LISTA POSTÓW

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Change Moon into a star!

 

Melissa

'Melly' Moon

Urodzona w Los Angeles 27.10.1993 roku
Dziewietnastoletnia studentka projektowania ubioru
Bloggerka



     Opowiedzieć Wam moją historię? Pewnie myślicie, że jest taka, jak wszystkie inne; rozpieszczona jedynaczka miała dość narzekań mamusi i tatusia, więc zgarnęła kasę i przeniosła się, gdzie jej duszyczka zapragnie, blah, blah, blah. Gówno prawda. Ojej, czy dama powinna się tak wyrażać?
    
     Gdy Melissa przyszła na świat rodzice chcieli zapewnić dziecku kochającą i stabilną rodzinę. Miała zapewnioną przyszłość, bo, powiedzmy, rodzice nie byli biedni. Tylko nie myślcie sobie, że miała wszystko. Moonowie nie należeli do 'bogaczy', byli po prostu osobami, którzy chcą lepszego życia dla swojej córki. Z pensji wojskowego i nauczycielki zdołali posłać Melly do przedszola, szkoły, wprowadzić się do LA. Nigdy nie dyktowali jej, jak ma się zachowywać, w co ubierać, z kim zadawać, jakie wybrać wykształcenie. Owszem, wpoili jej 'dobre maniery', jak na rodziców przystało, ale Melissa kroczyła własnymi ścieszkami.
   
   I może to był ich błąd? Pozwolenie na to, abym sama sobą rządziła? Z drugiej strony, co ja takiego zrobiłam? Jak każdy chciałam zyskać coś z życia, wyszaleć się, zasmakować przygody. Od tego się zaczęło. Wieczne imprezy, szaleństwo do nocy, alkohole. No ok, każdej nocy widzieliście mnie z innym i co z tego? Boże. Jak to brzmi... Ale to właśnie ja. Jak to powiedziała Karen: 'W dzień przykładna córeczka, a w nocy... trzeba zobaczyć,  na własne oczy to, co wyrabiasz, żeby uwierzyć, że to ta sama Melly'. Hahaha. Ta suka.
   
     Karen, wyjaśnijmy, była przyjaciółką dziewczyny od kołyski. Ich mamy znały się ze studiów. Melissa zwierzała się jej ze wszystkiego począwszy od problemów rodzinnych, opłakiwania ciągłego braku ojca, straty dziadka, kłotni rodziców, po sprawy sercowe. Były razem nierozłączne. Aż do dnia, kiedy Melissa wróciła ze szkoły, rzuciła torbę i ruszyła do kuchni. Otwierając lodówkę, zobaczyła na blacie 2 kubki po kawie. Jej matka była w pracy, ojciec miał przyjechać dopiero jutro. Po chwili usłyszała zduszone głosy. Pobiegła na górę. Dźwięk dochodził z sypialni rodziców. Gdy zbliżyła się do drzwi ropoznała właścicieli. Głos należał do Chrisa, jej taty. Wkroczyła do pokoju, zastając tam całujące się osoby. Ta druga czupryna była koloru blond, przycięta została u Frederica Fekkai i modelowana tam była, co dwa tygodnie. Miała zostać pofarbowana w lecie, gdy skończy się szkoła. Wiedziała to wszystko, bo tą osobą była Karen.

   
      Z chęcią wymazałabym tę scenę, lecz przez te dwa lata utwkiła mi w pamięci i siedzi tam do dziś. No nic. Ojca wyrzuciłam razem z nierozpakowanymi walizkami na bruk, a te... Karen chwyciłam za włosy i targałam przez schody, korytarz, bruk i bramę. Z chęcią oblałabym ją kwasem, lecz dziewczynka dostała to, na co zasłużyła. W szkole urządziłam jej takie piekło, że biedna pocieła się w licealnej łazience, ohhhh, how sad.
  
   Od tego czasu jej matka zmieniła się całkowicie. Rzuciła pracę w szkole, znalazła kochanka- Marca, zdąrzyła zaniedbać Melissę. Dziewczyna nie miała tego Rose za złe. Wzięła od niej sporą sumkę pieniędzy i zniknęła z jej życia na zawsze. Przeniosła się do Amsterdamu, gdzie studiuje, bloguje i prowadzi nocne życie.

   Jaka jestem? Na pewno wesoła. Serio. Ze mną nie możesz się nudzić, zawsze wymyślę coś do roboty. Najlepsza kompanka do zwierzeń, picia, zabawy. Miła, tryskająca energią. Ale jak zawsze miewam swoje humorki. Zaczepki, kapryzy, oschłe odpowiedzi. Nie wiem, czy znajdzie się ktoś komu mogłabym w pełni zaufać. Chłopak też by się przydał, hahaha. Ja i długi związek? Zapomnij.
    No tak, Melissa nie przywykła do związków, chyba, że otwartych. Ciągle żyje w przekonaniu, że 'na ustatkowanie czas nadejdzie', chce po prostu czerpać radość z życia. Jest seksowna, humorzasta, figlarna. Jej jedyną miłością jest moda. Uwielbia oglądać pokazy, chadzać po galeriach i godzinami siedzieć na lookbooku. Po zobaczeniu inspiracji, w głowie ma już swoją wersję stroju.
     Smukła, długonoga dziewczyna (wzrost 175 cm) o czekoladowych, niesfornych włosach sięgających za ramiona. Wydatne, pełne usta i brązowe oczy spoglądające za zasłoną rzęs. Taka twarzyczka nie może zostać niezauważona. No tak i jaka ja skromna...

Ciekawostki:


-ma dwa tauaże symbolizujące wolność,
-nałogowa palaczka,
-heteroseksualistka,
-brała udział w rozbieranej sesji zdjęciowej,
której wyników nikt nie widział,
-lubi się... 'zabawić',
-dość szybko wydaje pieniądze,
-mieszka sama w kawalerce mieszczącej się
w centrum Amsterdamu.



______________

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Melissa wraca trochę zmieniona i już czeka na pierwsze wątki ;). Mam nadzieję, że zostaniemy tu dość długo.  Karta taka sobie, więc z góry przepraszam. No nic. Twarzyczki użyczyła wspaniała Shay Mitchell.

32 komentarze:

Lotte pisze...

[Emily <3]

Lotte pisze...

[Obecnie jestem wyprana z pomysłów ;( Ale jeśli ty coś masz - nie krępuj się. I coś w pierwszych akapitach czcionka ci się pozmieniała...]

Gaspard Morel pisze...

[Hej Hej. Nie pisałem na wcześniejszym Amsterdamie, ale chętnie poznam Melissę. Chętna na wątek?]

Gaspard Morel pisze...

Piątek? Spędzać w domu? Nie do pomyślenia! A jeszcze po zdanym egzaminie? Toż to zbrodnia! Właśnie dlatego Gaspard wybrał się na miasto. Inni muszą przejmować się wejściem, ale nie on. Jego zwykle wpuszczają wszędzie, gdzie tylko mu się podoba.
Właśnie przechodził przez bramkę, kiedy jakaś dziewczyna się do niego przylepiła. Po krótkim momencie pełnym zdziwienia, szybko objął ją w pasie i przyciągnął ją do siebie. - Nie sądziłem, że jednak przyjdziesz, słodka. - Rzucił pogodnie, uśmiechnął się do ochroniarza i razem weszli do środka.
Pociągnął nieznajomą, gdzieś na bok i spojrzał na nią rozbawiony. - Sprytne zagranie, ale masz u mnie dług. - Stwierdził całkiem poważnie. Nie ma nic za darmo na tym świecie, prawda?

Una pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Gaspard Morel pisze...

Rozejrzał się i podążył za dziewczyną. Dlaczego by nie?Usiadł obok niej i słuchał jej grzecznie. Potem pokręcił z rozbawieniem głową. - Twoje zdrowie. - Uniósł szklaneczkę i napił się martini. - Gaspard. - Rzucił po chwili. Spojrzał jak poprawia sukienkę i kątem oka zauważył jak inni mężczyźni z niezadowoleniem odmalowanym na twarzach, obserwują jej ruch. Gaspard uśmiechnął się lekko i położył dłoń na jej udzie, aby wygładzić materiał, przez co jeszcze więcej zasłaniał. - Nie lubię jak na moją rozmówczynie wszyscy patrzą jak na samicę w czasie rui. - stwierdził i spojrzał jej w oczy. Jego własne świeciły wesołością. Sam lubił patrzeć na zgrabne kobiece nogi, ale uważał piękne kobiety za dzieła sztuki, które należy podziwiać, a nie niszczyć ich piękno. Przy tym nie wyrzekał się przyziemnych przyjemności, ale wolał, gdy panie szanowały same siebie i swoje ciało. Wtedy dotykanie ich było o wiele bardziej wartościowe.
- A Ty? Jak masz na imię? - zapytał, przykładając do warg szklaneczkę, aby zakosztować kolejnego łyka zacnego trunku.

Gaspard Morel pisze...

To dobrze, że potrafiła być po prostu sobą. Chyba. Psychologiem nie był, ale to wydawało mu się zdrowe podejście do życia. Sam też taki tryb uważał za najodpowiedniejszy, dlatego niektórym wydawał się nieco... ekscentryczny.
Mogła kiedyś o nim usłyszeć, ponieważ był stałym bywalcem klubów i imprezowych domków. Uważał, że znajomości w wielu miejscach i wśród licznej grupy ludzi mogą mu się w przyszłości przydać... a przede wszystkim lubił się bawić. - Moja rozmówczyni składa mi dobre propozycje. - Stwierdził sięgnął po papierosa. - Melissa...Melly... A może Mel? Nie mam dobrej pamięci do imion, ale z tym pewnie bym sobie poradził. - dodał wesoło i mrugnął do niej.
Trzymał teraz w jednym ręku papierosa, którego zapalił od tego, który paliła dziewczyna, a w drugiej dłoni szklaneczkę. - Nic tylko cieszyć się chwilą. - Rzucił rozmarzonym tonem i zaciągnął się.

Gaspard Morel pisze...

Otworzył usta, jakby łapiąc dym, który przez chwilę otaczał jego twarz. - Może być i Gas. - Stwierdził wesoło. - Chyba, że zamierzasz mnie tak okrutnie postarzać. Jestem młody, piękny i inteligenty! Nie widać? - zaśmiał się i napił się martini. - Mam dwadzieścia trzy lata. Studiuję i kombinuję skąd wziąć pieniądze, ponieważ moje główne źródło dochodu właśnie się wyprowadziło. - Westchnął ciężko. No tak... brak siostry, która dostawała gotówkę z domu, wyraźnie mu doskwierał. Trzeba było część pieniędzy przeznaczonych na zabawę odłożyć na rachunki... to bolesne doświadczenie. - A poza tym... szukam szczęścia. - zakończył swój niezwykle głęboki życiorys, zaciągając się papierosem. Zerknął na dziewczynę. Ile ona mogła mieć lat? Nie ważne. - Może w Twoim kolorowym życiu jest coś bardziej ciekawego, o czym moglibyśmy pomówić? - zapytał.

lilac sky pisze...

[To ja się ładnie spytam, czy może panie nie mogłyby się jakoś znać, zważając na podobny kierunek studiów :)]

Turner pisze...

[Witam, witam! Jestem autorką :D Zapomniałam dodać tego w karcie? Szlag, trzeba się poprawić! :D Hmm, hmm widzę, że Melissa ma ojca wojskowego i matkę nauczycielkę- tak jak i miał Tony. Może z tym uda nam się coś wykombinować? ]

lilac sky pisze...

[Naprawdę pisałyśmy? Ja jakoś nie pamiętam, ale być może to postępująca przedwczesna skleroza xD
To może jakiś wspólny projekt, albo na zajęcia, albo zdecydują się prowadzić na blogu Melisy własny program odnośnie mody? Nie wiem... Zawszę mogą się spotkać od tak na kawie, czy też wyskoczyć coś zjeść w przerwie zajęć, czy cóś. Tyle z mojej kreatywności.]

Gaspard Morel pisze...

[szlag właśnie mnie trafił, bo skasowało mi komentarz...]
- Może użalanie się nad sobą nie jest takie złe? - zapytał uśmiechając się do niej. - Co mamy lepszego do roboty? A przy szklaneczce nawet problemy brzmią weselej. - Westchnął. Jakoś stracił swój zabawowy nastrój. Może jeszcze uda się uratować ten wieczór? Ale jak? Jego myśli zaczęły krążyć wokół pojęcia szczęścia... czy na prawdę go szukał? - Jestem dziś mało kreatywny... mam poprosić Cię do tańca? Raczej tego nie chcesz. - Uśmiechnął się do niej i napił martini.

Gaspard Morel pisze...

Nie żył? No może trochę. Za to oboje przyciągali spojrzenia ludzi w klubie. Oboje byli nie brzydcy, więc ich wspólne wyjście musiało wywołać westchnienia podglądających ich ukradkiem ludzi.
Usiadł obok dziewczyny i patrzył jak wciąga. Uśmiechnął się lekko. Wziął od niej ustnik i powtórzył jej czynność. Odetchnął cicho. - Wiesz jak obudzić człowieka. - zauważył i spojrzał na nią. - Nie wiem, skąd to masz, ale jest niezłe.

Gaspard Morel pisze...

Wciągał spokojnie. Gdzie mu się spieszyło? Rzucał krótkie spojrzenia wokół siebie, żeby wiedzieć jak bardzo działa na niego towar dziewczyny.
Zaskoczyła go tym nagłym ruchem, ale oczywiście nie protestował. Objął ją mocno i chętnie oddawał pocałunki. - Oczywiście, że jesteś lepsza. - stwierdził wodząc dłonią po jej udzie. - O wiele lepsza. - Musnął wargami jej szyję. - Dla takich pięknych kobiet warto żyć. - Stwierdził.
[ A skąd to pytanie? Odpowiem jak podasz swój. :D]

Gaspard Morel pisze...

[A ja wolę, kiedy ludzie nie myślą o tym, ponieważ ważne są postacie, a nie piszący :P]
Kiedy dziewczyna się roześmiała, dołączył do niej. Po trawce takie wybuchy były zaraźliwe. Silne emocje zwyczajnie wpływały na osobę obok.
- Szalona. - stwierdził, ale obejmował ją nad wyraz mocno, jakby obawiał się, że spadnie z niego. Chwycił zębami jej wargę i lekko pociągnął.Prawą dłonią lekko ścisnął jej pośladek. - Ale co warte byłoby życie bez odrobiny wariactwa? - zapytał uśmiechając się jak pacjent zakładu zamkniętego.

Turner pisze...

[Aaa możemy spotkać się na pogrzebie babci Anthony'ego? To już ostatnie pytanie:D Jeśli odpowiedź będzie twierdząca- zaczynam ;> ]

mo pisze...

[Tylko Melissa jest sporo młodsza od Arii i nie wiem jakby tu można było je połączyć... ;(]

mo pisze...

[W Stanach jednak Arii nie było jeszcze :( Zacznę jakoś typowo dla nieznajomych. Zobaczymy co z tego wyjdzie.]


Dzisiejszego dnia Aria miała wolne, nie licząc zebrania o czternastej. Do tego czasu postanowiła zająć się wizytą w galerii. Nie, nie chodziło tu o zakup nowych ubrań, a porozglądanie się za dodatkami do mieszkania. Jak się okazało, jeszcze jakiś czasu tu pomieszka, miło więc będzie wnieść trochę siebie do tej starej kamienicy.
W galerii którą wybrała były tylko trzy sklepy tego typu, w tym dwa przeznaczone tylko do wystroju kuchni. Spośród różnych artykułów wybrała dwie kremowe filiżanki i czajniczek z podgrzewaczem. Jak często bywa z kobietami nie to było jej celem, ale niech już będzie.
Po dokonaniu zakupu odruchowo zerknęła na zegarek na nadgarstku. Nie zostało jej tak dużo czasu jak się spodziewała. Stwierdziła jednak, że zdąży jeszcze wypić kawę i może zjeść jakieś ciastko?
Udała się w stronę kawiarni na parterze, jednak długość kolejki ją przeraziła. No tak, pora lunchu. Czy każdy się wtedy lubuje w kawach i ciastku?
Zajęła miejsce za pewną ciemnowłosą dziewczyną czekając na swoją kolej.
- Wyjątkowo wolno dzisiaj pracują - stwierdziła nieco zirytowana, gdyż od kilku minut kolejka w ogóle się nie posunęła.

lilac sky pisze...

Amelie nie przepadała za tymi dniami, kiedy zajęcia nie rozpoczynały się z samego ranka, lecz gdzieś w połowie dnia. Nawet jeśli teoretycznie dawało jej to czas na wyspanie i możliwość zrobienia czegoś przed wyjściem na uczelnie, prawda była taka, że nie lubiła się zabierać za nic z rana, gdy będzie musiała to i tak porzucić za kilka chwil. Nie znosiła bezczynności, ani marnotrawienia czasu. Jak już się za coś zbierała, to starała się to kończyć. A takie przerywanie pracy, wcale w niczym nie pomagało, a jedynie odstraszało Amelie i niszczyło jej pomysły i wenę twórczą.
Dlatego też dzisiejszy poranek najprawdopodobniej spędziłaby na szwendaniu się po mieście, gdyby nie zbawczy telefon od Melissy, która zaproponowała spotkanie w Starbucksie. Tak, Amelie miała zadanie na dzień dzisiejszy, zanim przyjdzie jej udać się na zajęcia. Nic więc dziwnego, że była bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw, zważając na fakt, iż uwielbiała rozprawiać o modzie, a w ostatnim czasie niewielu chętnych na tego typu rozmowy towarzyszy udawało jej się znaleźć. Melissa zaś, była rozmówczynią idealną pod tym względem. A do tego, dochodziła jeszcze uwielbiana przez panienkę Morel kawa. Mhh, czyż ten dzień nie zapowiadał się wybornie?
- Cześć!- zawołała wesoło, gdy tylko zauważyła Mel, a następnie została przez nią wycałowana w oba policzki. To tylko sprawiło, że zaśmiała się radośnie.- Ja ekspertką? Zdecydowanie, nie. Jeśli chodzi o kawy, niemal zawsze piję latte z syropem kokosowym. Niestety, na tym polu wiele do powiedzenia nie mam.- spojrzała przepraszająco na swoją towarzyszkę, zaraz też otwierając drzwi i wchodząc do kafejki, by móc zająć jakieś przyzwoite miejsce.

Kotofil pisze...

[ Kiedy olał? I nie wiem czy Will nie za stary na imprezki, ale w sumie sama nie mam lepszego pomysłu ]

Anonimowy pisze...

[ Hej :D Hm... Chyba kojarzę, ale nie jestem pewna (ach ta krótka pamięć!). Pomysł może i bym miała, lecz nie będzie to coś super hiper. A zresztą, zacznę, najwyżej pozmieniasz :D ]

Miała współlokatorkę. A raczej to ona była tą współlokatorką, a co za tym idzie, trzeba połasić się na jakieś zakupy. Przecież nie może być wiecznie na utrzymaniu Mili, tym bardziej, że sama coś tam jeszcze zarabia. Chociaż nie gra zbyt często, a jej występ ograniczają się do odwiedzin z gitarą w mniej znanych pubach, to i tak uda jej się zawsze zdobyć trochę grosza. No, pracuje też w sklepie muzycznym. Tak, tam przynajmniej może wykazać się jako taką wiedzą o muzyce, czyli czymś, dla czego żyje. Chodząca nutka? Może coś w tym jest?
Teraz jednak musiała zostawić gitarę w domu. Przecież nie będzie jej targać do zwykłego warzywniaka, tym bardziej, że w niczym jej to nie pomoże. Owszem, próbowała kiedyś zrobić małą wymianę z panią sprzedawczynią. Na czym to polegało? Cóż, Angel zaoferowała, że jej coś zagra, a ona da jej kilak produktów. Nawet by postawiła na swoim, ale kobieta zdecydowanie przesadziła! Jak osoba, która gra rocka, miała zagrać pieśni weselne? Chyba sobie ta stara lumpucera ją z kimś pomyliła...
Angel niespiesznie wyszła z mieszkania, następnie kierując się do wspomnianego wcześniej sklepiku. Wzięła kilka pomarańczy, truskawki, oraz parę innych produktów niezmiernie potrzebnych do przeżycia (czyt. dwa wina średniej jakości, chleb, papierosy...). Gdy już podchodziła do kasy, w pewnym momencie zahaczyła o stoisko z puszkami, przez co cała, piękna góra żelastwa z mięchem w środku się rozsypała, a przy tym zrobiła niemało hałasu. Angel tylko się skrzywiła, a potem zaczęła wszystko zbierać.
Jak pech, to pech. Nie ma co, ładny początek dnia.

[ Angel Evans ]

Jacqueline pisze...

Pomijając całą tą wymagającą dietę, jaką powinny stosować tancerki, z całą pewnością papierosy są dla nich czymś zabronionym, że nie wspominając o środkach odurzających. Jacqueline to wiedziała. Ba! Sama wpajała grupie swoich młodych tancerek, jak zdrowy tryb życia jest ważny w tej dziedzinie.
Ale to nie przeszkadzało jej w sporadycznym zatruwaniu własnego ciała, co zresztą robiła i teraz. Wyszła z klubu i stojąc na świeżym powietrzu paliła, wpatrując się w niebo.
Gdzieś za nią otworzyły i zamknęły się drzwi, ale nie odwróciła się. Po chwili dotarł do niej zapach delikatnych perfum i dostrzegła młodą dziewczynę, stojącą kilka metrów dalej.
- Ciekawe zestawienie ubrań - stwierdziła dość poważnym tonem, po czym powróciła do wpatrywania się w niebo.

Angel Evans pisze...

[ Być może :D U mnie ostatnio z pamięcią baaaaardzo ciężko -,- Ale teraz zaczną się wakacje, bzdury wylecą i będzie git ! ^^ Oh, cieszę się :)]

Kilka piw w lodówce, a reszta to pustki? A to ci dobre! Angel bardzo często spotykała się z takim obrotem sytuacji, jednak ona wtedy po prostu po to piwo sięgała, a nie szła po zakupy... W końcu organizm młody... Tsa. W każdym bądź razie kiedyś trzeba było coś jeść. I jeszcze zwierzakowi dać jeść, w końcu nie podstawi kameleonowi flaszki i nie powie 'pij'. Jeszcze by się zarumienił...
Angel tylko rzuciła krótkie spojrzenie dziewczynie, nie przerywając swojej czynności. Westchnęła tylko bezgłośnie, a gdy zobaczyła, że i ta dziewczyna na coś się potyka, uniosła obie brwi ku górze, przewracając oczami. I pewnie nawet nie przejęłaby się chichrającą osóbką, gdyby nie fakt, że Leo nagle wyleciał z jej kieszeni i powędrował do nieznajomej.
- Leo, cholera! - wrzasnęła, rzucając wszystkie puszki i pędząc w jego stronę. Sama również poślizgnęła się o jedno z tych blaszanych opakowań, tym samym upadając na brunetkę. Jęknęła cicho, czując straszny ból w kolanie. A gdzie do jasnej ciasnej podział się Leo?!
- Zaje.biście, po prostu miód z boczkiem... - mruknęła, przymykając powieki.

mo pisze...

Kiedy usłyszała, że ktoś odpowiada na jej uwagę była nieco zaskoczona. Zwyczajnie wydała z siebie ciche niezadowolenie, nie spodziewając się, że wyniknie z tego jakaś rozmowa z nieznajomą. O przepraszam, już znajomą. Dokładniej z Melissą. Wyswobodziła jedną rękę z torebki, przekładając ją do drugiej i uścisnęła tamtą dłoń nowej znajomej.
- Arianne. Aria Lemaire - przedstawiła się uśmiechając promiennie.
- Czy przynajmniej warto jest czekać? - jako stała klientka kawiarni, Melissa powinna orientować się na smakach jakie proponują w sprzedaży. W tym wypadku liczyła na jej podpowiedź, bo w końcu nie miała za dużo czasu.

Kotofil pisze...

[ Stara dupa, ale dobra ;P mwahaha. ]

Bądź stary. Dokładnie miej lat prawie trzydzieści. Daj się namówić przez najlepszego kumpla na imprezę dla nastolatków. Marudź, że nie pójdziesz, a poszedłeś. Narzekaj, że Tony zawsze robi to co chce, ale pamiętaj, że prawda jest taka, że na połowę rzeczy właśnie TY mu pozwalasz. Mrucz, że cię wykorzystuje. Twierdź, że jeśli ty już jesteś stary na takie młodzieżowe przytupanki, to on powinien się już wstydzić. Zostań olany. Pojedzcie twoim samochodem i spal trochę paliwa na coś, czego nie chcesz. Dalej mrucz, że jesteś za stary. Dostań po głowie. Oddaj w bok z całej siły. Ratuj przyjaciela, którymi zgiął się i leży na chodniku. Podnieś go i ramię w ramię ruszcie w kierunku klubu. Czuj się nieswojo w środku. Zostań porzucony przez przyjaciela, który jest pedofilem i poszedł wyrywać, jak to rzekł „młode cipki”, ale nie za młode. Przeklnij pod nosem. Idź do baru i zamów najpotężniejszego drinka jaki tam jest. Narzekaj na brak dobrego urozmaicenia i na kompletne sikacze. Żałuj, że nie pijesz whisky. Zamów drinka razy osiem i się napierdol.
Tak, właśnie tak rozkazał mu szatan, demon, zły duch. A na imię mu było Tonny, nazwisko Visser. Zginął w tłumie napalonych, gorących kobitek i tyle go widzieli. A Will został sam, a na brak zainteresowania narzekać nie mógł. Dziwne w sumie byłoby gdyby mógł…. Tak czy siak chłonął drinki zaczepiany przez stanowczo za młode kobiety. Przynajmniej według niego, bo one uważały kompletnie inaczej.
- Kurwa mać – rzekłszy siarczystym przekleństwem, spojrzał na sprawcę całego wypadku. Spojrzał w górę i ujrzał… – Widzę twoje majtki. – mruknął z lekką dozą ironii i rozbawienia. Cóż, miał tylko mokre spodnie, ale odrobinę, w okolicy uda. Nie zamierzał z tego robić dramy, zwłaszcza, ze nie był to jakiś pijany capiszon, a wstawiona dziewczyna.

Angel Evans pisze...

[ Spooookojnie, jeszcze się rozkręci ^^ Ona taka już jest, sorry :D Ale nie bój żaby, będzie ok ;) ]

Ale Anegl już taka była - nie umiała odpowiednio przyjmować pomocy. To był jeden z minusów jej charakteru, który co jakiś czas starała się chociaż najmniejszymi chęciami niwelować. Teraz jednak przejęła się bardziej zaginięciem Leo. W końcu zwierzak zbyt popularny tutaj nie był, więc każdy mógł sobie wziąć i nie oddać, a to by sprawiło, że panienka Evans wpadłaby we wściekłość, co znowu nie skończyłoby się najlepiej dla wszystkich.
Spojrzała tylko na nią krótko, a potem się otrzepała, gdy już była w pionie. Uniosła jedną brew, następnie rozejrzała się dookoła. Zaczesała dłonią włosy do tyłu, wzrokiem sunąc po każdej półce sklepowej. W tym samym momencie doszła do nich sklepikarka - niewdzięczna baba, która tylko drzeć się potrafi. Przybrała pozę wściekniętej krowy, opierając przy tym ręce na bokach i ze świdrującym spojrzeniem penetrując ciała dziewczyn.
- Co tu się wyrabia?! Panienki, raz, raz, czysto ma tu być! - krzyknęła. Angel tylko wywróciła oczami, nie zwracając na nią uwagi. Ta jednak się zdenerwowała, podeszła do Evans, złapała ją za ramię i zaciągnęła do puszek. - Jak coś mówię, to się odpowiada! Sprzątać to, raz!
- Zostaw mnie paniusiu!
- Nie będziesz mi dyktować warunków! - warknęła, gdy dziewczyna wyrwała się z jej łapsk. - Sprzątaj!
- Nie!
- Już! Natychmiast! - w tym oto momencie na głowie staruchy pojawił się kameleon. Ciężko go było zauważyć, bo zmienił kolor na miedziany, czyli taki jak barwa jej włosów. Angel nie myśląc długo rzuciła się na babę, łapiąc Leo i tym samym przewracając kobiecinę. Blondynka zrobiła wielkie oczy, schowała Leo do kurtki i złapała za dłoń nieznajomej.
- Chodź, szybko! - mruknęła do niej, wybiegając ze sklepu. Chyba nie chciała sprzątać tego wszystkiego sama, prawda?

lilac sky pisze...

Prawda była jednak taka, że Amelie wcale znawczynią kawy nie była. Co najwyżej mogła powiedzieć, że nie lubi kawy sypanej, bo smakuje ziemią, a zdecydowanie bardziej woli tę rozpuszczalną. Ktoś pewnie by ją wyśmiał, ale w sprawie kawy panienka Morel twardo trzymała się ukochanego latte z syropem kokosowym. Bo było po prostu najlepsze, przynajmniej jej zdaniem.
- O nowościach?- spojrzała niepewnie na Melisse, nie bardzo wiedząc co ma jej powiedzieć. W końcu głupio wyskakiwać w środku lata z trendami na tegoroczny sezon zimowy, czy przyszłe lato. W końcu pokazy z kreacjami na obecny sezon wyszły już dawno i wcale się nie zmieniły. W takim razie nie było można tu mówić o żadnych nowościach. A może Mel chodziło o sklepy? Cóż, na to Amelie nie miała ostatnio czasu, ani specjalnych chęci Na uczelni, tez nic specjalnego się nie wydarzyło.- Myślę, że nie ma o czym mówić... Sama wszystko doskonale wiesz i możesz wybrać. Ja nieustannie będę wielbić pastele i zacięcie zwalczać pogrzebowe czernie, jeśli ktoś w moim towarzystwie ośmieli się je założyć.- wzruszyła lekko ramionami, wcale nie będąc pewną, czy dziewczynę usatysfakcjonuje taka odpowiedź.

Jacqueline pisze...

Jacqueline też się nad tym czasami zastanawiała. Najczęściej dochodziła do wniosku, że faceci, którzy się na to nabierają, mają już we krwi tyle alkoholu, że jest im wszystko jedno, co zaliczą i za ile. A co do dziewcząt, które zajmują się uwodzeniem.. Cóż.. Każdy ma swój honor, ale niektórzy go zawieruszyli.
Z drugiej strony.. Co kto lubi, no nie?
- Owszem - powiedziała, uprzednio wypuszczając z ust chmurkę dymu. Czasami irytowało ją to, że ludzie tak łatwo zgadywali kim jest. No ale taka była prawda, tancerki odznaczały się w większym lub mniejszym stopniu.
- Często się zastanawiam, czy mam to wypisane na czole, czy może widać to po oczach - dodała żartobliwym tonem.

Kotofil pisze...

[ Spódniczka dla moar fun ;P ]


Pierdzielenie, bo zabawa zabawą a napierdalanie się w sztok w klubie pełnym spoconych, rozpijaczonych ludzi, to jedno. I według Willa, on właśnie na to był stanowczo za stary. Kiedyś, w czasach studiów było to nawet jak najbardziej na miejscu, ale teraz było to co najmniej dziecinne i…nużące? Cóż, rzec można, że wystarczająco się w życiu napierdolił, o. Teraz należałoby być bardziej porządniejszym, ułożonym, bo gość w trybie Piotrusia Pana mu nie leżał. W końcu, Holland był poważnym panem kucharzykiem, z zacną facjatą, własnym samochodem i ładną chatą. Teraz to tylko żonkę znaleźć i dzieci płodzić, nie? Ano nie. Jeszcze w tej roli siebie nie widział.
- Majtki jak majtki – upił łyk swojego drinka, patrząc jej prosto w oczy. Ile ona miała lat? Na pewno niezbyt dużo. Pewnie dwadzieścia, ewentualnie dwadzieścia dwa. Bądź wyglądała bardzo młodo, ale w to akurat wątpił. – Tja, to twoja sprawka.

Gaspard Morel pisze...

[Nie! Oczywiście, że nie zapomniał! Tylko, jak ktoś ładnie określił, ostatnio Internet przywożą mi wiaderkami i nikomu nie mogłem odpisać. :(] Westchnął ciężko. - A gdzie masz ochotę pójść? -zapytał. Miał świadomość, że powinien wykazać się inicjatywą, ale jakoś mózg miał inne zdanie na ten temat i nie chciał myśleć. Usiadł tak, żeby nie spadła z jego kolan i pocałował ją krótko, a potem chwycił, mocno i podniósł się z nią na rękach. - Gdzie Panią zawieźć? - zapytał wesoło i podrzucił ją lekko, poprawiając ją robie na rękach.

Turner pisze...

[Uznałam, ze trochę dziwnie by było, gdyby spotkali się (wielce zaskoczeni, że na siebie wpadli) już po pogrzebie ;> Szczególnie, że Melissa raczej znała babcię Tony'ego i pewnie od kogoś usłyszałaby coś o pogrzebie :> NO. To zaczynam! ;-) ]

Czarne narzuty na siedzenia, czarny dywanik, białe róże i pełno ludzi. Wszyscy oczywiście ubrani na czarno. A po środku tego wszystkiego zamknięta już trumna. To wszystko, co zauważył Anthony. Siedział w pierwszym rzędzie podczas mszy, tępo gapiąc się w przestrzeń. Od czasu do czasu, kiedy nachodziła go jakaś ciekawsza myśl, marszczył brwi. Teraz zrozumiał, że został sam, skazany tylko na siebie. Chciał, żeby to wszystko się już skończyło. Chciał iść do domu, ale wiedział, że i tak wyląduje w jakimś obskurnym barze, gdzie wyda mnóstwo forsy. Kiedy wszyscy, po kolei, zaczęli do niego podchodzić, całując go i szlochając mu w ramię, wiedział, że koniec jest już bliski. Od czasu do czasu klepał kogoś w ramię, czy uśmiechał się pocieszająco. Ci ludzie wyglądali, jakby bardziej potrzebowali pomocy, niż on sam.

Anonimowy pisze...

Lilah także była już nieźle wstawiona. Od samego rana była przybita, miała nieciekawy humor, prawdopodobnie wstała lewą nogą. Na wszystkie odzywki reagowała krzykiem i sarkastycznymi uwagami. Prawdopodobnie właśnie z tego powodu postanowiła utopić swoje złości i smutki w drinkach, które zawzięcie podawał jej barman, gapiący się na jej dekolt. Nie żeby jej to przeszkadzało; w końcu sama wybrała bluzkę z obfitym dekoltem, który uwydatniał jej nieduży biust.
Szumiało już jej w głowie, gdy nieznajoma dziewczyna wyciągnęła rękę w jej kierunku. Nie zdążyła nawet nad tym pomyśleć, a już znalazła się na barze, a wszystkie pary oczu były skierowane na nie. Postanowiła to zignorować i wsłuchała się w muzykę, zaczynając kręcić biodrami. Do tańczenia w wysokich litach była przyzwyczajona, toteż obcasy nie stanowiły dla niej jakiegokolwiek wyzwania.
Uśmiechnęła się figlarnie do nieznajomej i puściła jej oczko. Jak się bawić to na całego.