This is the life, you see
The Devil tips his hat to me
I do it all because I'm evil
And I do it all for free
Your tears are all the pay I'll ever need
Reinhart Valtaire Chesterfield II
lat 37
milioner, prawnik, bardzo Brytol, bardzo ekscentryk
heteroseksualny, zaręczony na zasadach współwłasności, właściciel korporacji i dziecka (nie swojego, acz noszącego jego nazwisko) in spe
arystokrata z bożej łaski
► związki
► z życia
► dane
W zasadzie nie mam zielonego pojęcia, po co to piszę.
Oczywiście, mój psychoterapeuta uznał, że to mi pomoże uporządkować umysł. Pisanie o sobie, znaczy się. Powiedział: „Napisz tekst, w którym opowiadasz o tym, kim jesteś”. Nie do końca wiem, o co mu chodziło, ale spróbować nie zaszkodzi. Powiedział też, że jeśli się będę w czasie swojej biegunki słownej zwracać bezpośrednio do kogoś, będzie mi się pisało lepiej.
Witam więc, Pamiętniku. Niestety, będziesz zmuszony znieść moje egocentryczne wynurzenia. Zacznijmy od przedstawienia się – ty jesteś plikiem w dokumentach na moim tablecie, ja jestem Reinhart Valtaire Chesterfield II, lat trzydzieści siedem, kawaler. Zaręczony. Brytyjczyk. Bardzo definitywnie Brytyjczyk. Urodziłem się w Londynie, i jak widać po moim imieniu, rodzice mnie nie kochali.
Dobra, do kasowania. Zbyt melodramatycznie. Może lepiej tak: moi rodzice, podobnie jak ja, wywodzili się z angielskiej klasy wyższej. Poznaje się to po tym, że mamy paskudne imiona, sramy pieniędzmi i wiemy, na czym polega gra w krykieta. Tyle, jeśli chodzi o traumatyczną przeszłość. Nie byłem molestowany w dzieciństwie, nie mam kompleksu ojca, a doktor Gutenhoft płacze rzewnymi złami, bo nie ma nic do analizowanie jeśli chodzi o ten okres mojego życia.
Zostawmy więc temat rodziny, jako zbyt normalny dla Ciebie, Pamiętniku. Jejku, jak głupio się czuję, pisząc to. Całe szczęście, że nikt tego nie przeczyta. Ale dobrze, jedziemy dalej.
Żyłem sobie całkiem spokojnie lat fafnaście, wychowywany przez nianie i podkradane ojcu Playboye, do chwili, gdy wyjechałem do Princeton i dowiedziałem się dwóch rzeczy - pierwsza: seks jest naprawdę fajni, druga: niektórzy NAPRAWDĘ piją herbatę bez mleka. Wyobraź sobie, że przeżyłem szok. Z tego szoku chyba postradałem zmysły, ponieważ zaraz po studiach wyjechałem na misję. Do Kambodży. W ogóle ta Kambodża się za mną ciągnie, tam właśnie się oświadczałem swojej narzeczonej, Scarlett. Wracając - byłem na misji, poznałem wiele ciekawych przekleństw od żołnierzy mówiących w paskudnym new yorkese, wróciłem, przejąłem firmę po ojcu, wybudowałem ze trzy domy, dobiłem do tysiąca znajomych na Facebooku i dorobiłem się kilku urojonych problemów psychicznych.
Z rzeczy prawdziwych: jestem egocentrykiem z zupełnie szurniętym wyobrażeniem o kontaktach międzyludzkim, ponadto niewychowanym yuppie i uważam, że Anglia jest koroną świata. Prawda, że hoduję trzymetrowego węża w salonie i każę mu się witać ze wszystkimi swoimi kontrahentami. Prawda, że zaręczyłem się z kobietą, której przez piętnaście lat nie powiedziałem ani jednego komplementu. Prawda, że uważam wszystkich ludzi z Queens za niebezpiecznych wariatów, ale to przecież fakt niepodważalny i niepodlegający relatywizmowi.
Jak widać, mam same zalety, a jeśli do tego dodać, że oprócz tego, że jak widać, jestem koszmarnie uroczy, jestem też równie koszmarnie przystojny i skromny. Obecnie mieszkam w Amsterdamie, zajmuję się sprawami służbowi i mniej służbowymi, wybieram wyprawkę dla pierwszego syna i podrywam kelnerki w barach, gdzie zwykle zamawiam bawarkę, jedyny napój, który powinien być dostępny wszędzie, a jak na złość nigdzie go nie ma.
Ciekawostki:
1. Ren zasiadał przez dwa lata w brytyjskiej Izbie Lordów.
2. Nienawidzi nowoczesnych telefonów komórkowych, zwłaszcza tych produkcji firmy Apple.
3. Przeszedł kompleksowe szkolenie wojskowe oraz kurs samoobrony.
4. Nie pije alkoholu, nie uprawia seksu bez zabezpieczenia, nie bierze narkotyków.
5. Jego wąż to albinotyczny, modyfikowany genetycznie pyton. Dostał go w prezencie od swojej narzeczonej, będącej inżynierem genetyki.
***
Witajcie.
Lubię wątki, długie, krótkie, wszystkie. Powiązania też lubię. Odpisuję nie zawsze w odpowiedniej kolejności, nie zawsze od razu. Ren bywa irytujący, wybaczcie mu.
10 komentarzy:
[Jak widzę łacińskie paremie, nazwy, cokolwiek to mnie coś... Kurczę, trafia o.O Witaj! :D]
[Zły, bo przez cały rok użerałam się z doktorem, najpierw na łacinie, potem na prawie rzymskim, który jest wręcz zakochany z języku łacińskim i prześladował mnie cały rok :( Mimo to, ta jedna łacińska sentencja nie ujmuje twojej postaci niczego!]
[Witam ;)
Bardzo podoba mi się Twoja postać i z chęcią rozpocznę watek, ale może masz wpierw jakieś pomysły na powiązania? Oboje są Brytyjczykami, właścicielami korporacji...może by się gdzieś wczepić między te zależności? ]
[Ojejku! Ja nigdy nic do łaciny nie miałam, lubowałam się w paremiach, ale podejście tego gościa do tego przedmiotu jest okropne, podobnie w prawie rzymskim - główną wagę przywiązywał do nazw łacińskich, a nie tego, czy mamy jakąś inną wiedzę ;] Hm, chęci na wątek zawsze mam, aczkolwiek Evcia to taki mały skrzacik, a nie wiem, czy Ren będzie miał do niej cierplwiość ;P]
[O matko, matko, jaka bajerancka karta postaci. Reinhart jest genialny xD Spytam się więc może o jakieś powiązania, albo chociaz miejsce spotkania. Ja jak zwykle w tych kwestiach na chwilę obecną nie prosperuję niczym ciekawym :/]
Była barmanką.
Po tamtym felernym wieczorze, podczas którego Brandi rozwaliła kufel na głowie naprutego mężczyzny, była pewna, że barmanką nie zostanie. A przynajmniej nie w tym miejscu. Jednak szefcio jej wybaczył i obiecał, że następnym razem, gdy zdarzy się napalony alkoholik, jej pomoże. I została barmanką. Cudem chyba.
Pracowała każdego wieczora, wracała o trzeciej do domu, gdy nie było sensu robić drinków - gdy wystarczało ludziom tylko dolewać wódki i piwa, czym zajmowały się już tylko kelnerki. Nikt nie grał też już na scenie, puszczano jazzowe kawałki z odtwarzacza. Wtedy też wszyscy barmani wychodzili na papierosa i nie pojawiali się w pracy do następnego wieczora.
Tej nocy Bran miała wyjątkowo dobry humor. Jej pyskówka nie ograniczała się do zbywania niedoszłych kochanków ostrzeżeniami, że ma fajnego, silnego faceta, który może być zazdrosny, ale zdarzało się, że opowiadała pijaczkom historie o tym, że zostanie dziewicą do ślubu na chwałę Pana (takie sobie ciche wyśmiewanie przyszłej bratowej) czy że ona woli psy. Nikt w to nie wierzył, ale dawano jej spokój.
W pewnym momencie zawołał ją Sam, drugi barman.
- Tamten wygląda na bogatego, bądź miła - powiedział cicho.
Brandi uśmiechnęła się wesoło. Stanęła naprzeciwko mężczyzny.
- Coś podać?
[Klub jazzowy, jakby coś ;3]
[Trudno, że jest wkurzający. Amelka jest nader upierdliwa ze swoim dobrym humorem xD Mam tylko pytanie, czy może nie mogłaby u Rainharta jakiejś pracy szukać czy coś w tym guście? W firmie, czy chociaż sprzątać od czadu do czasu. O albo być nową opiekunką tego dziecka Rainhearta...]
[Dobrze, niech więc będzie jakiś bal charytatywny ;)]
Czarna limuzyna marki Mercedes - Benz podjechała pod salę należącą do eleganckiej restauracji, która zawsze udostępnia, oczywiście za słoną opłatą, miejsce na rożnego rodzaju bankiety, bale czy innego rodzaju spotkania wyższej klasy. Ramona, jako właścicielka Lohren Industry, kobieta z niepodważalnym autorytetem i wyjątkową klasą, nie uważała, że spóźnienia są w modzie, z pewnością nie brytyjskiej. Ubrana w długą, białą suknię z rozcięciem prawie po koniec ud, w ręku trzymając swoją ulubioną, czarną kopertówkę, wyszła z samochodu, kiedy szofer otworzył jej drzwi. Uśmiechnęła się widząc z jaką przesadą tym razem wyskoczyli gospodarze dzisiejszego balu. Pewnym krokiem ruszyła przed siebie, co chwilę zatrzymując się, by odpowiedzieć na powitania kilku osób znanych z branży, w której była tak zwanym rekinem. Nie poświęciła im jednak wiele czasu, chcąc jak najszybciej znaleźć się wewnątrz budynku. Sala jak zawsze wyglądała olśniewająco. Ramona odrzuciła jasne pukle włosów na plecy, chcąc tym samym odsłonić twarz i smukłe ramiona. Jeden z pracowników obsługi podszedł do niej i gestem ręki wskazał stolik przy którym zarezerwowano miejsce własnie dla niej. Z subtelnym, nie przesadnym uśmiechem, usiadła między ludźmi, których znała a to z widzenia, a to z innym spotkań tego rodzaju. Spojrzała po ich twarzach i na chwilę zatrzymała się na jednej, męskiej. Naprzeciw niej siedział Brytyjczyk, którego poznała jeszcze kiedy mieszkała w Anglii. W myślach przyznała, że mijające lata nie były dla niego problemem, ba wyglądał jeszcze lepiej niż przy ich ostatnim spotkaniu. Zaszczyciła go więc tajemniczym uśmiechem i wdała się w konwersację z siedzącą obok niej kobietą, założycielką domu mody, od której często zamawiała kreacje.
{Dzień dobry ;) Widzę, że Sashka i Reinhart są z całkiem dwóch różnych światów, może jakoś to wykorzystamy i stworzymy coś nietypowego?}
[aja chcę wąta z reinhartem. tylko mam zero pomysłów, bu :(]
Prześlij komentarz