LISTA POSTÓW

piątek, 30 listopada 2012

Jam jest Gaspard.


Dawniej powiedziałbym o sobie tak:

Tak! To właśnie ja… Kiedy moja młodsza siostra marudzi z samego rana. Co za optymistyczne stworzonko! Nie żebym narzekał… skądże… ale czy ona nigdy nie śpi?! Zaraz… kim właściwie jestem? Oto Ja, Gaspard Jean Morel, dwudziestotrzyletni student architektury, pierworodny rodu Morel i czarna owca w rodzinie. Może zapytacie dlaczego? Też chciałbym wiedzieć.  Ale jak to było od początku…


Już w tym miejscu trzeba zaznaczyć pewne zmiany: przede wszystkim czas nie stoi w miejscu. Nadal studiuję architekturę, ale przeniosłem się na zaoczne. Pracuję. Kto by w to uwierzył? Na pewno nie ja, gdyby ktoś zapytał o to pół roku temu.


Pewnego pięknego poranka, dnia pierwszego roku osiemdziesiątego dziewiątego przyszedł na świat mały, uroczy chłopiec, który już od pierwszej chwili wiedział, że cały glob to duży plac zabaw.  Jacyś dziwni ludzie, poważni i bez poczucia humoru kazali mu nazywać się mamą i tatą… byli nudni. Tak spędził dwa lata poznając otoczenie i zabawki, aż pojawiła się w jego życiu mała osóbka, którą dorośli nazywali „siostrą”. Amelie, gdyż właśnie tak miała na imię, okazała się o wiele ciekawsza niż pozostali ludzie.  Od chwili gdy zaczęła raczkować zaczęła się prawdziwa zabawa!
Tak upłynęło kilka lat. Dorastaliśmy wśród zabawy i mniej przyjemnych zajęć jak kolacje z rodzicami. Oczywiście stawałem się coraz bardziej przystojny… czy ktoś śmiałby w to wątpić? Ale i mojej malutkiej siostrzyczce nie poskąpiono urody. Nie mogliśmy się tym cieszyć wystarczająco, ponieważ rodziciele dbali o to, żebyśmy nie mieli zbyt wiele czasu. Grałem na pianinie, potem gitarze, poświęciłem się siatkówce… na jakieś dwa lata, w między czasie pracowałem nad niemieckim, angielskim i holenderskim. Ojciec coraz bardziej naciskał na moje obowiązki i powinność kontynuowania tradycji prawniczej, a ja tymczasem… wolałem matematykę od historii i trochę interesowałem się rysunkiem… Ale przede wszystkim zabawą. W ten sposób poszedłem na architekturę, a moje życie w domu przemieniło się w piekło. Powoli, ale z niezwykłą konsekwencją ojciec wprowadzał swój sprytny plan ukazania mi jakim jestem darmozjadem aż… spakowałem walizki, pogłaskałem po głowie siostrę i wyjechałem. I oto jestem. Ja. Tu. A konkretnie w Amsterdamie.  Z dala od szalone ojca i matki, która nigdy mnie nie zrozumiała.  Ojciec próbował jeszcze mnie nawracać, ale odpowiedź z mojej strony była prosta i nawet do jego ograniczonego umysłu dotarła.

Choć początki nie były proste, w końcu jakoś ułożyłem sobie życie. Z drobną i sekretną pomocą jednej z nielicznych rozumnych istot (ukochaną staruszką o zacnym tytule „babcia”), wynająłem mieszkanie i znalazłem pracę tymczasową. Teraz studiuję i dorabiam, a do tego mam dużo czasu na zabawę, z której nie potrafiłem zrezygnować. Holandia sprzyja zabawie… bardzo. Tu się coś zapali, tam wypali, gdzieś zapije i jakoś się dalej karuzela kręci. Tak było dłuższy czas aż… u mych drzwi zjawił się pewien niespodziewany lokator. Siostra. Nie narzekam. Dobrze mieć ją blisko, bo wiem, że rodzice jej nie zepsują. Mam na nią zły wpływ? Ja? Chyba żartujesz. Wracając jednak do tematu… Aaa… wiem! A więc dobre dziecko nie studiuje prawa. Jest grzeczna i pomocna… szczególnie przed wypłatą.  Tylko często nie potrzebnie budzi… kto wstaje przed południem? Absurd! Mam funkcjonować razem ze słońcem? Przecież to wbrew prawu!

To niby się nie zmieniło. Z resztą jak miałoby? Skoro to przeszłość to przeszłość. Dzieło dokonane. Nieco inaczej widzę teraz świat, ale o tym opowiem kiedy indziej. Jedyne co, to Amelie już wieki ze mną nie mieszka. Ma swoje życie. Nieczęsto się widujemy. Chyba dorosła wcześniej niż ja. 


Co jeszcze powinienem powiedzieć o sobie poza tym, że jestem oczywiście ideałem bez wad? No… że lubię piękne panie i wesołe charaktery. Interesuję się… leżeniem, poduszką i materacem. Ewentualnie czegoś słucham, pobrzękuję i gram w siatkę… zdarza mi się towarzyszyć siostrze w ćwiczeniach, o ile wykonuje je o przyzwoitej porze.

Niestety nie mam już czasu na te jakże cudowne zainteresowania. Czy za nimi tęsknię? Czasami. Ale też mam nieco inne cele i marzenia. Niektóre nawet całkiem nieoczekiwane. 

Są też wydarzenia o których lepiej nie pamiętać… Zapowiadam oficjalnie nie jestem gejem! A niech sobie homo żyją i chodzą po świecie, ale to:

To FOTOMONTAŻ!!! 
Żeby mnie o nic nie posądzać! Ja zawsze pamiętam co się ze mną działo na imprezie! Jestem całkiem świadomy swoich czynów! Nikt nie powinien posądzać mnie o niegodne zachowanie!
Swoją drogą....Widział ktoś moją kartę debetową?

O tym na prawdę nie chcę pamiętać. 

Oczywiście jestem towarzyski, rozsądny i w ogóle boski. Nikt w to nie może wątpić. Mam wielkie plany na przyszłość... tylko jeszcze sobie tego nie uświadomiłem. Ale na pewno... kiedyś... coś... wreszcie wymyślę. Póki co żyję! Czyż to nie wystarczy?
A! Jeszcze jedno. Niektórzy twierdzą, że jestem nieco leniwy, ale to prawdopodobnie pomówienie. Na pewno. Tak. Myślę. Chyba. Koniec. Kropka. Już. Stop. Fuck...

W tym miejscu nie wiem, co powiedzieć. Może coś o zmianach, jakie zaszły w moim życiu. Nie lubię o tym mówić. Na prawdę. Ale chyba powinienem. To nie jest specjalnie długa historia, ale dla mnie ważna.



Spędziłem miesiąc we Francji. Odwiedzałem znajomych, załatwiałem różne sprawy, trochę imprezowałem. Czyli wszystko w normie. Wracaliśmy z kumplem do jego mieszkania po piwku z ludźmi ze szkoły. Wszystko fajnie i tak dalej. Pamiętam jak mignęło zielone światło. Potem obudziłem się w szpitalu. Spokojnie. Nic poważnego. Lekkie wstrząśnienie mózgu i utrata przytomności. Nic więcej. Kumpel miał tylko złamaną nogę. Luzik. Problem pojawił się w postaci długonogiej blondynki, Tess. Znaliśmy się  powiedzmy... przelotnie. Okazało się, że pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Porozmawialiśmy dłuższą chwilę. Nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą z tego powodu. Za to dowiedziałem się nieco o niej. O sobie. A właściwie o Gai. To trzyletnie stworzenie, którego matką jest Tess. Mała nieco przypomina moją pokręconą siostrę. Chyba mają ze sobą coś wspólnego. Kiedy wyszedłem ze szpitala, Tess zaprosiła mnie do siebie i przedstawiła swoją małą. Wtedy dopiero wspomniała, że mogę być jej ojcem. .Potencjalnym. Z jakiś czterech kandydatów. Oczywiście od razu zażyczyłem sobie badania krwi, ale wiadomo, że ono jedynie może wykluczyć pokrewieństwo. Nie wykluczyło. Poprosiłem o dokładne badanie DNA i wyjechałem po pobraniu próbek. Tess zadzwoniła dwa tygodnie później potwierdzając moje najgorsze oczekiwanie. Że jestem ojcem Gai. Czy panikowałem? Jak chol.era. Dlaczego teraz jestem spokojny? Ponieważ wszystko się jakoś ułożyło. Nie, nie ożenię się z Tess. To byłoby głupie, ponieważ nic nas nie łączy. Nie, nie opiekuję się Gają. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pozwoliłby mi zająć się trzyletnią dziewczynką! Tessa nawet nie chciała kasy. Walnęła kazanie o odpowiedzialności własnej, o tym, że w końcu nie byłem jedyny itd. Właściwie mógłbym zapomnieć o sprawie i żyć dalej. Gdyby nie to, że dzieciak wcisnął mi misia. Wtedy zdecydowałem, że będę ojcem-idiotą na odległość. Czy mi się uda? To się jeszcze okaże.


Tymczasem wróciłem do Amsterdamu. To mój dom i inaczej już o nim myśleć nie potrafię. Pracuję w biurze jako stażysta, studiuję. To wystarcza mi do życia. W wolnych chwilach dorabiam w Muzeum Etnograficznym i te pieniądze przesyłam Tessie. Chcę, żeby kiedyś przyjechała z Gają. Planuję wizyty we Francji. Jestem sentymentalny? Trochę. Ale kogo właściwie to obchodzi?

Czy się jakoś diametralnie zmieniłem? Nie. Nadal jestem boskim Gaspardem, tylko mam w życiu jakiś cel. Nadal lubię napić się, poszaleć i wcale nie planuję celibatu. Po co? Dlaczego miałbym rezygnować z życia? Po prostu jest ktoś, o kim czasem myślę. 

74 komentarze:

Bran pisze...

[Och, jako Gaspcio się zrobił słodki tatuś :D:D Hm... o ile pamiętam, nie zaczynasz. To wymyśl pomysł na moje zaczęcie, o!]

Bran pisze...

Dzień był piękny, jeśli chodzi o powroty. Bo ten piękny, listopadowy dzień był właśnie pierwszym dniem po powrocie Bran na stare śmieci. Wczoraj wróciła z Londynu lżejsza o pogrzeb Mili i rozstanie z Tone'm, jednak nie czuła się źle. Było jej lekko bez żadnych zobowiązań, czuła się znów jak wiatr - lekki i beztroski, bez zmartwień. Wiedziała, że nocą sprawy te ją przygniotą, ale jeszcze był dzień, ładny, niedeszczowy dzień, zamierzała więc przejść się po starych uliczkach i powchłaniać zapach ukochanego miasta.
Mawia się, że kobiety mają jakiś tam dodatkowy zmysł, zwany intuicją. Może to zadziałało tym razem - Bran odwróciła głowę w prawo, akurat w momencie, by dojrzeć kogoś znajomego. Twarz znała, posturę ciała znała, ale za cholerę nie mogła sobie przypomnieć, kto to. Jak on ma na imię? Jak w ogóle...?
Raz kozia dupa, jak zwykła mawiać.
- Cześć? - powiedziała z pytajnikiem na końcu, lekko chwytając mężczyznę za marynarkę, by zwrócić na siebie uwagę. - Cze... - Zamilkła, widząc, że ten rozmawia przez telefon.
Skąd ona go znała, u licha?

Bran pisze...


- Cześć! - zawołała z uśmiechem. - Wyjechałam na chwilę, wróciłam. Nie da się żyć bez tego miasta, ja przynajmniej nie mogę. Jej... O ile pamiętam, na naszym ostatnim spotkaniu daleko stałeś od garniaka! Łał. Poważny się zrobiłeś!
Mówiła tak, jak zwykle, stwierdziła bowiem, że na pewno przed nikim nie udawała kogoś, kim nie jest - innymi słowy, jeśli ją znał, to nie będzie zdziwiony jej zachowaniem. A najwidoczniej znał, skoro znał jej imię. Gorzej byłoby, jeśli okazałoby się, że ów pan zna Bran tylko z widzenia z jakiejś tam imprezy lub przez kolegę koleżanki kuzyna znajomej...
- Mam nadzieję, że Ci w ogóle nie przeszkodziłam?

Angel Evans pisze...

Siedzenie w pudełkach może czasami okazać się niezwykle pasjonujące. Zwłaszcza wtedy, gdy człowiek dokopuje się do rzeczy, które kiedyś, przypadkowo wywalił w kąt, całkowicie zapominając o istnieniu tego czegoś. To może być coś z dzieciństwa, z ostatnich lat, czy może też nawet wczorajszy ogryzek. Chociaż to ostatnie najpewniej wylądowałoby w koszu, bo gdzieżby indziej? W każdym razie, dziewczyna, rozpakowując wszystkie toboły zamieszczone w kartonach, w pewnym momencie natknęła się na zdjęcie. Kiedy, kto je w ogóle zrobił? Przez chwilę wpatrywała się w fotografię... Sama się dziwiła, dlaczego zaczęła się uśmiechać, widząc twarze na jasnozielonym tle. Pokręciła zaraz głową, odłożyła pamiątkę i szybko pomaszerowała do łazienki, żeby wziąć prysznic a potem ubrać się w coś normalnego. Kiedy i to zrobiła, zamknęła mieszkanie na cztery spusty i skierowała się do... mieszkania jednego z członków rodzeństwa Morel. Była podekscytowana, a przede wszystkim ciekawa tego, jak Gaspard zareaguje na jej widok... Nie widzieli się przecież ponad dwa miesiące, a w czasie wyjazdu Angel skontaktowała się z nim może raz. Sprawy związane z Emmanuellem tak ją pochłonęły, że zapomniała o bożym świecie. Teraz jednak chciała odkupić swoje winy.
Będąc już przed drzwiami Gasparda, uśmiechnęła się lekko i zapukała. Oparła się o ścianę obok, tak, że chłopak nie mógłby jej zobaczyć przez wizjer. Z całej siły powstrzymywała śmiech. Zastanawiała się też, co Morel zrobi, gdy zobaczy, że na ulicę wyszła prawie bez makijażu - jedynie oczy miała lekko podkreślone, a usta muśnięte odcieniem ciemniejszej czerwieni. Ot, delikatniej, lecz wciąż angelowato.
Westchnęła bezgłośnie, czekając, aż chłopak otworzy. Miała nadzieję, że jest teraz w mieszkaniu... sam. Ach, jak ona się za nim stęskniła!

Angel Evans pisze...

Emocje tak ją zaczęły rozpierać, że zaczęła cicho tupać nogą w miejscu. Wzdychała i czekała, aż otworzy, choć zrobił to przecież dość szybko. Uśmiechała się delikatnie, a kiedy już go ujrzała, a wcześniej usłyszała jego głos, na twarzy blondynki pojawił się szerokaśny uśmiech od ucha, do ucha. Od razu się odwróciła w jego stronę i nie czekała na nic, tylko przytuliła się do niego mocno i pocałowała w policzek.
- Gasp, tak tęskniłam! - powiedziała wesoło. Taaa... I to mówi osóbka, która jeszcze do niedawna wrogo spoglądała na każdego, kto przechodził obok niej. Ale przecież z nim łączyły ją same dobre relacje. I właśnie - doskonale pamiętała to, jak się nią opiekował. Jak zostawał i od razu po pracy wracał do mieszkania, żeby po prostu z nią siedzieć i mieć ją na oku. Była mu za to cholernie wdzięczna i nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie umiała mu to odpowiednio wynagrodzić. A co jeszcze zrobiła? Zniknęła i do tego w zasadzie nie miała z nim kontaktu... Brawo, tak trzymać! Ale jak już zostało wspomniane wcześniej, musiała to zrobić. Zamknąć jedne drzwi, żeby otworzyć następne. Inaczej się nie dało.
I odniosła sukces. Wreszcie.
A teraz? Teraz chciała żyć tak, jak powinna. I stanąć naprawdę na własnych nogach, a nie opierając się na innych, cudzych, choć przyjaznych. Bo jeśli chciała zrobić coś po swojemu, to musiała całkowicie dorosnąć. Ale... w zasadzie to nie można się całkowicie wyzbyć własnej duszy. Można ją jedynie trochę podrasować.
Westchnęła bezgłośnie, napawając się chwilą. Nawet nie myślała, że naprawdę mogło jej go tak bardzo brakować.

Bran pisze...

Cóż, koniec świata miał być 21 grudnia. Ale odwołali ze względu na Toyotę...
- Nie było mnie jakiś... tydzień, nie więcej, w końcu tutaj studiuję. Nie mogłam sobie studiów rzucić, zwłaszcza, że to był ledwie tydzień, a mam miesiąc nadrabiania... - Bran pokręciła głową. Nie wyglądała jednak, jakby ją przerażała perspektywa dużej ilości nauki. - Taka medycyna. Właściwie, nie mam co robić aktualnie, chodźmy na piwo. Czy cokolwiek, nie wiem, czy nie powinnam teraz zacząć proponować herbaty albo kawy. Może gusta się zmieniły wraz ze strojem?

Angel Evans pisze...

Była sobą, owszem. Ale co z tego? Mogła się odezwać, nawet jeśli nie telefonicznie, to chociaż jednego, głupiego maila napisać. Lecz cóż zrobić, było minęło. Chociaż pewnie wyrzuty sumienia jeszcze przez chwilę sobie w niej ładnie posiedzą... Tak, to była jedna z tych rzeczy, które zostały jej do tej pory. Wyrzuty sumienia.
I dorastanie faktycznie było cholernie trudne. A przynajmniej w jej przypadku. Po tym całym czasie spędzonym w rozjazdach, Amsterdamie, doszło do niej, że chyba jest jedną z niewielu osób (nie licząc ciotki) w swojej rodzinie, która w tak krótkim czasie potrafiła namieszać aż tak bardzo. Sama się dziwiła, jak to zrobiła. Jak widać, ma siłę większą, czy też samozaparcie, niż zdawała sobie z tego sprawę.
Zaśmiała się wesoło, spoglądając na twarz chłopaka.
- Tak, właśnie to mnie do ciebie przyprowadziło - stwierdziła, a następnie kiwnęła głową. Cmoknęła go w policzek jeszcze raz, a potem wreszcie go puściła. Nie chciała go przecież udusić.
Rozejrzała się po mieszkaniu, zrobiła to raczej machinalnie. Może chciała sprawdzić, czy został po niej jakiś ślad? Tylko jaki? To było chyba raczej głupie myślenie. Jednak sam widok znajomych ścian spowodował, że znowu się uśmiechnęła. - Dawno mnie tu nie było... - powiedziała dość cicho. - Chyba aż zbyt długo..- Nagle jej uśmiech zbladł. Dziewczyna spuściła głowę, chwilę później znów zbliżając się do chłopaka. - Przepraszam - mruknęła pod nosem. - Że się nie odzywałam. Jakoś tak... wyszło - skrzywiła się nieznacznie, krzyżując ręce. Westchnęła cicho i zmarszczyła lekko brwi. Kurde, czy naprawdę musiało jej być aż tak głupio?

Angel Evans pisze...

Wyraz jej twarzy się rozpogodził, nawet uśmiechnęła się delikatnie. Potem zdjęła z siebie czarną, skórzaną kurtkę, powiesiła ją na wieszaku i popędziła prosto za chłopakiem. Usiadła przy stole, wpatrując się w jego postać... Musiała przecież nacieszyć oczy po tak długiej przerwie!
- Cieszę się, że się cieszysz - stwierdziła wesoło, zakładając nogę na nogę, a jednym łokciem opierając się o stół. - Wyspowiadać się? Cóż... - zaczęła, rozmyślając, od czego zacząć. Tego wszystkiego nazbierało się naprawdę sporo... W końcu dwa, prawie trzy miesiące robią swoje.
Dziewczyna wstała i rozejrzała się, tym razem po kuchni. - Dobra, będę opowiadać i przy okazji pomogę ci trochę... - stwierdziła, a potem zniknęła na chwilę, by iść umyć ręce. Gdy wróciła, oparła się o blat. - Co mam robić? - spytała, zaczesując włosy do tyłu i zaciągając nieco rękawy niebieskawej bluzy. No proszę, kolejna zmiana! Już nie czarna, ale bardziej kolorowa cześć ubrania. Przy okazji mógł też zauważyć nowy nabytek w postaci tatuażu, który znajdował się na lewym nadgarstku dziewczyny. Były to słowa "Ars Vitae". - Może zacznę od tego, że pierwsze co, to pojechałam prosto do siostry Emmanuella. To w niej znalazłam największe oparcie przez trzy miesiące. Pomagała mi. Zaprzyjaźniłam się też z dziewczyną, która ma brata prawnika. Dzięki niemu udało mi się doprowadzić do rozwodu. Nie było łatwo, w końcu myślałam, że mój mąż nie żyje...- przyznała cicho, przewracając oczami. - Dlatego to wszystko tyle trwało. On sam jednak nie robił większych problemów... Zgodził się na wszystko, ale dopiero po pewnym incydencie... - przygryzła lekko dolną wargę. - No, może źle to ujęłam. Po prostu, mieliśmy oboje dość tych wszystkich prawniczych zobowiązań, przestrzegania wszystkiego jak w zegarku. Poszliśmy do niego, rozmawialiśmy... Tak jak przyjaciele, a nie obcy sobie ludzie. Wiadomo, skoro była tam winnica, to nie obyło się bez wina... - dodała ciszej. - Jakoś tak wyszło, że spędziliśmy ze sobą nic. Nie byłam z tego dumna. Ale to było pewnego rodzaju... pożegnanie? Sama nie wiem. I nic by się nie stało, gdyby nie to, że sprawa się skomplikowała. Obiecał, że nie wspomni o tym całym zajściu ani razu. A jednak zrobił to, przez co nie chcieli dać nam rozwodu - prychnęła, kręcąc głową. - Minął kolejny miesiąc, a ja na wszystkie sposoby szukałam czegoś, co jednak pomogłoby mi przerwać tą całą sytuację. Wreszcie coś zaczęło się ruszać. Pokłóciłam się z nim, ale doszło do rozwodu. Kiedy było po wszystkim, poczułam ogromną ulgę. A on? Życzył mi szczęścia. A potem dodał, że na pewno jeszcze się zobaczymy... - oznajmiła, robiąc usta w dzióbek i patrząc przed siebie.

Anonimowy pisze...

- Ale nie pokażę się z Tobą w knajpie, jeśli będziesz w garniaku. Nie wiem, gdzie mieszkasz, więc... Idziemy Cię przebrać. Gdzie mieszkasz? Daleko?
Brandi ruszyła za nim, a jakże. I tak nie miała zamiaru robić tego dnia nic konkretnego prócz jakichś wieczornych zakupów... I to by było na tyle. Chciała przywitać się z wielkim, cudownym miastem. Choćby piwem w towarzystwie faceta, którego imienia nie mogła sobie przypomnieć.
- Daję sobie radę. Lubię się uczyć, więc nie mam problemu... Poza tym, co to niby normalne życie? Nauka to też normalne życie. W cholerę wkuwania, ale przynajmniej mocniej się bawię.

Angel Evans pisze...

[ Tak btw. dodałam Gasparda do powiązań - w końcu xD powiedz, czy może być, czy coś pozmieniać -> http://amsterdam--college.blogspot.com/2012/03/znajomi-przyjaciele-wrogowie.html ]

- Tak, za sobą... - powtórzyła po nim cicho, uśmiechając się kącikiem ust. Jak to dobrze, że naprawdę było po wszystkim. Nikt nie będzie nękał ani jej, ani rodziny dziewczyny, z czego była niezwykle dumna. Szczerze potrzebowała spokoju, a wcześniej... Nie mogła o tym pomyśleć. Zbyt wiele się w końcu wydarzyło.
Ale na szczęście wszystko się ułożyło.
Była kobieca? O, to ciekawe, bo pewnie Angie sama by na to nie wpadła... Raczej widziała się w innym świetle. No, ale skoro on tak twierdził, to powinna się tylko i wyłącznie z tego cieszyć.
Tymczasem wzięła się za obieranie ziemniaków. Szybko poradziła sobie z pierwszym, potem kolejnym... Miała wprawę. Może to nie było nic niezwykle pasjonującego, ale mieszkając w Diemen miała do czynienia prawie codziennie ze stosem ziemniaków, tak więc ten fach miała w ręku. Mogła iść do wojska, ot co!
- Na jakiś czas? Hm... - zamyśliła się, uśmiechając się zaraz wesoło. - Wiesz, jak już mam własne mieszkanie i sklepik muzyczny, to przydałoby się chyba na trochę tutaj zostać...- mrugnęła do niego wesoło. - No dobra, to teraz ty się spowiadaj! Co się działo przez moją nieobecność? - spytała z zaciekawieniem, spoglądając na chłopaka. Na pewno miał coś do powiedzenia. Czuła to!

Angel Evans pisze...

[ Wiedziaaałam ^^ ]


Słuchała go bardzo uważnie, jednocześnie przygotowując swoją część pracy najlepiej, jak umiała. Może to były tylko ziemniaki... Ale nawet o to mogła się postarać, prawda? Od czegoś trzeba zacząć, nawet od rzeczy błahych... Bo tak naprawdę to diabeł tkwi w szczegółach.
No właśnie...
Słuchała go i słuchała, czasem się uśmiechnęła, a czasem brwi zmrużyła. Zwłaszcza pod koniec, kiedy powiedział jej o tym wstrząsie... Już chciała się nawet odezwać i coś wtrącić, ale późniejsza informacja nieco wytrąciła ją z równowagi. A dokładnie nóż, który trzymała w ręce...
- Co?! - Spojrzała na niego tak, jakby ducha zobaczyła. Jej oczy zrobiły się wielkie, usta lekko otworzyły. Obierała tego ziemniaka, aż w pewnym momencie poczuła, jak taki cholerny ból przechodzi przez środek jej kciuka. Dziewczyna automatycznie odłożyła to, co trzymała, łapiąc się za palec. - O cholera! - powiedziała, widząc krew pojawiającą się na jej dłoniach. I już sama nie wiedziała, do czego bardziej to powiedziała - czy do skaleczenia, czy do tej całej wiadomości.
Cóż, raczej zabijająć go nie miała o co. Po prostu, nie spodziewała się czegoś takiego, a już na pewno nie po Gaspardzie! Owszem, znała jego tryb życia... No ale żeby aż tak? Chociaż, co jej do tego... No ale jednak!
- O fuck... - mruknęła czując, jak nogi robią jej się miękkie. - Że dziecko...? - Ścisnęła mocniej najbardziej bolącą i zakrwawioną część ciała, na chwilę nawet o niej zapominając. Zaraz jednak i to powróciło tak samo jak namnażający się ból. - Masz jakiś bandaż? - spytała nagle, potrząsając głową.

Angel Evans pisze...

Patrzyła na niego prawie że tępo, próbując sobie to poukładać jakoś w głowie... Tylko, cholera, co ją to tak poruszyło?! Aż sama się zdziwiła, bo tak nie zareagowała nawet na wiadomość, że jej własna siostra spodziewa się drugiego dziecka. No, ale wiedziała, że ta kocha dzieci. A on... Zero zobowiązań, a teraz dziecko? Chyba świat zdecydowanie się popieprzył...
Nabrała powietrza w płuca, w ogóle nie protestując. Niech sobie robi z jej ręką co chce, bo ona i tak jest... zamroczona? A nawet nie piła... Dziwne.
- Dziecko? - spytała znowu, nieco trzeźwiej, niż chwilę wcześniej. Tym razem cicho i spokojnie. - Dziewczynka? Ile ma? - potarła policzek dłonią, opierając się o ścianę. Swój wzrok ulokowała na chłopaku, oczekując od niego odpowiedzi.
Skoro myślał, że to teraz tak zostawi, to ewidentnie się mylił.

Angel Evans pisze...

Słuchała dalej uważnie, może aż za uważnie... Spuściła w pewnym momencie wzrok, żeby aż tak nie przypominać jakiegoś sępa spoglądającego na swoją ofiarę.
Spojrzała na palec, kiedy ją poinformował, że jest po wszystkim. Odetchnęła, jednak przymknęła na moment oczy i przygryzła lekko dolną wargę.
- Nie mogliśmy wziąć rozwodu, bo przez tą jedną noc zaszłam... - powiedziała cicho, prawie że szeptem. Tym razem to ona bała się jego spojrzenia, choć znowu nie wiedziała, dlaczego. Może dlatego, że widział ją już w tylu sytuacjach... Pokazała się od najgorszej strony? Wtedy, gdy się nią opiekował... Tak, być może właśnie dlatego.
Oparła się lepiej o blat, kontynuując.
- Mięliśmy jeszcze miesiąc do rozprawy. Akurat za ten miesiąc okazało się, że jestem w ciąży. Dlatego były te komplikacje... Chyba mam idealną wprawę do pieprzenia sobie życia. - Stwierdziła, przełykając ślinę. Chyba zaschło jej w gardle...

Angel Evans pisze...

Poczuła na sobie ciężar jego wzroku, jednak w głębi duszy odczuwała spokój. Samo napięcie sytuacji wytwarzało jakąś dziwną atmosferę, której dziewczyna szczerze nie rozumiała. I nie rozumiała tego, dlaczego ona tak przejęła się jego wiadomością. Kalkulowała różne fakty w głowie, jednak to... Naprawdę niczego już nie pojmowała.
Wzięła jeszcze głęboki wdech, tym razem spoglądając na chłopaka.
- Nie - powiedziała cicho, ale dosadnie. - To znaczy... nie jestem w ciąży - dodała po chwili, zaczesując opadający kosmyk włosów za ucho. Znowu spojrzała w podłogę. - Poroniłam niedługo potem. W padłam w taką panikę, że naszprycowałam się ładnie lekami. Byle jakimi. Tymi, które pierwsze znalazłam w apteczce... - wyszeptała. Nagle oblała ją fala gorąca. Doskonale przecież wtedy zdawała sobie sprawę, jaka będzie reakcja jej organizmu. Przecież zwykły APAP był dla niej szkodliwy, zaraz wracały drgawki i wszystkie inne pierony. I tym bardziej beznadziejnie było jej to mu opowiadać. Bo przecież był z nią właśnie w takich chwilach. - Po raz kolejny myślałam, że tym razem się skończę, ale tak już ostatecznie. Ale jak widać, myliłam się - mruknęła cicho. - On wiedział co się ze mną stało, był przy mnie. Nie chciał, żebym cierpiała dalej, więc załatwił wszystko szybko i sprawnie. Rozwód dostaliśmy już wtedy właściwie od ręki - powiedziała, krzyżując ręce. - Po wszystkim spakowałam się i wyjechałam do Lei, mojej przyjaciółki z Francji. Pomogła mi załatwić wszystkie sprawy związane z kupne mieszkania w Amsterdamie, no i sklepu. Wróciłam dwa dni temu - oznajmiła już spokojniej, a potem umilkła. Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć. Głowę miała dalej spuszczoną, lecz zaraz lekko ją uniosła i spojrzała na chłopaka. - Przepraszam... - szepnęła, czując, jak łzy zaczynają napływać do jej oczu, a potem jedna z nich spłynęła prosto po policzku dziewczyny. Szybko wytarła ją i odwróciła głowę w inną stronę.
Po Angel można by spodziewać się tego, że takie coś jak ciąża, to właściwie nic. Pomimo tego, że nie chciała tego dziecka... Czuła się naprawdę beznadziejnie, gdy je straciła. Chociaż nosiła je w sobie krótko... Ale jednak.

Angel Evans pisze...

Oboje? Przecież jakby nie było, Gaspard jednak tą córkę miał. A Angel... Chyba raczej dobrze się stało, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Byc może to jest tylko jakieś usprawiedliwianie się... Ale co mogła w obecnej sytuacji zrobić? Zadręczanie się faktycznie do niczego nie prowadzi, no, może poza stanem lękowym, czy może depresją. No i na co to by jej było? Czasu nie odwróci, nawet nie chce tego robić. Przeszłość zostawiła w tyle, koniec.
Kiedy do niej podszedł, sama również się do niego przytuliła. Próbowała powstrzymać płacz i nawet jej się udało. O ile nie liczyć tej jednej łezki, która gdzieś tam jeszcze wędrowała po skórze Angel.
- Mam przyjaciół, ale jak widać chyba nie umiem tego docenić... - stwierdziła po chwili. Uniosła głowę, żeby móc spojrzeć mu w twarz. - Tak jak na przykład ciebie. Byłeś przy mnie wtedy, gdy tego najbardziej potrzebowałam. A ja? Nawet nie wiem jak mam ci za to wszystko podziękować... I w dodatku potem znowu doprowadziłam się do takiego samego stanu. To nie jest w porządku, nawet wobec ciebie - pokręciła głową i przymknęła na moment oczy. Słysząc o tym mężu i byciu matką poczuła się dziwnie... Do niedawna była czyjąś żoną, a i tak to wszystko wydawało jej się takie odległe... - Nie potrzebuję tego. Nie chcę męża, ani... Chcę być po prostu szczęśliwa, nic więcej - szepnęła, spoglądając mu w oczy. Potem przez chwilę milczała. Westchnęła bezgłośnie. - Naprawdę tęskniłam - powiedziała cicho. - Dziękuję, że ze mną wtedy byłeś. Nigdy tego nie zapomnę - dodała, a następnie uśmiechnęła się delikatnie. Lecz na chwilę, bo zaraz wyraz jej twarzy ponownie stał się smutny.

Angel Evans pisze...

No i znowu się uśmiechnęła. To chyba dobrze, prawda? W końcu lepiej się śmiac, uśmiechac, niż właśnie smucic. Podobno nawet człowiek bardziej się dotlenia, gdy się śmieje. Chwała zadowolonym z własnego życia!
Oparła się dłońmi o blat, spoglądając na widok zza okna. Potem spojrzeniem wróciła na postac chłopaka, co jakiś czas rozglądając się po pomieszczeniu. Tak... przypomniała sobie, jak się poznali. Ha, kto by wtedy pomyślał, że mogą się zaprzyjaźnić?
Uniosła obie brwi ku górze, uśmiechając się nieco szerzej.
- Wyjść? Pewnie, bardzo chętnie - stwierdziła, krzyżując ręce. Zaraz... Czy oni podczas tej całej swojej znajomości w ogóle gdzieś razem wyszli? Cóż... chyba nie. No więc trzeba nadrobić czas! I to jak najprędzej. - Mnie wszystko jak najbardziej odpowiada. Wiesz, że piję nawet mniej? - Nie wiedziała dlaczego, ale uznała, że to jest chyba nawet dobra wiadomośc. - Wiadomo, nie jestem abstynentką... Ale alkohol nie jest moim stałym źródłem wodopoju - stwierdziła. - Chyba czas zmądrzec - powiedziała, kiwając lekko głową. Jak nie teraz, to kiedy?
Chwilę się nad czymś zastanawiała. Zrobiła usta w dzióbek, milcząc. Potem ponownie na jej twarzy namalował się lekki uśmiech, cała twarz jakby się rozpogodziła.
- Jesteś ojcem. To nie do wiary... - wyszczerzyła się szeroko, a potem zaśmiała wesoło. Schowała twarz za dłońmi, próbując sobie wyobraźic Gasparda w roli kochającego tatuśka. - I trzyletnia dziewczynka. Ładnie nabroiłeś... - przewróciła oczami, wciąż się uśmiechając. - Gaja. Naprawdę ładnie.

Angel Evans pisze...

No tak, jeśli wszystko się zmienia, to oni w różnych dziedzinach życia powinni też być otwarci na te zmiany, na nowe doświadczenia. Po co stać w miejscu? Skoro już się jedne drzwi otworzyło, to warto otworzyć kolejne i następne. Nie trzeba się zatrzymywać - to byłoby bezsensu.
- Ja swojej siostrze też nie powiedziałam o tym wszystkim. Siostrom. To znaczy, jedna wie, co się działo, ale nie wie o tym, że... mogłam mieć dziecko. Chyba wpadłaby w większą panikę niż ja wtedy. Wiesz... Ona jest takim typem, co chce mieć dużą rodzinkę, kochającego męża i domek. Poniekąd udało jej się to... Nie chcę burzyć spokoju Mii. Po co? - wzruszyła ramionami, robiąc usta w kreskę. - Ważne, że każdej z nas jakoś się ułożyło. I że każda jest na swój sposób szczęśliwa - westchnęła. - A w ciebie jak najbardziej wierzę. Skoro udało mi się jednak wyobrazić sobie ciebie, w roli ojca, takiego, co chodzi ze swoją córeczką za rączkę do parku, to... Będzie dobrze. Musi być - mrugnęła do niego, a potem uśmiechnęła się szeroko. - Ale to i tak jest faktycznie dziwne - pokazała mu język. Potem rozejrzała się po blacie. - Pomóc ci jeszcze w czymś? - spytała, spoglądając na chłopaka.- Tak w ogóle, musisz do mnie przyjść! Nowe mieszkanie, prawie nowe życie... Trzeba to oblać!

Angel Evans pisze...

- Wiedziałam, nie mógłbyś... - powiedziała z pełną satysfakcją, poruszając zabawnie brwiami. Podeszła do jednej z szafek, mając nadzieję, że właśnie tam znajdują się wspomniane talerze. Pamiętała jeszcze rozkład kuchni, łazienki, nawet pokoju, w którym mieszkała przez jakiś czas. Skoro nic nie zmieniał, to powinna się tu odnajdować tak dobrze, jak ostatnio. - Jasne, nawet musisz tam wpaść! - powiedziała bez oporów, wyjmując naczynia. Nawet się ucieszyła, że trafiła w odpowiednią szafkę. - To jest taki mały sklepik, mieszczący się w budynku naprzeciwko centrum handlowego, niedaleko uniwersytetu. Jakieś... piętnaście minut stąd - stwierdziła, chwilę się nad tym zastanawiając. - W zasadzie udało mi się w miarę wszystko uprzątnąć. Poprzedni właściciel zostawił wszystko w bardzo dobrym stanie, miał tylko inny rodzaj towaru. Ale kolory i półki sklepowe jak najbardziej mi się przydadzą. Wystarczy tylko wstawić sprzęt i gotowe - stwierdziła z delikatnym uśmiechem. - Jutro mają przyjść płyty, pojutrze sprzęt muzyczny. A potem... a potem będzie otwarcie. Dostaniesz nawet coś gratis. Wybierzesz sobie co będziesz chciał - oznajmiła, rozkładając talerze na stole. Nie pytając, sięgnęła też po sztućce, które również położyła na właściwych miejscach. - Tylko mieszkanie mam całe w pudełkach. I już ciotka zwaliła mi się na głowę... - mruknęła pod nosem, nieznacznie się krzywiąc. - I co gorsze, przyprowadziła tego swojego kota. Wiesz, że podrapał jej twarz, a ona i tak kazała mi go gonić? To jest wariatka - jęknęła, przewracając oczami. - I jeszcze dobiera się do mojego Leosia! Franca, a nie kot... - Oparła się bokiem o stół, sprawdzając, czy czegoś nie zapomniała. No tak, jeszcze muszą w czyś pić! Dziewczyna sunęła wzrokiem po szafkach, chcąc znaleźć tą, w której znajdowały się jakieś kubki. Zmarszczyła lekko brwi, lecz zaraz uśmiechnęła się znowu. Chciała już otworzyć szafkę, ale w tym samym momencie usłyszała dźwięk swojego telefonu. Spojrzała przelotnie na chłopaka, a potem powędrowała po swoją kurtkę, gdzie znajdował się telefon. Odebrała.
- Halo? - zaczęła niezbyt entuzjastycznie, widząc, kto dzwoni. Ciotka, jakżeby inaczej. - Nie, ciociu, nie wejdziesz do mieszkania. Nie, fikusa nie ma. Nie, nie jest na balkonie... No a gdzie ma być, dozorca go wywalił! A co miał robić z rozwaloną doniczką?! Ciociu, ciesz się, że tej kobiecie twoja roślinka na łeb nie spadła! - warknęła, czując, jak krew zaczyna ją zalewać. - NIE! Nie będziesz wpuszczała tego debila do mojego mieszkania...! CO?! Ty chyba sobie żartujesz! - Ton głosu dziewczyny wyraźnie się podniósł. Chodziła nerwowo wzdłuż korytarza, aż w końcu weszła do kuchni. - CIOCIU! Żadnych, słyszysz? ŻADNYCH RANDEK w moim mieszkaniu! Co?! Że CO?! Nawet mnie nie wkur... DO WIDZENIA! - powiedziała głośno, natychmiast się rozłączając. Włożyła telefon do kieszeni spodni, próbując opanować nerwy. No ale nie dało się! - Ty wiesz, co ona zrobiła?! Przyprowadziła jakiegoś kandydata pod moje drzwi, powiedziała, że to jest jej mieszkanie, ale zapomniała kluczy, bo ja jej wzięłam! I że niby jej sama zalałam swoje, czyli jej prawdziwe mieszkanie. Nawet nie chcę wiedzieć, co ona chciała tam robić... - pokręciła głową, chowając twarz za dłońmi. - Ręce mi, cholera, opadają...

Brandi pisze...

- Myślę - udała, że się zastanawia - że powinieneś mieć różową koszulkę z Myszką Miki. I zielone spodnie. I różowe sznurówki.
Szła za nim, ciągle usiłując sobie przypomnieć jego imię. Coś się jej kojarzyło to z imprezą u Belli, wielkiej fanki Zmierzchu... imprezą, na której coś głupiego zrobiła, pamiętała, że coś z facetem w ramach poznawania życia... Czy to mógł być on? Mógł, ale przecież była pijana. Nie pamiętała, czy to był on.
- Wiem, o co chodzi. Ale ja się uczę, bo lubię to. Lubię się uczyć nowych rzeczy, ot... Takie małe zboczenie, powiedzmy. Jak wiesz, jak działa Twój organizm, możesz wycisnąć z niego jeszcze więcej i jeszcze więcej, a to jest świetne.

Angel Evans pisze...

[ E tam, jaki to esej... Wczoraj tak się rozpisałam, że blogspot nie chciał mi przyjąć komentarza ;/ Musiałam go rozłożyć na dwie części xD Dzisiaj? No właśnie, a jak egzamin? ]

- To jest jakaś diablica, gorsza ode mnie - stwierdziła, kręcąc lekko głową. A potem się zaśmiała. Najnormalniej w świecie się zaśmiała, bo już wiedziała, co zrobić może ciotka, kiedy się uprze. - Tak, a potem ciotka pomyśli, że zginęłam... Chociaż... Ty tak na serio? - spytała, unosząc jedną brew i wpatrując się w chłopaka. W zasadzie to był nawet niezły pomysł. Wiadomo, że ciotka wróci. Bo ciotka jest jak ten cholerny bumerang. Zawsze wraca. No, ale jeśli teraz się chociaż troszeczkę upokorzy, to może się obrazi i aż tak szybko do niej nie przylezie... Taaak, niecny plan!
Z ogromnym uśmiechem na twarzy usiadła przy stole, rozkoszując się wonią potrawy. Może to było i zwykłe danie, ale kto powiedział, że te najzwyklejsze nie są najsmaczniejsze? Angel w domu rodzinnym nie miała jakichś super extra posiłków. Nie to, żeby byli biedni, ale po prostu - jako rodzina bardziej farmerska, większość domowników potrzebowała dobrze zjeść. A byle homarem to raczej by żołądków nie zapełnili. Zresztą, każdy ma inne upodobania, o!
- Ładnie pachnie... I wiesz co? Chyba jednak zostanę dzisiaj na noc. To jedzenie zdecydowanie mnie przekonuje... - zaśmiała się wesoło, opierając łokcie o stół, a twarz o dłonie. - No i przy okazji przypomnisz sobie, jak to jest mieć mnie za współlokatorkę. Zaraz! - Zrobiła wielkie oczy, nieco osuwając się na krześle. - Przecież Leo jest w domu sam. On się zagłodzi! Ale jak wrócę... A ona będzie tam koczować (co jest bardzo, baaaardzo możliwe), to będę miała niezłą awanturę - westchnęła, krzywiąc się. - No i co teraz? Masz jakieś pomysły? - spytała, patrząc na Gasparda.

Bran pisze...

PRZYPOMNIAŁA SOBIE!
- Wiem, kim jesteś! - zawołała nagle, wpatrując się w Gaspcia szeroko otwartymi oczami i mierząc w niego palcem. - Gaspard, pamiętam! Lizaliśmy się pod prysznicem u Belli, tak!
Jakaś wiekowa pani, która szła obok, wielce się obruszyła. Bran jednak nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi.
- Cholera, wiesz? Zapomniałam, skąd Cię znam i jak się nazywasz. Ale mnie olśniło, uśmiechasz się tak, jak wtedy. No... Fioletowe okulary, tak nawiasem, mogą być. I czemu niby masochizm? Jestem ciekawa świata, to nic wielkiego.

Angel Evans pisze...

[ Ja się właśnie zabieram za zaległości z tygodnia -,- Nie mogliby z okazji zbliżających się Mikołajek dać ludziom więcej wytchnienia? xD ]

- Na trzecim... - powiedziała od razu, spoglądając na niego nieco niepewnie. Potem słysząc o policji, zrobiła oczy wielkie jak dwie patelnie, nieco się prostując. - Rany, wolałabym tego uniknąc! Mieszkam tam dopiero dwa dni, a tu już policja? I tak wczoraj ledwo co nie zabiłam jakiejś kobiety doniczką. Ciotka kupiła mi fikusa, ale okazało się, że jestem na niego uczulona... Wystawiłam go na balkon, a on wtedy bum, poleciał prosto na dół. Nikt by pewnie nie zwrócił na to większej uwagi... Ale kiedy wyszłam, żeby sprawdzic, czy nic się tej kobiecie nie stało, ciotka również wyjrzała z balkonu, a potem zaczęła wydawac jakieś odgłosy tak głośno, że aż sąsiedzi się zainteresowali. Jak teraz zadzwonię po policję, to dopiero będzie masakra! - jęknęła, opierając głowę o ścianę i patrząc w sufit. - Trzeba znaleźć inne wyjście - stwierdziła, przysuwając się do stołu. Przez chwilę milczała, starając się wymyślic jakiś sposób, gdzie nikt by nie ucierpiał, a dziewczyna spokojnie dostałaby się do mieszkania. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy, więc tylko mruknęła cicho i z powrotem przysunęła się do stołu. - A właśnie, ona tam przyszła jeszcze ze swoim kotem - dodała, spoglądając na chłopaka.

Bran pisze...

- Nie jesteś nudny. Po prostu... Wydaje mi się, że nie mieliśmy jak porozmawiać o etyce medycyny pod prysznicem... - powiedziała z uśmiechem, patrząc na niego. - Swoją drogą, nigdy Cię nie przeprosiłam za tamto. Zachowałam się trochę jak świnia. Nie, bardzo jak świnia.
Och, źle trafił, bo przecież Bran była lesbą. Mogła się obrazić. Z drugiej jednak strony, zwykle na ludzie podchodziła do wielu spraw - i jedną z nich, w sumie, były poglądy innych ludzi. Miała w nosie, co kto o niej myśli, co myśli o danych sprawach. Ważne, by dało się z tą osobą pogadać.
- Chciałam Cię zabrać do baru dla gejów, może byś sobie kogoś znalazł - powiedziała szczerząc swe kiełki. - Ale możemy iść do zwykłej knajpki. Chociaż tam nie możesz się tak ubrać.

Angel Evans pisze...

[ U mnie to raczej klasa maturalna, ale tyle roboty że.. no. Tylko do sesji? haha, to ja już nawet wiem, że do sesji to będzie ładny zapieprz xD nawet dużo ładniejszy niż teraz, bo teraz to jeszcze mogę się poobijać... czasami ;D ]

Uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na chłopaka, a potem biorąc do ust pierwszy kęs. I już musiała przyznać, że było dobre, a nawet bardzo dobre. Tak, na pewno będzie go bardzo często odwiedzać... Lub zapraszać do siebie. W końcu jak będzie wygodniej?
- Powtórka z rozrywki? - zaśmiała się cicho, przypominając sobie bliskie spotkanie z ciotką w parku. Wtedy im się udało... Czy teraz też by przeszło? Cioteczka jak na swoje lata miała pamięć do twarzy... Jednak to była dość... chyba nietypowa sytuacja. Może o tym wszystkim zapomniała? - Christie mógłby przekonać tylko jeden fakt - zaczęła, zajadając się ziemniakami. - Skoro siedzi przed moimi drzwiami, ma do tego kota i jeszcze jakiegoś faceta pod ręką, to prędzej puści go wolno, a będzie na mnie czekać. Raz już tak zrobiła. I naprawdę się dziwię, skoro tyle razy narzekała, że nikogo nie może sobie znaleźć do łóżka - wzruszyła ramionami. - Ja rozumiem, że kiedyś była "niezłą dziunią", ale jej się chyba nadal wydaje, że wszyscy mężczyźni powinni tylko czekać aż któregoś wybierze i łaskawie... Nie, nie będę tego kończyć - stwierdziła, czując obrzydzenie spowodowane własną wyobraźnią. Zabrała się za to intensywniej za jedzenie, które powoli w coraz większych ilościach znikało z jej talerza. - A wracając, ciotkę mogłaby przekonać tylko jedna rzecz... Wiesz, skoro jest uczulona na tym jednym, wiadomym punkcie, to... Przekonałabym ją tylko wtedy, gdybym wręcz jej powiedziała, że sama przyprowadziłam sobie kogoś - wyszczerzyła się diabolicznie, poruszając zabawnie brwiami. - Wtedy na pewno wpuściłaby mnie do mieszkania. Innej szansy nie widzę - wzruszyła ramionami.

Angel Evans pisze...

[ Współczuję. Ja teraz po prostu czekam na święta xD ]

- W to nie wątpię... - mruknęła z rozbawieniem, powstrzymując śmiech. W końcu po tych wszystkich opowieściach dziewczyna sama też zaczęła co nieco zauważać.
Wpakowała sobie do ust ostatnie kęsy posiłku, uśmiechając się kącikami ust. Kiedy przełknęła, uśmiechnęła się nieco szerzej. - Oświadczam ci, że na pewno będę przychodzić do ciebie baaaardzo często. Zwykle w porach obiadowych - oznajmiła wesoło, poprawiając się na krześle, a raczej nieco na nim zjeżdżając. Poczuła, że coś w kieszeni jej spodni wibruje... No tak, przecież to pewnie znowu ciotka dzwoni. Wyjęła telefon, a spoglądając na wyświetlacz przewróciła oczami. Odrzuciła połączenie.
- Wydaje mi się, że ona prędko nie da za wygraną - stwierdziła, kładąc urządzenie na stole, które po chwili zaczęło znowu wibrować. Angel zrobiła usta w kreskę i odebrała. - Halo... Co? Ciociu, zostaw sąsiadkę! Ciebie chyba naprawdę pogrzało... - mruknęła, kręcąc głową i przejeżdżając dłonią po twarzy. - Nie, jestem zajęta... Jestem z kimś! - powiedziała wreszcie, spoglądając tym razem na chłopaka. Nagle w telefonie zapadła cisza. No, tego to się nie spodziewała. - Ciociu... żyjesz? - spytała niepewnie. Moment później rozległ się straszny wrzask. Panna Evans aż upuściła telefon z dłoni, a bojąc się go podnieść, po prostu siedziała i nasłuchiwała. Mrugnęła kilkakrotnie, łapiąc się za głowę.
- PRZYJEŻDŻAJ TU NATYCHMIAST!!! - ryknęła ciotka najgłośniej jak potrafiła. Dziewczyna wystraszyła się nie na żarty. A jak naprawdę się coś stało?
Chciała jeszcze spytać, o co chodzi, ale nie zdążyła, bo ciotka się rozłączyła. Blondynka sięgnęła po telefon i wstała.
- Jasna cholera! - warknęła, nie wiedząc, co robić. - Muszę tam iść... Co ona znowu wymyśliła?! Chyba nic sobie nie zrobiła... - powiedziała cicho, marszcząc brwi.

Angel Evans pisze...

[ Wiesz co... nawet nie wiem Oo w głowie teraz głównie siedzi mi myśl, że po nowym roku idę tylko chyba tydzień, czy dwa do szkoły i potem mam ferie, a potem studniówkę XD Ale chyba tak, wydaje mi się, że też będę mieć 2 tygodnie <3 ]

Spojrzała na niego, wciąż nie mając zielonego pojęcia, co wymyśliła Christie. Bo jeśli spadła ze schodów... Była tam sąsiadka, czy jej się przesłyszało? Jeśli tak, to chyba powinna pomóc starej babinie. No, jeśli ją nie wkurzyła, bo jak tak, to staruszka mogła sobie teraz siedzieć na schodach, czy Bóg wie gdzie i umierać... Nie, stop! Nie można tak myśleć!
Dziewczyna pokręciła głową, a potem poszła szybko po swoją kurtkę, ubrała ją i niemalże wybiegła z mieszkania chłopaka.
- To jest jakieś dziesięć, może siedem minut stąd piechotą - stwierdziła, przypominając sobie drogę. - A jak się połamała...? - spytała z przerażeniem, nerwowo przygryzając dolną wargę. - Trzeba było dać jej te klucze.... - mruknęła, będąc zła na siebie. Chociaż, czy miała powód? Ach, no tak. Wyrzuty sumienia!

Bran pisze...

Ha! Wiedziała, że całuje nieźle, wiedziała, że pieprzy nieźle, choć on akurat tego nie mógł doświadczyć - słyszała to nieraz. Zwłaszcza od kilku osób, z którymi robiła to regularnie. Teraz zaś... cóż... kilkumiesięczna posucha, która wcale a wcale jej nie przeszkadzała. Mogła odsapnąć.
- Nie mam problemów ze striptizerniami, chociaż muszę przyznać, że bywam tam ostatnio zbyt często - powiedziała Bran, uśmiechając się. Nie zamierzała rezygnować; podobało się jej to, że ktoś dla niej tańczy. Nawet, jeśli osoby nie były zbyt piękne czy urodziwe. I że robiły to dla kasy. Taniec na rurze był naprawdę... fajnym urozmaiceniem życia. - Ale będzie którykolwiek czynny już teraz?

Angel Evans pisze...

[ Pierwsza, pierwsza ;D Taaaa... za to później czeka mnie druga matura próbna i sama matura, której wręcz nie mogę się doczekać -,- ale za to potem będzie tyyyle wolnego <3 ]

No właściwie... Chyba ktoś połamany nie szukałby telefonu. O ile nie jest się taką zdolną do wszystkiego ciotką.
Angel wzięła głęboki wdech, rozglądając się dookoła. Pokręciła głową, widząc swoje osiedle.
- Nie, to już tu - stwierdziła, wskazując palcem jeden z niedawno wybudowanych bloków. - Chodź - powiedziała, a potem przyspieszyła krok. Gdy znaleźli się na klatce schodowej nasłuchiwała, czy ktoś jęczy, albo wydaje inne tego typu odgłosy. Zaniepokoiła się, ponieważ wszędzie panowała cisza. - Nie podoba mi się to - stwierdziła, idąc po schodach. W pewnym momencie rozległo się donośnie miauczenie. Blondynka spojrzała na chłopaka, następnie biegnąc w stronę drzwi do własnego mieszkania. Lekko zdyszana złapała się barierki, widząc ciotkę. Całą i zdrową. Co robiła?
Pani Christie siedziała sobie z wyciągniętymi nogami na wycieraczce panny Evans, z miną obrażonego buldoga wpatrując się w drzwi przed sobą i machając stopami na prawo i lewo. Ręce miała skrzyżowane, ale przyciskała do siebie kota, który najwyraźniej chciał się wyrwać z jej uścisku. Zauważając wreszcie dziewczynę, ciotka uniosła nieco głowę.
- No, wreszcie. Nie dało się szybciej? - mruknęła, unosząc nieco brwi. Pochyliła głowę bardziej, przyglądając się tym razem chłopakowi. Angel poczuła, że zalewa ją wściekłość.
- CZY TY JUŻ CAŁKOWICIE NA ŁEB UPADŁAŚ? - warknęła, ściskając pięści. A cioteczka, nie zmieniając wyrazu twarzy, tylko wzruszyła ramionami.
- Dasz mi te klucze? - spytała całkiem spokojnie. Dziewczyna spojrzała na chłopaka, biorąc wdech.
- Trzymaj mnie, bo zaraz jej coś zrobię...! - mruknęła, ostatecznie łapiąc się barierki i ściskając szczęki. Ciotka się dalej na nią tępo patrzyła.
- No dasz? Inaczej się stąd nie ruszę - powiedziała już nieco zniecierpliwiona. Blondynka nie odpowiedziała. Z całej siły hamowała się, żeby czegoś jej nie zrobić. Ciotka, nie widząc odzewu z jej strony, krzyknęła:
- Dawaj! - W tym samym momencie z naprzeciwka wyszła sąsiadka podminowana całą tą sytuacją. Zbliżyła się do dziewczyny.
- Nie znamy się, nie chcę się wtrącać, ale jak może pani zostawiać babcię samą i w dodatku zabierać jej klucze do domu? Tak się starszych ludzi nie traktuje! - powiedziała oschle. Ciotka, na słowo "babciu", aż się oburzyła. Wstała, ale zanim coś zdążyła zrobić, Evans wystartowała.
- TO JEST WARIATKA, NIE MOJA BABCIA! - krzyknęła.
- No patrz pani, jeszcze się buntuje! Pusta małolata...- mruknęła ciotka, przekraczając w ten sposób granice blondynki. Evans puściła barierkę, by zaatakować ciotkę.
Ma ktoś popcorn?

Angel Evans pisze...

[ Mam nadzieję, bo jak na razie to się przeraziłam po tej pierwszej próbnej ;/ Jakaś masakra, a podobno i tak mieliśmy jedną z najłatwiejszych matur, jeśli chodzi o matematykę... Wolę się nie wypowiadać o polskim, bo, na szczęście, nie napisałam może, że Izabela Łęcka to prostytutka, ale epokę w wierszach Tuwima przekręciłam tak, że gorzej się nie dało X.X ]

Dziewczyna resztkami sił cofnęła się o dwa stopnie. A kiedy on wkroczył od akcji... Cóż, stała i nawet usta jej się w pewnym momencie otworzyły. No tak, dziecko prawników.
A cioteczka? Niezbyt wiele sobie z tego zrobiła. Patrzyła na niego, jak na dziecko specjalnej troski, czasami spoglądając to na dziewczynę, to na sąsiadkę, która, w przeciwieństwie do Christie, wolała iść spokojnie do mieszkania i zapomnieć o całej tej sytuacji. Ciotka jedynie westchnęła, wywracając oczami.
- Tia, już? - spytała, kiedy skończył. Dziewczyna myśląc, że jakoś ją przekonał, najpierw się ucieszyła, potem opadła na schody. Usiadła, opierając się plecami o barierkę, a potem schowała twarz w dłoniach. Za co?!
Ciotka popatrzyła na nią, potem na Gasparda. - Wiesz co z nią jest nie tak? Bo ja nie. To ja już dwa razy potrafiłam sobie faceta znaleźć, a ta jeszcze nic. Kochana, niedługo zaschniesz jak patelnia zostawiona na słońcu bez oleju! - powiedziała, kręcąc głową. Angel próbowała się wyłączyć. Ups, chyba się nie udało. Po prostu nie zwracała uwagi na ciotkę, tylko siedziała i patrzyła się w ścianę. Nie słuchać, nie słuchać!
Kot ciotki zaczął miauczeć ponownie. Kręcił się i wiercił na ramionach swojej właścicielki, która wciąż stała przy drzwiach. - A tak właściwie, to kim ty jesteś? - spytała staruszka, przyglądając się Gaspardowi.

Angel Evans pisze...

[ No właśnie - przerażające wyniki. No... to mam nadzieję, że tak będzie i w moim przypadku, chociaż nie jestem jeszcze pewna, na jaki kierunek pójdę ;/ Ale maturę przydałoby się dobrze napisać xD ]

Angel szczerze zdziwiło jego zachowanie, chociaż nie powinno. Jednak po tym wszystkim co zrobiła ciotka była chyba zbyt oszołomiona, żeby wszystko zebrać do kupy. Ale za chwilę się otrząsnęła, a zwłaszcza wtedy, gdy zadzwonił na policję. No przecież mu zabroniła!
Próbowała jakoś zabrać mu telefon... Jak się okazało - nieskutecznie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Oby tylko ta sąsiada nie spoglądała teraz na nich przez wizjer, bo ciekawie i sympatycznie raczej nie będzie.
Nastąpił jednak przełom.
Ciotka, całkowicie nieprzygotowana na taki obrót akcji (jakim było to całe "skarbie"), najpierw otworzyła oczy szeroko, potem, raczej nieświadomie, przycisnęła do siebie kota tak mocno, że aż biedak prawie wypluł wnętrzności. Blondynka schowała się za chłopakiem, ratując tym samym siebie przez pazurami Whiskasa, a ciotka... Czym prędzej udała się w kierunku schodów.
- Dobra, to ja się będę zbierać - oznajmiła, niemalże zbiegając po schodach. Evans nie mogła w to uwierzyć! Ale zaraz, co z policją? Jednak teraz wolała tylko wejść do mieszkania i zniknąć z pola widzenia ciotki. Podeszła szybko do drzwi, otworzyła je, a potem złapała za rękę chłopaka, wciągając go za sobą do środka. Przekręciła klucz w drzwiach. Ha, no i kto się teraz uśmieje?
Odetchnęła z ulgą, opierając się o drzwi wejściowe. Spojrzała na niego z ogromną wdzięcznością, a potem rzuciła mu się na szyję. Bye, bye, Christie!
Nie, zaraz. Ktoś puka do drzwi.
- Młoda, gumki masz po prawej stronie koło czajnika, blisko cukierniczki - powiedziała dość głośno ciotka, a potem się oddaliła. Angel przymknęła powieki, próbując sobie wmówić, że to był tylko sen.

Angel Evans pisze...

[ Mam nadzieję. Inaczej po mnie xD]

Dziewczynie ręce całkowicie opadły. Patrzyła na niego, wzrokiem błagając co najmniej o litość. Przecież ciotka już taka jest!
- Gaspard... - jęknęła, osuwając się po ścianie na podłogę. Przypominała teraz tego kociaka ze Shreka w momencie, gdy robił swoje słodkie oczka. - Co Ty... - mruknęła. No ładnie. Niech się teraz tylko jeszcze rodzinka dowie, że cioteczka została zgłoszona na policję. Wyklną ją całkowicie! Już i tak jest czarną owcą w rodzinie. A teraz jeszcze to...
Miała ochotę się rozpłakać. Naprawdę nie miała już siły, żeby ciągle szarpać się z ciotką. Mogła chyba już jedynie czekać, kiedy ta przyleci do niej i zrobi jej jeszcze większą awanturę, a potem rozdzwoni się po wszystkich, zaczynając od Mii, ojca Angel, Dorothy, na babce dziewczyny kończąc. Nieładnie.
Blondynka zdjęła kurtkę, ale nie wstała. Zacisnęła wargi, podciągając pod siebie nogi i o kolana opierając czoło.
- Mia mnie zabije - mruknęła, chcąc zapomnieć o tym, że w ogóle istnieje.

Brandi pisze...

- Ja nie jestem marudna! Ja nigdy nie jestem marudna! - zawołała Brandi, wchodząc do mieszkania. - Ubierz się w co chcesz, byleby nie było Ci zimno i bylebyś nie wyglądał na prezesa. To zniszczyłoby mi reputację - dodała dramatycznie.
Na propozycję jedzenia pokiwała ochoczo głową. Nigdy nie miała nic przeciwko jedzeniu.
- A co mi zaproponujesz do wszamania?

Angel Evans pisze...

[ O tyle dobre jest to, że ja panikuję przed maturą, a jak siedzę na egzaminie, to już nie xD ]

Uniosła nieco głowę, spoglądając na niego. Nawet się uśmiechnęła. Taaak, ciotka owinięta w kaftan bezpieczeństwa. Coś pięknego!
Zaraz jednak znowu posmutniała.
- Zacznie mi wypominać, że to przeze mnie moja siostra musiała wtedy wyjechać... Ale ona jest już przecież szczęśliwa. Mieszka sobie w Hiszpanii, żyje jak na artystkę i słodką mamusię przystało. O to akurat teraz dała mi spokój, ale powiedz mi, dlaczego ona nie może zrozumieć, że męczy sobą innych? - spytała, wzrok wbijając w chłopaka. - No tak, i mówi to osoba, która sama swoją obecnością dała popalić innym i jeszcze w dodatku skłóciła pół rodziny - uśmiechnęła się ironicznie, pokręciła głową i znowu oparła czoło o kolana, obejmując nogi. - Nie wiem, może faktycznie powinnam zniknąć z ich życia, po prostu przestać istnieć. Chyba każdemu wyszłoby to na lepsze... - stwierdziła cicho.

Angel Evans pisze...

[ Przydaje się ;D ]


- Od niej nie da się uciec. Jest jak bumerang. Zawsze wraca - stwierdziła po chwili. Zresztą po tych wszystkich latach zdążyła się nawet do niej przyzwyczaić, o ile nie zaczyna zachowywać się naprawdę jak wariatka. Wtedy cierpliwość dziewczyny spada do zera. - Czy ja naprawdę jestem taka okropna? - jęknęła nagle. Chwilę później po jej policzkach zaczęły płynąc łzy. Kurde, a miała być taka silna! Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Wcześniej stroniła od ludzi, za to płakała dużo mniej, prawie wcale. A teraz? Który to raz dzisiejszego dnia zamienia się w fontannę? - Uwierz, nie chciał byś takiej żony... - stwierdziła, ocierając przezroczystą ciecz ze swojej skóry. - Przynajmniej Tobie nie chcę zatruć życia. A co robię? Masz przeze mnie same problemy - mruknęła, przejeżdżając twarzą po dłoni.

Angel Evans pisze...

Uniosła obie brwi ku górze, gdy poczuła, że prawie wisi w powietrzu. Spojrzała na chłopaka, a potem pochyliła głowę, by lepiej rozeznać się w terenie. Może to i dziwne było, ale zdarzało jej się czasami pogubić w tym mieszkaniu, chociaż miało dwa pokoje sypialniane, salon, kuchnię i łazienkę. Nawet nie miała za bardzo umeblowanych pomieszczeń, o tyle dobrze, że kuchnia była w pełni wyposażona, łazienka także. W sypialni stało już sporej wielkości łóżko, jakaś szafa, terrarium Lea i komoda. No i kufer i gitara. A w salonie? Tam były dwa wygodne fotele, mały stolik z Ikei, mały przenośny telewizorek ciotki (przecież gdzieś te swoje seriale oglądać musi), a dookoła było mnóstwo pudeł. W zasadzie każdy pokój zawierał przynajmniej po trzy pudła... Trochę tego z Francji i Diemen przywiozła. W końcu miała swój własny kąt, tak? Więc nie musiała się ograniczać.
- Nie wiem, wymyśl coś - mruknęła, a propos tego upilnowania. - A moja sypialnia jest tam - powiedziała, wskazując dłonią drzwi po prawej stronie. - I łaskotek nie mam, źle trafiłeś - pokazała mu język.

Angel Evans pisze...

Przewróciła oczami i nawet uśmiechnęła się na chwilę.
- Już aż tak się ode mnie uzależniłeś, że musisz monitorować wszystkie moje ruchy? - spytała, unosząc jedną brew i spoglądając na niego twarz. Musiała przyznać, że jego mina ją rozwaliła, toteż zaśmiała się cicho. Usiadła na łóżku, zaczesując włosy dłonią, a potem bawiąc się przez chwilę końcówkami. Zaczęła o czymś myśleć...
- Tęskniłbyś za mną jakbym znowu zniknęła? - spytała poważnie, bardzo poważnie, patrząc mu w oczy i jednocześnie plotąc sobie warkoczyki.
Nie chciał się przywiązywać? Ale czy tak się w ogóle dało? Przecież prędzej czy później, przebywając z kimś, po prostu się człowiek do tego kogoś przyzwyczaja, to raczej normalne. Bo taki właśnie człowiek to podobno zwierzę stadne, samotności nie lubi.

Angel Evans pisze...

Zmarszczyła lekko brwi, wciąż utrzymując na nim swój wzrok. Potem skinęła głową, potwierdzając jego słowa, a raczej pytanie. Właśnie, to było z jednej strony zadziwiające. Że się o nią troszczył, choć naprawdę nie wiedziała, dlaczego. Niby jej wyjaśnił... Ale ciągle się temu dziwiła.
Rozprostowała stworzony przed chwilą warkocz, roztrzepując tym samym trochę włosy. Spuściła głowę, a potem położyła się na boku, wkładając sobie poduszkę pod głowę.
- Ciągle mnie ratujesz - zauważyła słusznie, spoglądając tym razem w sufit. - A ja jeszcze nie miałam ani razu okazji, żeby Ci to jakoś wynagrodzić. Głupio mi z tym - wzruszyła ramionami. Wtedy też sobie przypomniała, że musi nakarmić Lea, w końcu po to wróciła do domu. Wstała niespiesznie z łóżka, podchodząc do terrarium. Sprawdziła, czy wszystko ze zwierzakiem w prządku, a potem otworzyła słoik z suchym jedzonkiem i wsypała małą ilość do "miseczki". Leo prawie natychmiast rzucił się po pokarm. Ładnie go pancia zagłodziła...
Dziewczyna odłożyła słoik, chwilę później ponownie siadając na łóżku, jednak jej wzrok powędrował do gitary, która stała w rogu pokoju.

Angel Evans pisze...

Wariatka - trafne skojarzenie. Zresztą ona sama wielokrotnie podkreślała, że jest wariatką. Ha, to chyba u nich rodzinne, bo swego czasu szanowna siostrzyczka Mia miała napad myśli, po których notorycznie nazywała się wariatką. A ciotka? Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, jak widać.
Angel uśmiechnęła się, spoglądając na chłopaka. Wstała, by wziąc gitarę, a potem usiadła na brzegu łóżka. Ta pozycja jednak niezbyt jej odpowiadała, więc poprawiła nieco swoją pozę, a dokładnie siadła na łóżku po turecku, przyciągając do siebie sprzęt. Po krótkim nastrajaniu wzięła mały wdech, przymknęła oczy i zaczęła grac.
Jej muzyka była jej zupełną przeciwnością. Pomimo tego, iż czasami spod dłoni dziewczyny wydobywały się dźwięki wyostrzone, mocniejsze, cały utwór był zawsze poukładany. Jakby nuty od zawsze znały swoje miejsce, nie przesuwając się na linii ani o milimetr. Blondynka chłonęła wszystkie piosenki, jakie usłyszała. Muzyka była jej prawdziwą pasją, tego nie dało się ukryc.
A teraz? Grała bardzo spokojną, nastrojową melodię. Pomieszczenie zapełniała fala kojących dźwięków, na pewno uspokajających. Panienka Evans mogła przypominac nieobecną, lub pogrążoną w jakimś śnie na jawie. Bo kiedy grała, odchodziły wszelkie smutki, czas jakby się zatrzymywał. Nie liczyło się nic więcej - tylko muzyka.
Po chwili samej melodii, zaczęła też śpiewać. Jej głos stał się na ten moment niezwykle delikatny, czysty, pozbawiony wszelkich trosk, czy rozpaczy. Idealnie dopasował się do wygrywanej przez dziewczynę pieśni, pozwalając stworzyć całość jeszcze bardziej dopasowaną, niż przed chwilą. Czasami podnosiła ton, ukazując moc barwy swojego głosu, czasami cichła. Tworzyła z melodią jedność. Po prostu to kochała.

Angel Evans pisze...

Dawała z siebie wszystko. Ile mogła i jeszcze więcej. Mogłaby nawet dać się zabić za muzykę - miała ona dla niej największe znaczenie. W końcu wtedy była prawdziwą sobą, całkowicie odartą z zewnętrznych skorup, przyodzień. Jakby obnażała się przed innymi, otwierając drzwi do swojego wnętrza. Prostszej i bezpośredniej drogi nie było.
Grała jeszcze przez chwilę, a gdy skończyła, jej usta powtarzały jeszcze przez słowa melodii. Chwilę później ucichła i zamknęła oczy. Wypuściła z siebie powietrze, uspokoiła się. Szkoda tylko, że taki.. zabieg pomagał tylko na krótki czas. Bo pomimo tego, że teraz udało jej się zapomnieć o całym tym koszmarze codzienności, to on i tak za moment wracał, stawał się czasami nawet i bardziej straszny, niż poprzednio. Ale i tak kochała te swoje "ucieczki". Bez nich przestałaby istnieć.
Otworzyła oczy, gładząc delikatnie struny gitary i wpatrując się w nią. Potem spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się delikatnie.

Angel Evans pisze...

[ Dobranoc ;) ]

Cóż, pewnie da się tak żyć. Da się robić wszystko, ale trzeba jeszcze liczyć się z tym, że w pewnym momencie można po prostu przestać funkcjonować i wysiąść w najmniej oczekiwanym momencie. Lecz to prawda, wszystko zależy od osobowości, charakteru i spojrzenia na świat drugiego człowieka. Co dla jednego będzie świetne i błogie, dla drugiego okaże się nużące i beznadziejne. Najważniejsze, to aby znaleźć swoje miejsce w świecie, dążyć do niego pomimo wszystko. Bo chyba tylko wtedy człowiek może stać się naprawdę szczęśliwy. Gdy będzie wiedział, że przynajmniej jest takie coś, co spełnia bezwarunkowo jego marzenia, napełnia go spokojem i daje upust emocjom.
Angel odłożyła gitarę delikatnie na podłogę, kładąc się obok chłopaka.
- Mógłbyś mnie nagrać, albo zrobić zdjęcie - wzruszyła lekko ramionami, gdy to jej przyszło do głowy. Wzięła drugą poduszkę i również podłożyła ją sobie pod głowę. Nie musiała aż tak bardzo uważać, żeby nie spaść, jednak nadmierne poruszanie kończynami mogło spowodować, że któreś z nich mogło zaraz znaleźć się na podłodze. Lecz na razie nie musieli się o to zbytnio martwić, ponieważ z powodzeniem mieścili się na tym meblu oboje.
Wpatrywała się w sufit, szukając w nim odpowiedzi na nurtujące pytania. Jak by to było dobrze, gdyby wszystkie odpowiedzi spadałyby z nieba... Chociaż może wtedy byłoby zbyt łatwo? Albo życie stałoby się jeszcze bardziej przygnębiające? W końcu czasem lepiej nie być świadomym tego, co się dzieje. Wtedy ma się do czynienia z mniejszym bólem.
- A może ona ma rację? - spytała nagle. - Może ze mną naprawdę jest coś nie tak... - powiedziała cicho, przygryzając lekko dolną wargę, wzrok mając wciąż umieszczony na suficie. - Może jestem naprawdę dziwna. Zbyt dziwna - westchnęła bezgłośnie. Rozmyślała, ale była spokojna. Ta gra naprawdę dobrze na nią wpłynęła. - Może faktycznie nie nadaję się do kochania... - mruknęła bardziej do siebie. Coś w tym chyba było.

Angel Evans pisze...

A to już chyba zależy od indywidualnego spojrzenia na świat. Każdy miał swoje racje, co innego mu też przeszkadzało. Ale faktycznie, może znalezienie tej jednej, odpowiedniej rzeczy mogło pomóc człowiekowi pokonać przynajmniej w małym stopniu bariery, jakie stawiała własna psychika? Albo przynajmniej pomagało uodpornić się na niektóre zjawiska i niepowodzenia życiowa. W końcu lepsza taka ucieczka, niż w środki uzależniające... Chociaż wyobraźnia też może stać się narkotykiem. Jeszcze większym, niż materialne używki.
Odwróciła głowę bardziej w jego stronę, przyglądając mu się przez chwilę. Potem z powrotem ułożyła głowę tak, by twarz jej była naprzeciw sufitu.
- Chyba w tym jestem w całości prawdziwa - stwierdziła, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Położyła sobie dłonie na brzuchu, palce splatając ze sobą. - Muzyka jeszcze ani razu mnie nie oszukała. A to dziwne uczucie, kiedy doświadczasz różnych uczuć na własnej skórze - ciągnęła dalej. Zamknęła oczy, robiąc na moment "pauzę". - Wiesz, zazdroszczę Ci - powiedziała cicho. - I z drugiej strony współczuję - dodała jeszcze ciszej, otwierając oczy i przygryzając lekko dolną wargę. Tym razem spojrzeniem obejmowała okno, przez które było widać już ciemne niebo, a na nim świetliste punkty tworzące bliżej niezidentyfikowane obrazy.
Dziewczyna nagle usiadła na łóżku, wpatrując się w gwiazdy. - Chyba zaczynam gadać od rzeczy. Zamieniam się w własną siostrę... - mruknęła pod nosem. Odwróciła się w stronę chłopaka. - Napijesz się czegoś? Fajnie Cię potraktowałam, najpierw za mną ganiałeś, a teraz nawet nie pokazałam Ci mieszkania... - przewróciła oczami. - Miła ze mnie gospodyni, nie ma co - uśmiechnęła się ironicznie. - To jak? Woda, sok, herbata, kawa... nalewka? Tym razem sprawdzona, bez szkodzących dodatków - podkreśliła od razu, robiąc usta w dzióbek.

Angel Evans pisze...

Tak samo, jak jedni czerpią z życia garściami, podczas gdy drudzy dostrzegają w nim jedynie negatywne odbicia własnej osobowości, czy innych, źle na nich wpływających czynników. Nic więc dziwnego, że cześć społeczeństwa pogrążała się w depresjach i innych tego typu skłonnościach, skoro zamiast cieszyć się każdą chwilą, oni woleli przepełniać swoje umysły goryczą i myślą, że nie potrafią się spełnić. Carpe diem! Jednak ciągłe bycie radosnym chyba też niezbyt dobrze wpływało na człowieka... Jednak lepsze to, niż być nieszczęśliwym.
Wstała z łóżka, kierując się wprost do kuchni, a potem do odpowiednich szafeczek, skąd wyjęła nalewkę i przeznaczone do niej naczynia. Chwilę później wróciła do pomieszczenia, siadając na łóżku.
- Chyba potrzebuję czegoś mocniejszego. Niech dzisiaj będzie ta okazja specjalna. W końcu wróciłam, nie? - uniosła jedną brew, spoglądając na chłopaka. Podała mu butelkę, by otworzył, a kieliszki postawiła na narzucie łóżka. Zaczesała opadające na twarz włosy do tyłu, nieco się prostując. Nie wracała do jego pytań. Może innym razem.
I tak, czasami jednak lepiej było nie myśleć. Co za dużo, to nie zdrowo.

Angel Evans pisze...

Raczej nie ma ludzi takich samych, a na pewno nie ma identycznych... Nawet klony, które być może gdzieś istnieją, różnią się jeśli nie wyglądem, to charakterem. I tak, świat byłby nudny, w końcu jak można wytrzymać bez tych elementów zagrożenia? Nawet momentów, w których ma się dość... Monotonia jest chyba najgorszym złem. No, może nie najgorszym, ale jednym z gorszych. Więc trzeba się jej wystrzegać, po prostu.
Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Zaraz jednak uśmiechnęła się szeroko.
- Za nowe wszystko i starych przyjaciół - stwierdziła, chwytając kieliszek i nieco go unosząc. Tak, akurat co do tego drugiego to jakoś nie miała ochoty, żeby tych "starych" zastąpili nowi. O nie, nie. Takiego Gasparda miałaby się pozbyć? W życiu! - Oby teraz było lepiej. A jak nie, to przynajmniej weselej - powiedziała już nieco bardziej pozytywnym tonem, a potem delikatnie stuknęła się z jego kieliszkiem i na raz wypiła zawartość kieliszka. Mmm... Pychota!

Angel Evans pisze...

Może lepiej żyć chwilą? Bez zastanawiania się nad tym całym losem... Lecz z drugiej strony, gdy nie ma się żadnych planów, żyje się tak po prostu, bez większego znaczenia. To chyba też nie jest zbyt dobre.
Po drugie, to chyba zależy też od tego, jakie ktoś ma ambicje, bo jeśli wystarcza mu jedynie mała wiedza o tym, że żył kiedyś taki Sokrates, to owszem, do szczęścia więcej im nie brakuje. Ale co z tymi drugimi? Rządnymi wiedzy, wyjaśnień? Wtedy trzeba już sięgnąć głębiej. A to znowu czasami nie jest takie proste.
Dziewczyna opróżniła po raz drugi swój kieliszek uśmiechając się potem szeroko.
- Masz krótką pamięc - stwierdziła, śmiejąc się cicho. - Przecież mówiłam Ci, że to jest domowej roboty nalewka. Babcina receptura. O, właśnie, następnego wypiję za nią! Niech tam na górze, czy na dole, odpoczywa - powiedziała, po czym skinęła głową.- O tyle dobre, że chociaż nie miałam z nią aż tak wiele wspólnego pod względem charakterów, to jak widać zgadzałyśmy się w jednym-dobry alkohol będzie zawsze potrzebny - powiedziała, szczerząc się bardzo, bardzo szeroko. Oblizała usta, nie chcąc zmarnowac ani kropelki. Nic nie mogła na to poradzic, ten trunek uwielbiała ponad wszystko. Prawie wszystko. - Zaraz Ci coś dam... - powiedziała tajemniczo, mrugając do niego i znikając na moment w kuchni. Po chwili wróciła z taką samą buteleczką w ręce, podając ją następnie chłopakowi. - Proszę, ciesz się - Usiadła na łóżku w takiej samej pozycji jak ostatnio, czekając na kolejną dolewkę. Ale nie powinni pic jej znowu tak szybko, bo nawet po małej ilości nieprzyzwyczajonym osobnikom może zacząć świdrować w głowie, albo najzwyczajniej sprowadzać do czynów, które niezbyt się potem kontroluje. Lecz cóż zrobić, kiedy nie da się jej oprzeć?
- Jak tak bardzo ją polubisz, to ostatecznie zabiorę Cię do Diemen i wprowadzę do piwnicy, gdzie będziesz mógł zabrać sobie dowolną ilość takich buteleczek. Te jednak, z różową nakrętką, trzeba oszczędzać. Babcia zrobiła je sama. Ojciec i Josh oczywiście robią równie dobrą... Jednak Babcia Ebony miała "te" ręce - skinęła głową, by podkreślić znaczenie wypowiedzianych słów. - Na szczęście, w wolnych chwilach, zamiast robic na drutach, ona wolała siedziec w piwnicy i robic takie cudeńko. No, może jeszcze w przerwach między uczeniem Mii, a dokładniej opowiadaniu jej o tej całej przyrodzie, i pieczeniu placków z dynią. To nasz drugi specjał. W święta schodzi się do nas cała okolica! Przez cztery dni leje się tylko nalewka i je się takie właśnie placki. Potem wszyscy idą na zabawę, a dokładniej festyn, gdzie jest wyścig traktorów, konkurs piękności świń i jeszcze mnóstwo innych atrakcji... Mówiłam już, że moja, a raczej Mii świnia śpi w budzie? - spytała, marszcząc brwi. No tak, gdy Angel piła, rozwiązywał jej się język i zamieniała się w mały radiowęzeł. Nawet by się zdziwiła, gdyby chłopak zapamiętał choć ćwierć tych wszystkich informacji, które wypowiedziała w zasadzie jednym tchem.
Wzięła swój kieliszek, zapełniony już cieczą.
- No, to zdrówko, Ebony! - szepnęła, kilka sekund później opróżniając szkło.

Angel Evans pisze...

- Ja się nie śmieję! - odparła od razu, robiąc wielkie oczy. Czy ona coś takiego powiedziała? Nie. Czy się zaśmiała? Nie... Ona jedynie cichutko zachichotała, a to była stanowcza różnica! Poza tym lepsze to, niż żeby płakała, jak sam zauważył.
Oj tak, jej życie to był zdecydowany chaos. Chyba nawet większy chaos, niż jaki panował przed stworzeniem świata... Aż nawet czasami się zastanawiała,. czy ogarnięcie tego całego bajzlu kiedyś jej się uda. Lecz raczej byłą na to negatywnie nastawiona. Nie chciała mieć płonnych nadziei, ot co.
A może po prostu tak naprawdę je lubiła?
Chyba tak już było, że ludzie się "łączyli" przy kieliszku... Wtedy nagle się okazywało, że mają ze sobą coś mniej, lub bardziej wspólnego. Albo chociaż spędzali czas w miłym towarzystwie, użalając się nad sobą... Na szczęście ich to w tym momencie nie dotyczyło, a przynajmniej nie wglądali na ludzi, którzy topią smutki w kieliszku.
A tak w ogóle, podobno przeciwieństwa się przyciągają. Kto wie, może i na nich to podziałało?
- Oczywiście, że nie zginie! Będziemy trwać do końca świata i jeszcze dłużej! - stwierdziła, poruszając zabawnie brwiami. Sięgnęła po naczynie, przez chwilę obserwując ciecz. - Ale patrz ile ta Ebony musiała mieć oleju w głowie, jak to tworzyła... Jak dotąd nikomu nie udało się odtworzyć tej receptury. Nawet mój ojciec nie chciał mi jej zdradzić - wzruszyła ramionami. Chlup i już nie ma kolejnej porcyjki. Dolewka? - Wiesz czemu? Bo bał się, że się spiję na śmierć, albo wygadam pierwszej lepszej osobie cały skład - przewróciła oczami, kręcąc lekko głową. - Cóż, z pierwszym mu się nie udało.. I tak znalazłam inne sposoby na zakończenie własnej egzystencji. Tylko się nie powiodło... Ale z drugim już miał rację. Chyba bym nie uniosła ciężaru tak wielkiej tajemnicy - zrobiła usta w dzióbek. Potem zaśmiała się dźwięcznie. - Chciałbyś tam pojechać? Serio? - spytała nagle, spoglądając na chłopaka.

Angel Evans pisze...

[ A ja mam roboty od cholery i przypomniałam sobie o sprawdzianie z biologii i że jeszcze mam na korki zadane a mam sprint jak cholera xD i o dziwo jestem bardziej wydajna niż zwykle xD ]

Angel wybuchła śmiechem, przypominając sobie, jak to było z jej własną siostrą i jej narzeczonym. Blondynka niemal staczała się z łóżka, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Ej, przecież ciocia jest kooooochaaanaaa!!! - powiedziała wesoło, na chwilę się uspokajając... by wypić swoją porcję! Nie mogła ukrywać, że humor zaczął zdecydowanie jej się polepszać, ale w główce to raczej komórki już jej się trochę "poprzestawiały"... - Z tym by nie było problemu - mrugnęła do niego - Mój ojciec, cała moja rodzina jest bardzo, ale to bardzo gościnna. U nas to normalne, że ktoś przyjeżdża, jest, zabiera nalewkę, a potem jedzie - wzruszyła ramionami, uśmiechając się zadziornie. - No, ale jak wolisz, mogę Cię przedstawić jako swojego narzeczonego.. Moja siostra nawet miała taki plan! Miała pojechać do Diemen, potem ze swoim przyjacielem do Hiszpanii, do niego. Tylko, cholera, ostatniego dnia przed wyjazdem on jej się oświadczył, a trzy dni wcześniej wyznał miłość, a jeszcze dzień wcześniej byli normalnymi przyjaciółmi! - powiedziała bardzo serio, unosząc palec wskazujący ku górze. Chociaż może niekoniecznie o tym wspominała... Ona nie myśli trzeźwo!
Wypiła kolejną kolejkę nalewki, a potem zaczęła się nad czymś zastanawiać. Dopiero teraz doszło do niej to, co powiedziała. Nieco uniosła brwi, milknąc. Uuuupsss...?

Angel Evans pisze...

[ Łeee, nie dopisałam. Tam, jak jest o tym, że chciała przedstawić go jako swojego narzeczonego, to chodziło o to, że ta Mia się śmiała, że pojedzie z przyjacielem, a przedstawi go jako narzeczonego, a w rzeczywistości naprawdę stał się jej narzeczonym xD ]

Angel Evans pisze...

[ Spoko, mój się zawiesza non stop, więc rozumiem xD I ok, ja jak nie padnę przed laptopem (w stosie książek) to też będę xD ]

Oj, czy ona insynuowała.. Sama nie wiedziała, bo powoli przestała kojarzyć. I to chyba naprawdę przestałą kojarzyć, bo jej reakcje normalne raczej też nie były. Albo raczej w normalnych sytuacjach do czegoś takiego by się nie posunęła...
Opróżniła i swój kieliszek, przez moment pozwalając cieczy dokładniej rozprowadzić się po podniebieniu, by dziewczyna mogła poczuć tą nieskazitelną, mocną, malinową woń, skąpaną w bukiecie innych, równie mocnych, lecz idealnie do niej pasujących owoców i innych składników.
Blondynka najpierw uniosła leciutko ku górze jedną brew, gdy się do niej zbliżył. A potem... Potem nieco się zdziwiła, lecz trwało to może ułamek sekundy, bo po jego słowach niemal natychmiast nachyliła się nad nim , spoglądając prosto w jego twarz. Następnie uśmiechnęła się kącikami ust. I nagle mógł dostrzec coś, co nie zdarza się często, a raczej bardzo rzadko.
W oczach Angel pojawiły się iskry. Takie prawdziwe, rozświetlające idealnie tęczówki dziewczyny, nadając jej spojrzeniu jakiegoś charakterystycznego znaczenia. Jej włosy przemieściły się z pleców na wolną przestrzeń, opadając prostopadle do twarzy.
- Dlaczego - spytała cicho, nie odwracając od niego wzroku. Zaraz pochyliła się nad nim jeszcze bardziej. - Świat się zmienia, ludzie się zmieniają. Więc i zwyczaje ulegają przemianom... - stwierdziła już w zasadzie szeptem, chwilę później muskając delikatnie, jakby piórkiem, usta chłopaka.

Angel Evans pisze...

[ O, to faktycznie dobrze masz - koncert. Ja to padam prawie codziennie xD Za dużo od nas wymagają. Zaaa dużo. ]


Chyba już sam musiał ocenić, czy to źle, czy dobrze. W końcu każdy widział różne sprawy inaczej. A ich przyjaźń... była dość mocno... otwarta i wolna? Coś w tym stylu.
Zresztą, co tu ukrywać, dziewczyna też się nie krzywiła, gdy była z nim bliżej niż zwykle. Cyba więc nie było tak źle. Może nawet było lepiej?
Bez dalszych oporów poddała się jego "sile przyciągania". Uśmiechając się kącikami ust, oddawała jego pocałunki. Gdy przestał, przygryzła lekko swoją dolną wargę, zastanawiając się nad jego pytaniem.
- A czy to nie jedno i to samo? - spytała wreszcie. - Jest tyle zmian, że świat schodzi na psy. A przecież to istne szaleństwo... - wymruczała, wracając do jego warg, na których teraz składała pocałunki nieco bardziej namiętne, niż poprzednio.
Kontrolę można stracić w nawet najmniej odpowiednim momencie, nie będąc nawet pijanym. W drugą stronę było podobnie - czasami pijani trzymali się bardziej od tych trzeźwych... Zależy od organizmu? I siły woli. Choć tej czasem nie dopuszcza się do głosu specjalnie.

Angel Evans pisze...

[ Ja zaczynam lekcje codziennie od 7:30 -,- a czwartek jest w miarę fajny, lajtowe lekcje... tylko muszę zostawać na 2h bo jest próba poloneza]

Równowaga na pewno i jednemu i drugiego by się przydała. Co jak co, ale wieczne życie na skraju czegoś, co może ich nie ogranicza (zważywszy na chwilę obecną), ale zapędza w jedną stronę, nie pozwalając się przy tym rozwinąć, nie jest zbyt przydatna. A w dzisiejszych czasach rzeczy i sytuacje przydatne są raczej bardzo mile widziane. W końcu trzeba korzystać, jeśli szansa się nadarza. Potem może się nie powtórzyć.
Bo po prostu u niego nie mieszkała. Już nie mieszkała, co być może zmienia postać rzeczy. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, co się działo teraz? No tak, jeszcze swój wkład miał alkohol.. Jednak chyba nie powinni całej winy zwalać tylko na tą pyszną ciecz. Nic się przecież samo nie zrobiło.
Miec coś przeciwko? A gdzieżby! Wręcz przeciwnie, wszystko podobało jej się coraz bardziej. Chyba nawet aż za bardzo...
Amelie pewnie by ją zabiła, gdyby się dowiedziała, co się tu dzieje. Cóż, widocznie obydwoje byli jakoś "naznaczeni" przez panienkę Morel. Ale czy było się czemu dziwić? Chyba chciała mieć jasną, prostą sytuację... Na tyle prostą, o ile się oczywiście dało. Bo, jak już dało się zauważyć, życie Evans proste nie było, a co za tym idzie, czyny dziewczyny są jeszcze bardziej pokręcone, niż sam życiorys.
Tym razem to ona przyciągnęła go bliżej siebie, ani na moment nie odrywając się od ust chłopaka. Czując jego dłoń, zamruczała cicho, uśmiechając się. Sama, swoimi dłońmi, zaczęła wędrówkę po jego posturze, nie zatrzymując się ani na chwilę. Może chciała go bliżej poznać?

Angel Evans pisze...

[ Haaaaa, dokładnie!!! xD ostatnio przeprowadzali z nią wywiad w radio szkolnym, to powiedziała, że jej największym marzeniem jest nauczyć nas, maturzystów perfekcyjnie tańczyć poloneza.. wszyscy wybuchli śmiechem. a na pytanie "jak im idzie", odpowiedziała "opornie..." hahah xD ]

Odpowiedzią na to pytanie mógł być chyba tylko finał tego całego wydarzenia. I tak, nie uczą się na swoich błędach, a przynajmniej nie w tym momencie... Zresztą, czy w dalszych momentach swojego życia kiedyś przestaną popełniać te same błędy? Pewnie czas pokaże.
No proszę. Wystarczyło raz na ulicę wyjść w zmniejszonej ilości tapety, a tu już takie atrakcje... Oczywiście bez wkładu jakże zacnej nalewki raczej by się nie obyło. Chociaż, kto wie? Prawdę mówiąc, to od samego początku jakoś ich do siebie ciągnęło. Może trzeba patrzeć na to z drugiej strony? Że udało im się tyle wytrzymać.
Czyli, jeśli tego próbował nie dostrzegać, wychodzi na to, że człowiek wraz z odpowiednim podejściem potrafi nieźle się oszukać? Chociaż, prędzej, czy później i tak wszystko w praniu wyjdzie. Warto więc się oszukiwać?
Amelie i tak ich prawdopodobnie zabije...
Komplikacje to ostatnie, czego teraz chciała dziewczyna. I tak teraz ledwo wyplątuje się z tego, co narozrabiała w przeszłości. Lecz jak mogła temu zaradzić? Los dawno przestał się jej słuchać.
Na jej skórze momentalnie pojawiła się gęsia skórka, powodując przyjemne dreszcze, które zaczęły obejmować ciało Angel. Blondynka aż nieco wygięła się w łuk. I widziała jego spojrzenie. I rozumiała. Bardzo dobrze rozumiała.
Jej oczy rozbłysły jeszcze bardziej, jakby opanowała ją żądza. Oddech miała nieco przyspieszony, a serce delikatnie zaczęło przyspieszać... Nie sprzeciwiała się. Nie miała czemu.
Wbijając wzrok w twarz chłopaka, również nieco się podniosła, by następnie uśmiechnąć się znacząco...
Zbliżyła swoją twarz do jego.
- Chcesz...? Na pewno? - spytała szeptem, całując go zaraz w policzek.

Angel Evans pisze...

[ To u mnie tańczą 32 pary i zamiast stać w rzędzie to my podobno tworzymy fale... xD A studniówka za niecałe dwa miesiące, a my dopiero mamy mniej niż pół układu... Biedna babina tak zdziera gardło, że aż sobie mikrofon wzięła :D ]

Może po prostu byli skazani na siebie? Skoro było tyle sytuacji, tyle zwrotów akcji... I w końcu wylądowali w tym punkcie, w jakim, właśnie, zakazane im było wylądować. Widocznie tak już musi być - skoro życie jest poplątane, ale jeszcze zbyt luźno, to wszystko wpływa na to, by stworzyć z niego jeden, wielki supeł.
Angel uwielbiała prowokować. Od zawsze, odkąd pamięta uwielbiała sprawdzać, do czego zdolni są inni, alby osiągnąć pewien cel. Czy teraz jednak robiła to specjalnie? Cóż, to zależy... Bo jeśli za specjalne zachowanie uważa się, że czegoś się chce, to tak, robiła to specjalnie. Jednak na pewno nie reagowała na niego tak dlatego, żeby jakoś go sprawdzać. Była zbyt zaćmiona, by skupiać się teraz na czymś takim.
On ją także pociągał. Gdyby tak nie było, na pewno by go nie całowała, a jej ciało nie prosiłoby się o więcej. Ale tak ale tak jak jemu, dziewczynie udało odsunąć się pewne myśli na bok. Dla dobra sprawy?
A Amelie prędzej, czy później, pewnie się i tak dowie. Ważne, by zmniejszyć powstały uraz.
Ale kogo teraz to obchodzi...
Uśmiechnęła się nieco szerzej, uważnie go obserwując.
- Jeszcze pytasz...? - powtórzyła cicho po nim, jednocześnie dając mu w pewnym sensie odpowiedź. Pocałowała go namiętnie, a dłońmi sięgnęła do krańców koszuli chłopaka, gdzie zaraz rękami dotknęła jego pleców, opuszkami palców delikatnie zakreślając jakieś kształty.
Mogła zmienić zdanie. Ale nie chciał.

Angel Evans pisze...

[ Oj, biedne dzieciaczki...:P Nie no. Nasza w sumie raz sobie przyniosła, ostatnio się na nas darła, bo nie umieliśmy liczyć taktów xD Jeszcze na każdej próbie układ się zmienia, bo raz przychodzą, raz nie... Aaa, i tak wyjdzie tragicznie xD ]

Właśnie - uszczęśliwianie. Kto powiedział, że nie staną się przez to szczęśliwsi? Skoro obydwoje muszą, a raczej musieli się aż tak blokować, to czy był tego sens? Może gdyby się dalej powstrzymywali, staliby się jeszcze mniej szczęśliwi, niż teraz?
A przecież jest dobrze. Chyba, o ile nie zmienią zdania, jak wytrzeźwieją... Chociaż Angel nie była pewna, czy po pewnym czasie, po trzeźwemu, i tak by do tego nie doszło.
Zawsze mogli. Bo tak naprawdę czym w tym wszystkim okazał się teraz zakaz dziewczyny? Chyba tylko udowodnili, że jeśli się kogoś, czegoś pragnie, to i tak się to dostanie pomimo wszystko.
Pragnęła go równie mocno. Może nawet mogłaby się dziwić, że aż tak na nią wpływał. Lecz teraz wszelkie myślenie odpłynęło gdzieś daleko. Bardzo daleko...
Angel miała wiele przejść z różnymi... typami i ich osobowościami. Nie jest zbyt zadowolona ze swojej przeszłości... W końcu jak mogłaby? Po tym wszystkim? Ale na szczęście pewne wspomnienia naprawdę udało jej się wymazać, z czego była niezmiernie zadowolona. Coś było, coś się skończyło. Trzeba iść dalej.
Starała się unormować swój oddech, lecz było to zbyt ciężkie zadanie, zważywszy na to, że jej serce biło teraz naprawdę dziwnym rytmem, które nadawało brzmienie całemu ciału. Zgrywała się z nim, jak z muzyką - idealnie, dopasowywała się do każdej nutki, do każdych emocji.
Oddała mu pocałunek, jeszcze trochę go pogłębiając. Potem oderwała się od chłopaka, by złapać oddech i przy okazji ściągnąć z niego koszulę, a następnie odrzucić ją gdzieś na bok. Teraz to ona objęła wzrokiem jego ciało, przyglądając mu się. Zapamiętywała detale, całą jego postać. Aż w końcu obdarzyła twarz Gasparda swoim spojrzeniem, które zawierało jeszcze więcej błysków, o ile było to możliwe. Pobudzał ją, każdy skrawek jej ciała.
Pocałowała go w policzek, schodząc do szyi chłopaka, aż w końcu wracając do ust, gdzie ponownie złożyła namiętny pocałunek.

Angel Evans pisze...

[ I chyba tym będę się kierować xD ]

Jak rano oprzytomnieją to albo będą doskonale wiedzieć co się stało... Albo ich pierwsza reakcja to będzie "o cholera!". Ale tak, tego przewidzieć na pewno nie mogli. Zresztą, po co? Niech sobie nie psują zabawy...
Ale może jednak jego starania nie poszły na marne? A kto wie, czy ją czasami ta troska nie przyciągała do niego coraz bardziej? Poczuła się bezpieczna, więc zaczęła się przed nim otwierać... Dosłownie i w przenośni, jak widać.
Jak to się działo, że z kompletnej wariatki, która żyje na odludziu i nie chce w żaden sposób zbliżyć się do drugiego człowieka, taka Angel nagle zamienia się w bezbronną istotkę, wydobywającą z siebie cichutkie, ledwo słyszalne jęknięcia spowodowane dotykiem w czułych miejscach? Kompletnie tego nie rozumiała, ale nie przeszkadzało jej to. Poddawała się mu, wszystkiemu, co robił.
Znajdując się na górze, najpierw odsunęła swoje włosy do tyłu, by jej nie przeszkadzały. Potem uśmiechnęła się do niego kącikami ust, pochyliła się i zaczęła wędrówkę ustami po skórze chłopaka. Muskając lekko usta, przeniosła się na policzki, szyję, obojczyki, jego tors, jednocześnie jedną dłonią drażniąc lekko jego brzuch, a drugą się podpierając. Nie wiedziała dlaczego, ale nagle pomyślała, że rodzice fatalnie dobrali do niej jej imię.
Angel. Czy ona chociaż raz przypominała aniołka?!

Angel Evans pisze...

[ Postaram sie :P ]

Skoro tak ją postrzegał, to chyba nie będzie się niczemu sprzeciwiać. Bo po co? Te jasne włosy są takim punktem zaczepienia, jeśli ktoś naprawdę chciałby szukać u niej wspólnych cech z aniołkiem. Tak, to miała podobne.
Miała satysfakcję. I to ogromną, bo dostrzegła, że on także jest zadowolony z takiego obrotu spraw.
Właśnie, może jednak warto będzie co wspominać?
Przy swoich własnych problemach jego problemy wydawały się może nie minimalne, ale na pewno mniejsze. A przynajmniej mniej pokręcone, bo to, co spotykało panienkę Evans, czasami naprawdę przerastało normy wszelkich oczekiwań. Lecz jak widać, żyje, ma się dobrze. Świetnie.
Czyżby obydwoje wychodzili na tym pozytywnie?
Musnęła jego wargi, odrywając się od wcześniejszej czynności. Oddała mu pocałunek, przygryzając później delikatnie dolną wargę chłopaka. Będąc tak blisko niego, omiotła swym oddechem jego szyję, odsunęła się minimalnie, by móc spojrzeć mu w oczy, podczas gdy jedna z jej dłoni powoli przesuwała się w dół jego brzucha, a gdy dotarła do zapięcia spodni, blondynka uśmiechnęła się znacząco, całując go delikatnie i przekręcając się tak, by tym razem być pod nim.

Lucy pisze...

[Hym, tak myślę, może są znajomymi, no i jak dowiedziałaby się że przyjechał do miasta nic jej nie mówiąc, wkurzyłaby się na niego i chciałaby się z nim spotkać?]

Lucy pisze...

[No i tu pojawia się problem, kurczę....Nie mam pojęcia, a ty masz może jakis pomysł? Mogli się naprzykład poznać przez kogoś i tak jakoś to pociągnąć?]

Bran pisze...

Brandi zastanowiła się. Czy zaszkodziłoby jej? Pewnie nie. Ale miała jakiś awers do wyższych sfer. Jej dziadkowie i naprawdę nielubiany brat przedstawiali wyższe sfery: ubierali się elegancko, nie używali brzydkich słów, mieli odpowiednie zajęcia, odpowiednich bliskich, odpowiednich przyjaciół. Bran zaś była tą gorszą wnusią i złą siostrą, bo kto to widział, by dziewczyna z dobrej rodziny jeździła na desce i lubiła pić? To się kupy nie trzymało. Kompletnie.
- Nie, ale po prostu... Nie lubię wyższych sfer. To wszystko jest takie... sztuczne - powiedziała. - Kanapki. Albo Pizza, dawno nie jadłam pizzy. Niech będzie pizza. ale skoro pizza, to chhyba musimy tu zostać? Bo możemy zjeść na mieście. Ale jak wolisz, w sumie. To Ty dopiero co wróciłeś z pracy.
Uśmiechnęła się lekko, zdjęła buty, czapkę, kurtkę, szalik i rękawiczki, po czym rzuciła to na odpowiednie miejsce. Skoro miała czuć się jak u siebie, weszła do kuchni i usiadła przy stole.
- W sumie, sama sobie zrobię herbatę. Gdzie masz kubki albo... cokolwiek, w czym pijasz herbatę? - zapytała, wstając i podchodząc do półek.
Jak zwykle, pełna energii i trochę wścibska, niedobra Bran.

red shoes pisze...

Sasha S.

{Wątkujemy? :)}

Angel Evans pisze...

[ Hej... Przepraszam, że jeszcze ci nie odpisałam, ale mój internet najpierw padł, a teraz chodzi gorzej niż źle -,- W dodatku jestem masakrycznie chora i nawet myślenie sprawia mi problem ;/ Spróbuję coś naskrobać jutro :) ]

red shoes pisze...

Sasha S.

{A wymyśl coś. Ładnie proszę;)}

red shoes pisze...

Sasha S.

Jak na złość, dostawa nowego towaru opóźniała się o parę dobrych godzin, więc Sasha krążyła między regałami i lodówkami w miejscu, w którym królował nabiał. Nie lubiła go, zawsze tutaj marzła, nieważne jak ciepło się ubrała. Układała towar, poprawiała, sprawdzała daty ważności i kompletnie ignorowała klientów. Po co z nimi rozmawiać, skoro i tak wszystko wiedzą lepiej?
Dlatego też była nieco zaskoczona, kiedy podszedł do niej mężczyzna, pytając o serek. Unosząc obie brwi ku górze, schyliła się i sięgnęła na jedną półek, podając mu to, czego szukał.
- O to panu chodzi? - spytała z cieniem lekkiego uśmiechu.

Mōri Kanade pisze...

[Cóż za uroczy człeczyna :D Co do pomysłu, to intensywnie myślałam (ohohoh) iiii... skoro Gaspard taki imprezowicz, to mogli się obudzić razem, obok siebie po jakiejś imprezie z kacem i zastanawiać się co się takiego wydarzyło. To tyle, jeśli chodzi o moją kreaytwność ;)]

Sasha S. pisze...

- Prawdopodobnie do wina tego, że te serki lubią się chować...
Mruknęła cicho, borze, kto by pomyślał, że Sasha może rzucić taką luźną, nawet lekko śmieszną uwagę dotyczącą serka, którego ten facet wykorzystuje do sushi.
Odpowiedziała lekkim, nieco zmieszanym uśmiech. Coś było z nią zdecydowanie nie tak.
- O, jesteś kucharzem?
Spytała nieco głupiutko, ale skoro nadal stał ,to wolała pytać niż uciekać. Nauczyła się, że ucieczki nie popłacają.
Nie narzekała. Supermarket był świentnym miejscem pracy, a sama Sasha nie chciałaby być eksponowana w miejscu bardziej reprezentatywnych. Nie przywykła do tego, że ktoś jej się ciągle przygląda lub ciągle zaczepia.

Angel Evans pisze...

Cóż, ona wcześniej by nie powiedziała, że ma delikatne wnętrze, a na pewno i teraz nie wymyśliłaby czegoś takiego rodzina dziewczyny. Ona? Ta wiecznie wrzeszcząca dziewoja miałaby być delikatna? Chyba nikt by w to nie uwierzył.
A upadła tak, była. W to akurat by uwierzyli.
Był zaskoczony, czyli... Spodziewał się czegoś innego? A może był po prostu zawiedziony? Ona się zachowywała naturalnie, po prostu. Widocznie miała właśnie taką, a nie inną potrzebę bycia taką najprostszą, najprawdziwszą Angel, niż jakąś sztucznie wygłodniałą i agresywną kotką. A potrafiła taka być, tylko po co? W końcu chyba najlepiej przeżywa się coś, jeśli to jest prawdziwe. A panna Evans właśnie taka teraz była.
Oddała mu pocałunek, ale zaraz zmarszczyła lekko brwi, przyglądając mu się.
- No i co Ci tak wesoło? - spytała, robiąc usta w dzióbek. Skrzyżowała ręce, czekając na odpowiedź. Ale po chwili rozluźniła się ponownie, nieco się podnosząc. Tak, by móc usiąść. Popatrzyła mu w oczy, a potem zbliżyła się do jego szyi, gdzie zostawiła po sobie ślad w postaci małej. ledwo dostrzegalnej malinki. Jednocześnie zaczęła zdejmować z niego spodnie, z czym raczej uporała się szybko. Następnie wróciła do swojej poprzedniej pozycji, w dalszym ciągu czekając na odpowiedź.

[Noo i odpisałam. ]

Angel Evans pisze...

Czyżby naprawdę była... krucha? W to na pewno uwierzyła by pewna osoba. A dokładniej mężczyzna, który zaczął wyciągać dziewczynę z tego całego bajzlu narkotykowego. Tak, on widział, jak płacze, jak się zachowuje w chwilach niezwykle skrajnych. Zobaczył jej prawdziwą stronę. Lecz czy na pewno tylko on?
Była też druga osoba, o której Angel nie mówi wiele, jeśli w ogóle. Lecz cy jest się czemu dziwić? Ten cały "związek" był od początku dziwny - najpierw się nie lubili, potem nawiązała się przyjaźń, aż w końcu zrodziło się uczucie, które blondynka do tej pory nie potrafi nazwać. Nie może zapomnieć o tym kimś, wciąż on pozostaje gdzieś na krańcach jej umysłu. Dawno go nie widziała... Może pora znowu się do niego odezwać? Ale czy jest jeszcze w ogóle po co?
Stare historie powinno się pozostawić tam, gdzie się je zostawiło. Bo skoro nie ma pewności, że osiągnie sukces... Po ro rozgrzebywać stare rany?
Uśmiechnęła się kącikami ust, unosząc lekko jedną brew i spoglądając na niego, wciąż mając błyski w oczach.
Skoro był jednak bardziej pozytywnie zaskoczony, to mogła się chyba tylko z tego powodu cieszyć. Bo na płacz jakoś jej się nie zbierało, a to chyba dobrze.
Sama aż się wygięła, żeby ułatwić mu "zadanie", po czym wzięła lekki wdech, wydając po chwili ciche westchnienie. Przyciągnęła do siebie twarz chłopaka i zaczęła namiętnie go całować, z każdą chwilą pogłębiając pocałunki coraz bardziej. Tak bardzo, że musiała oderwać się od niego na chwilę, by móc złapać oddech. Jednocześnie dłonie dziewczyny wędrowały wzdłuż jego pleców, momentami zatrzymując się i wbijając delikatnie paznokcie w skórę chłopaka. Nogi Angel również nie pozostawały bezwładne; stopami zaczepiła o jego bieliznę, powoli ją z niego ściągając. Gdy i to jej się udało, zadowolona ze swojego czynu uśmiechnęła się szeroko, oplatając nogi na jego biodrach.
- Spędzamy miło czas? Ja bym nazwała to czymś więcej - zaśmiała się cichutko, spoglądając mu w oczy zaczepnie. Pocałowała go krótko, palcami jednej dłoni delikatnie muskając policzek Gasparda.

[Oj, chyba jednak się zdziwisz xD ]

Angel Evans pisze...

Właśnie, to jednak było ciekawe i Angel jak najbardziej zastanawiało. Jak to jest, że taki "latawiec" jak Gaspard, potrafił jednak mniej lub bardziej opanować całą sytuację i ostatecznie nie stracić nad wszystkim kontroli... Sama by chyba nie potrafiła okiełznać takiej wiadomości, że ma dziecko. W końcu co zrobiła? Nawet nie próbowała pogodzić się z myślą, że mogła by być matką. To ją przerażało i zdecydowanie wolała, gdy ktoś miał dzieci, nie ona sama.
Miłość, no właśnie. Może, gdy blondynka naprawdę się zakocha, wtedy poczuje jakiś macierzyński zew? I może, kiedy to będzie prawdziwe uczucie, nie będzie się musiała zastanawiać, czy dobrą drogą idzie, czy na pewno to jest coś, czego chciała. Tak sobie to wyobrażała - jak trafi ją już ta cała strzałka Amorka, będzie wiedzieć wszystko. I nie zawaha się przed zrobieniem czegokolwiek, aby chronic tą osobę. W końcu widziała, jak Mia traktowała swojego narzeczonego, a jak on ją. Chyba nie widziała bardziej kochającej się pary i, o dziwo, dobrze jej się na nich patrzyło. Pasowali do siebie... Może dlatego?
A swoją drogą zakochany Gaspard też mógłby byc ciekawy. Nie, żeby miał byc jakimś eksperymentem, czy istotą nadającą się do wstawienia do ZOO, ale wtedy Angel chyba naprawdę byłaby zaskoczona. Jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy usłyszała, że ma córkę. Tak, to by było ewidentnie coś.
Ale jak to mówią, każda potwora znajdzie swego amatora. Pewnie na nich też przyjdzie pora.
Zwolniła uścisk swoich nóg, kiedy poprosił, a potem przymknęła na moment powieki, rozkoszując się jego dotykiem. Nawet to ugryzienie nie sprawiło jej bólu, choć poczuła lekki szczypanie. Ale to nic, i tak czuła się dobrze, bardzo dobrze, więc nie miała zamiaru przejmować się takim czymś.
Obserwowała go przez chwilę, a kiedy znowu ją do siebie przyciągnął, uśmiechnęła się z zadowoleniem, oddając zaraz jego pocałunki. Częścią siebie położyła się na nim, przez co jej piersi idealnie stykały się z jego torsem. Mógł wyczuć twardniejące sutki, które nieco wbijały się w skórę chłopaka. Mógł też czuć jej ciepło i delikatność oraz wrażliwość skóry Angel, która była także jasna, bez żadnych "dodatków" w postaci pieprzyków, czy blizn. Wszystkie się zagoiły i nie było po nich żadnego śladu. Tylko tatuaże "niszczyły" tą delikatność. W końcu wąż długości całych pleców raczej nie zaliczał się do tych łagodnych. No i napis na lewym nadgarstku, ale ten był już bardziej "normalny".
Chyba wyczuła to jego zawahanie, bo na moment oderwała się od niego i zmarszczyła lekko brwi. Zaraz jednak jej twarz rozpromieniała, ponieważ dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Coś nie tak? - spytała cicho, przyglądając mu się. Wodziła opuszkami palców wzdłuż obojczyków Gasparda, raz spuszczając wzrok, a raz na niego spoglądając. - Masz wątpliwości, tak? - Westchnęła, unosząc do góry jedną brew. - Nie musimy tego robić - powiedziała poważnie, robiąc usta w dzióbek. A później... Później uśmiechnęła się kokieteryjnie i zniżyła głowę, żeby mu coś wyszeptać. - Tylko nie wiem, czy ktoś inny na twoim miejscu pozwoliłby mi... - nie dokończyła, a za to zaczęła całować szyję chłopaka, w niektórych miejscach podgryzając jego skórę. - Mam przestać? Na pewno...? - Jedna z dłoni Angel zaczęła nieco się zsuwać, kierując się w stronę jego podbrzusza. Kiedy i tam się znalazła, dziewczyna uniosła głowę, by ponownie na niego spojrzeć. Wciąż z uśmiechem, znowu zaczepnym, i iskrami w oczach. - No to jak? - szepnęła, czekając na odpowiedź.

Alexandra Holmes pisze...

[To może jakiś wątek i czadowe powiązanie? ;)]

Alexandra Holmes pisze...

[a masz jakiś pomysł odnośnie tego jak długo się znają/ jak się poznali/itp? ja mogę zacząć wątek ^^]

Alexandra Holmes pisze...

Piękny dzień. Śnieżek prószy, w miarę dobre powietrze do oddychania, tylko po co to brudne błoto? Zupełnie jakby błoto nie mogłoby być czyste... Nic więc dziwnego, że kobiecina wolała wybrać metro, szczególnie, że akurat dzisiaj ochoty na przemierzanie kilometrów na butach nie miała, o.
To, że Alex rzuciła studia praktycznie na ostatnim etapie zapewne większość ludzi uważałoby to za głupie. Szczególnie, że była dobra w tym, co robiła, co pokazało to, iż dostała się na staż do świetnego wydziału. Nawet specjalnie nie musiała się starać. Rozwiązała kilka naprawdę trudnych spraw, a potem najzwyczajniej w świecie zrezygnowała. Powód znała tylko ona sama, więc mnóstwo 'znajomych' z uczelni miało ją po prostu za głupią. Alexandra nie przejmowała się tym, co myśleli inny ludzie, głównie wstawała rano, bo musiała. Inaczej zaszyłaby się w swoim mieszkaniu i już nigdy by z niego nie wychodziła. Ale po jakimś czasie udało jej się wyjść z depresji, jeśli można było to tak nazwać i ponownie wyszła do ludzi, jeszcze bardziej nieufna niż przedtem. Pracę znalazła chyba cudem, ale to pewnie tylko dlatego, że pomimo wypadku nadal była dobra w rozwiązywaniu zagadek. A dlaczego pracowała? To chyba jasne, nigdy nie lubiła wyciągać pieniędzy od nikogo. Żadna praca nie hańbi, prawda? Dlatego dawała z siebie wszystko i na nowo podjęła studia. Tym razem na innym wydziale, ale głównie po to, żeby poradzić sobie z własnym problemem.
Teraz na przykład była zmęczona i na domiar złego głodna. Zamiast wrócić szczęśliwie i spokojnie do mieszkania to co ją zaskakuje? KONTROLER BILETÓW!
Alexandra wiedziała, że nie miała swojego. Co też grzecznie powiedziała. Bardzo grzecznie. Dopóki facet jak każdy inny kontroler nie zaczął pokazywać, że ma władzę. Kiedy tylko poczuła, że łapał ją za ramię i ciągnął w stronę rozsuwanych drzwi, wyrwała się szarpnięciem i uderzyła mężczyznę z pięści.
- Nie dotykaj mnie, ty imbecylu jeden! - warknęła poprawiając torbę i unosząc walecznie podbródek. Dopiero wtedy, kiedy udało jej się zwrócić uwagę chyba wszystkich w metrze wyszła na stacje.

Alexandra Holmes pisze...

[To miała być ironia? ;p]

Kto by się tam poruszał samochodem, kiedy wokół świetne metra? Przecież inaczej Alex miałaby naprawdę nudny dzień, a tak to przynajmniej nie ominęła jej bójka z kontrolerem biletów, który okazał się jednak bardzo uparty - przecież każdy inny na jego miejscu już dawno by sobie odpuścił, czyż nie?
Panienka Duncan zazwyczaj wolała używać swoich nóg, nawet jeśli do przejścia miała trzy, cztery kilometry. Kiedy jednak w grę wchodziło dostanie się na drugi koniec miasta w grę wchodziło tylko metro. Albo rower. Błoto jednak nie było przyjazne małym oponkom.
Odwróciła się czując jak ktoś zwraca na siebie jej uwagę. A po krótkim słowie spojrzała na kontrolera, który faktycznie postanowił ją gonić. Albo raczej ich.
Rzuciła się biegiem przed siebie omijając wszystkich ludzi, zupełnie jakby mijała pachołki. W którymś momencie nawet się zaśmiała, bo owa sytuacja zaczęła ją śmieszyć. Kiedy wydostali się na zatłoczoną ulicę rozejrzała się.
- W lewo czy w prawo? - rzuciła w stronę mężczyzny wypatrując kontrolera.
Doskonale wiedziała, że niedługo i tak opadnie z sił, bo wsiadając do metra była straszliwie głodna. Nie przypuszczała, że jeszcze dzisiaj będzie musiała uprawiać biegi, ale jak widać życie nadal potrafiło zaskakiwać.

Alexandra Holmes pisze...

[W takim razie się cieszę, o ;D]

Cóż, z pewnością Alex i kierownica to nie było najlepsze połączenie. Wypadek murowany, ot co. Pytanie tylko kto i jak bardzo był pijany, by dać dziewczynie prawo jazdy? Sama panienka Holmes nie bardzo wiedziała jakim cudem udało jej się zdać, ale prawda była taka, że od tego czasu nie działa za kółkiem i chyba nie miał takiego zamiaru. W zasadzie to nawet nie przyznawała się, że ma prawko. Czuła się kompletnie głupia w tym temacie.
A wystarczyło skasować bilet, o. Dlaczego Alex tego nie zrobiła? Z prostych przyczyn, szkoda jej było kasy na takie głupoty, choć oczywiście powinna kupi magiczny papierek. W końcu przebywała w metrze nielegalnie... Rany, ale to brzmiało. Chciała się tylko dostać parę stacji dalej i tyle. Taka z niej przestępczyni, jak z jej ojca niewinny baranek.
Przystając pochyliła się i łapiąc oddech oparła dłonie na kolanach. Nie zdążyła się przyjrzeć mężczyźnie, chociaż chyba powinna i to już dawno temu. Przecież to on był jej towarzyszem ucieczki, czyż nie?
- No pewnie. Takie ucieczki to u mnie na początku dziennym - zażartowała śmiejąc się cicho.

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

[wybacz, musiałam coś zmienić, bo skoro mam takową możliwość, to będę z niej korzystać :)]

Kolejne dni snuły się po czterech ścianach kamienicy. Zaczęło się od cichutkich basów, które z czasem przerodził się w potężne i silne uderzenia. Głośna muzyka sprawiła, że goście ze spokojnych, znudzonych towarzyszy, przerodzili się w rozszalałe i żądne wódki bestię. Wspomnienia kilku kolejnych godzin zaczęły tonąć w oparach alkoholu, zanurzały się w gęstej mgle z ledwie dogaszonych papierosów.
Mona siedziała w kącie, tuląc do piersi głowę koleżanki, która właśnie zwróciła kolejny posiłek. Kto by pomyślał, że ta dobrze wychowana i bogata dziewczyna, będzie sprzątać i pomagać osobą w stanie nieważkości. Może gdyby sama nie wypiła tych kilku ubrudzonych kieliszków, mogłaby teraz wyrzucić tą całą hołotę za drzwi... W końcu kto to posprząta, ogarnie cały stos brudnych naczyń i te błoto na podłodze? Desperacja w oczach blondynki zaczęła rosnąć, jej ciało próbowało ocucić umysł, który zamiast wziąć się w garść zaczął płatać figle...
-Co się tu dzieje?- Mona próbowała utrzymać się na chudych nogach, które zaczęły rozjeżdżać się w przeciwnych kierunkach. Upadła i z niemocy wytrąciła z ręki mężczyznę butelkę wódki, która potłukła się na milion małych kawałeczków. Niech sobie już stąd idą, niech idą, idą, IDĄ- ręce dziewczyny ukryły się w bujnych lokach, tuż przy uszach, które próbowała ukryć przed hałasem dobiegającym ze wszystkich stron. Oszaleję i nikt się tym nawet nie przejmie- stwierdziła powoli kierując się w stronę niedomkniętych drzwi. Świeże powietrze na pewno pomoże jej doprowadzić się do porządku.
Umorusane schodki, przed drzwiami do "tańczącej kamienicy" zostały całkowicie zajęte przez kulącą się dziedziczkę. Przeszywające zimno sprawiło, że ciało dziewczyny zaczęło wyginać się na wszystkie strony byle tylko pozbyć się tych szklanych płatków śniegu...
Potworny trzask, wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Odwracając się w kierunku drzwi do mieszkania nie spodziewała się ujrzeć roześmianej twarzy mężczyzny, który został właśnie wyrzucony z imprezy... Jej imprezy- Za co wyleciałeś?- uniosła ze zdziwieniem brew i z nietęgą miną przyglądała się nieznajomemu...

[teraz ta wypowiedź przypomina mi moją Monę :)]