że wyjdzie tak beznadziejnie. Ale nie chce mi się poprawiać, sorry :P]

dewiacja pisze...

{Richard <3}

dewiacja pisze...

{Szkoda mi go było, kiedy Gracie się straciła. Jej też mi było szkoda :< Hm, dajesz powiązanie, a ja postaram się ładnie zacząć :)}

dewiacja pisze...

{Ja śmierć każdego ze Skinsów oblewałam rzewnymi łzami i zepsutym humorem do końca dnia... Jestem za przyjaźnią, jak najbardziej. Przyda się Sashy ktoś, do kogo, od czasu do czasu, będzie mogła się po prostu przytulić. Wbrew pozorom - delikatna z niej osóbka. Hm... Od czego mam dokładnie zacząć? :)}

koffler pisze...

[jeśli chcesz, to będę wdzięczna za zaczęcie. *>* ja mam pustkę ostatnio]

dewiacja pisze...

{A, to wiem, jak zacznę. Jamie będzie musiał być przyjacielem ;)}

Sobotnia noc nie należała do najcieplejszych. Jeszcze pół godziny temu padał deszcz, a teraz jedynie chodniki i wszelakie inne nawierzchnie były mokre, nosząc na sobie jego ślady. Sasha, która nie przejmowała się wilgotną koszulką przylegającą do jej chudego ciała i mokrymi włosami, które oblepiały jej twarzyczkę, siedziała nieruchomo na ławce, dzierżąc w dłoni butelkę taniej whiskey. Wciągając kreskę wiedziała, że nie powinna tego zapijać alkoholem. Ale Sasha nie uznawała takich zasad. Staczała się coraz niżej i nie było nikogo, kto mógłby ją z tego uratować. Nie chciała być ratowana. Chyba.
Kroki stawiane na żwirowej alejce w parku nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Siedziała spokojnie, w pewnym momencie pociągając spory łyk alkoholu i kaszlnęła, kiedy ten przedostał się do przełyku.

{Wybacz za jakość :)}

Liliana Windrose pisze...

[Mogę zacząć, jak podrzucisz pomysł ;D]

Unknown pisze...

[No to co. Watek? Jeśli tak ty dajesz pomysł a ja zaczynam:>]